Kliktywista potrzebny od zaraz

Tydzień temu Jan Mencwel posłużył się niezbyt fortunnym terminem „kliktywista” w odniesieniu do rozcieńczonej przez internet formy aktywizmu miejskiego. Twierdzę, że „kliktywizm” to termin, któremu warto – póki jest jeszcze stosunkowo świeży, póki nie ugina się pod ciężarem przykrych konotacji – nadać nieco inne znaczenie i który niósłby ze sobąRead more

24 lutego 2012

Tydzień temu Jan Mencwel posłużył się niezbyt fortunnym terminem „kliktywista” w odniesieniu do rozcieńczonej przez internet formy aktywizmu miejskiego. Twierdzę, że „kliktywizm” to termin, któremu warto – póki jest jeszcze stosunkowo świeży, póki nie ugina się pod ciężarem przykrych konotacji – nadać nieco inne znaczenie i który niósłby ze sobą właściwe odpowiedzi na zadawane przez Mencwela pytania.

(CC BY 2.0) by GOIABA/ Flickr

Internetowa partycypacja

Wyobraźmy sobie, że mieszkamy w okolicach centrum dużego miasta. Podobnie jak większość naszych sąsiadów bardzo chcielibyśmy, żeby w okolicy powstała jakaś cywilizowana kawiarnia, w której możnaby spędzać przyjemnie czas ze znajomymi – albo żeby ktoś dał naszym oczom odpocząć od betonowego bezkresu i sznurów samochodów, na przykład poprzez stworzenie choćby i bardzo małego (ale za to zielonego!) skwerku. Potem wyobraźmy sobie, że to wszystko się dzieje za sprawą powszechnej woli zaistnienia, w dodatku zauważamy, że duży park z kilkoma kawiarenkami stoi tam, gdzie jeszcze wczoraj stał budynek zajęty w całości przez filie różnych banków.

To wszystko bardzo przyjemnie sobie wyobrażać, ale jeszcze przyjemniej dowiedzieć się, że istnieją szanse na realizację podobnego scenariusza. Mowa o Neighborland, społeczności internetowej z Nowego Orleanu, której celem jest sprawdzenie, czy marzenia mieszkańców o ich okolicy da się wykorzystać do czegoś konstruktywnego. Twórcy projektu – ludzie z CivicCenter, „kreatywnego studio” zajmującego się organizacją i wspieraniem inicjatyw mających na celu kreowanie i wzmacnianie zaangażowania obywateli w sprawy miejskie  – piszą: „na naszej stronie możesz dzielić się swoimi pomysłami na ulepszenie miasta, wspierać pomysły swoich sąsiadów […] wyznaczamy cele, które są do zrealizowania i omawiamy, jak je osiągnąć. Kiedy wiemy już jakimi środkami dysponujemy zabieramy się do działania[…]. Neighborland tworzy więzi między ważnymi postaciami społeczności lokalnych, właścicielami nieruchomości, deweloperami i władzą lokalną”.

Dalej brzmi to dość mgliście i „kliktywistycznie” w negatywnym ujęciu tego słowa, ale po dłuższym przejrzeniu tej strony nie sposób nie zauważyć, że to rzeczywiście fantastyczna szansa na stworzenie dialogu między wszystkimi istotnymi graczami w przestrzeni miejskiej. Deweloper restaurujący jeden z budynków w centrum miasta pyta mieszkańców, jakie punkty usługowe chcieliby w tym budynku zobaczyć. Władze miejskie pytają mieszkańców, co najbardziej ucieszyłoby ich i co najbardziej by się przydało na jednej z mało uczęszczanych i zaniedbanych ulic, które miasto chce rewitalizować w ramach stanowego projektu. Użytkownicy serwisu przedstawiają swoje sugestie; jeżeli przeczytają cudzą sugestię, którą zechcą poprzeć, mają możliwość dać serwisowy odpowiednik Facebookowego „lubię to”. Przy odpowiedniej liczbie użytkowników i zadbaniu o drobne kwestie techniczne (jak moderacja internetowego humoru, który w wypadku takiej akurat inicjatywy jest rzeczywiście nie na miejscu) łatwo sobie wyobrazić, że dość szybko muszą się wyłonić popularne propozycje faktycznie będące reprezentatywnymi w stosunku do tego, co miejscowym wydaje się potrzebne.

Ta formuła zastosowana na wielką skalę przedstawia niebagatelny potencjał. Oto koło nas zbudowano budynek, a mieszkańcy dostarczają informacji  jaki biznes najchętniej by tam zobaczyli: mamy tu do czynienia z sytuacją, w której przedsiębiorcy, inwestując w otworzenie sugerowanego punktu usługowego, mają znacznie większe niż normalnie szanse na sukces i rozwój swojego biznesu, a mieszkańcy otrzymują dokładnie to, czego chcą lub czego potrzebują. Zdrowe połączenie obywatelskiej partycypacji i wolnego rynku – a łatwo sobie wyobrazić liczne sytuacje, w których podobna forma „konsultacji społecznych” przynosi rozliczne korzyści różnym elementom przestrzeni miejskiej, niekoniecznie tym tylko, które obliczone są na popyt i podaż, konsumpcję i zysk.

Tomasz  Andrzejewski

Student ISNS UW. Robi różne rzeczy.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.