Aktualności
Darmowe
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Półprzewodniki i ananasy
1 kwietnia 2025
7 grudnia 2012
Jak współdecydować o rozwoju bezpośredniego otoczenia w miastach? Kulisy medialnej debaty na temat warszawskiej „Trasy Świętokrzyskiej” opisuje Karol Langie, architekt i urbanista zaangażowany w lokalny aktywizm na Pradze.
„Jak pan chce być urbanistą, to niech pan znajdzie sobie jakąś społeczność, dla której będzie pan działał” – to najprostsze zdanie jest najcenniejszym, jakie usłyszałem podczas sześciu lat z dużym okładem spędzonych na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Urbanistyka, jaką poznałem później – głównie z angielskojęzycznych książek oraz pobytu w Irlandii – za cel stawia sobie właśnie służenie wspólnocie, w miejsce wypełniania tak zwanych zamówień publicznych, będących w istocie zamówieniami mniej lub bardziej wyalienowanej ze społeczeństwa władzy samorządowej. Różnica podstawowa. I rzeczywiście – w wielu krajach „rozwiniętych” praca urbanisty polega na słuchaniu wielu głosów, w taki sposób, że każdy projekt jest optymalnym rozwiązaniem ewentualnych konfliktów, zamiast być ich źródłem. Zarówno charrette – amerykańska metoda popularyzowana w Polsce przez Macieja Mycielskiego, jak i nurt community planning tworzą warunki do otwartego i przejrzystego negocjowania przyszłości sąsiedztw. Umożliwienie wpływu na bezpośrednie otoczenie jest właściwie jedynym wystarczającym argumentem za wprowadzaniem takiego nowego sposobu planowania. Nie od dziś bowiem wiadomo, że możliwość wpływu na rzeczywistość jest jednym z podstawowych warunków szczęścia. Spotkania z takimi urbanistami życzę aktywistom, czy jak kto woli – działaczom ruchów miejskich.
Póki co jednak sprawy w polskiej urbanistyce mają się… nieco inaczej. Sprawa tak zwanej Trasy Świętokrzyskiej, relacjonowana ostatnio w warszawskich mediach lokalnych tyleż obszernie, co chaotycznie, świetnie pokazuje realia, w jakich decyduje się przyszłość naszych miast. Przede wszystkim jednak unaocznia, jak lokalny punkt widzenia jest (lub nie jest) obecnie reprezentowany przez system prawno-planistyczny. Jest to szczególna historia formułowania wizji przyszłości sąsiedztwa przez jego mieszkańców oraz kilkuletnich, konsekwentnych starań o jej realizację. Przypadki z ostatnich pięciu lat warte są więc przybliżenia, by pokazać jak trudną ewolucję przejść musimy jako społeczeństwo, by – zwłaszcza w stolicy – przestrzeń miejska zagospodarowywana była w sposób najlepiej uwzględniający potrzeby wszystkich. Jednym słowem – by przestrzeń publiczna była lepsza.
Jeszcze kilka lat temu o tej okolicy mówiło się „Szmulki”. Jednak ostatnio – po złożeniu do Rady Miasta oficjalnego wniosku o zmianę nazwy przez Praskie Stowarzyszenie Mieszkańców „Michałów” – większość mediów, a po nich także radni podchwycili taką właśnie nazwę. Mowa o wschodniej części administracyjnego obszaru „Szmulowizny”, wyznaczonego przez MSI (Miejski System Informacji, budzący kontrowersje, mimo udziału w jego opracowaniu specjalistów z różnych dziedzin, nowy podział administracyjny Warszawy z 1996 roku). Nazwa Michałów pochodzi od dawnego założenia sąsiadującego ze Szmulowizną. Powrót do – jak się zdaje – celowo pomijanej w czasach PRL nazwy, upamiętniającej ideologicznie niepoprawną wówczas postać Michała Radziwiłła, można rozumieć zarówno jako symboliczne odcięcie od nie najlepszej dla tego miejsca spuścizny XX wieku, jak i powrót do tradycji.
Faktem jest, że mało udokumentowany historycznie Michałów najprawdopodobniej został przecięty na pół XIX-wieczną linią kolejową pomiędzy Pragą a Targówkiem. Jednak proponowana „niepodległość” tego kilkunastotysięcznego sąsiedztwa może mieć uzasadnienie inne od historycznego. Podział Warszawy na częstokroć arbitralnie wyznaczone obszary przekraczające wielkością zasięg pieszego dojścia i obejmujące duże grupy mieszkańców nie sprzyja ani identyfikacji z miejscem, ani rozwojowi lokalnej demokracji. Świadczyć o tym może znikoma liczba powołanych w stolicy rad osiedli, potwierdzają to także gruntowne badania (np. „Społeczna Mapa Warszawy”), najbardziej widać to jednak po bolesnym zaniedbaniu warszawskiej przestrzeni.
Dziś jednak trzeba wyostrzonego spojrzenia, by dostrzec niepowtarzalność Michałowa. Najbardziej charakterystycznym znakiem są chyba służące mieszkańcom domowe krzesła wystawiane ciepłą porą przed sklepy i kamienice. Pomijając oczywistą przyczynę popularności takiego spędzania czasu, czyli bezrobocie, to bardzo rzadki w polskich miastach znak oswojenia publicznej przestrzeni. Wiele osób wspomina pracę w upadłych dziś w większości okolicznych zakładzikach i fabrykach. Jednak żeby odkryć więcej, trzeba sięgnąć jeszcze głębiej: zapytani starsi mieszkańcy opowiadają o urządzanych pod gołym niebem przy Bazylice na Kawęczyńskiej letnich potańcówkach i zimowym lodowisku. Niektórzy opowiedzą, jak z podwórek jeździli na Bazar Różyckiego towarowymi rykszami. Tak, z pewnością w skali stolicy jest to jedna z niewielu okolic, w której tli się jeszcze klimat Warszawy przedwojennej.
Patrząc z taką wiedzą na niszczejące na Michałowie kamienice, podwórka i zamknięte sklepy można zrozumieć, że są to oznaki upadku niegdyś żywej i barwnej dzielnicy przemysłowo-mieszkaniowej w centrum miasta, czekającej, aż ktoś zaproponuje jej nową przyszłość. Utarło się już w Polsce, że takim zbawcą jest przybyły z daleka Inwestor. Oczywiście najlepiej, gdy jest to cała karawana zasobnych deweloperów, którzy wraz z lokalnymi władzami zaczynają w chocholim tańcu roztaczać ultra-realistycznie ilustrowane wizje architektonicznej przyszłości dopasowanej do „segmentów rynku”. Zdarza się również, że światłe władze same rozpoczynają karnawał promocji na zagranicznych rynkach, dysponując czasami – trzeba przyznać – korzystną i sensowną strategią. Skoro jednak na Michałowie żadna z takich sytuacji nie zdarzyła się na wystarczającą skalę, rolę lidera w planowaniu przestrzennym stara się wypełnić Stowarzyszenie Mieszkańców. Na ile trudne jest to zadanie i ile trzeba było się w międzyczasie nauczyć?
Jednym z pierwszych działań Stowarzyszenia było zaproszenie wiceburmistrza Pragi Północ na spacer po okolicy, by pierwszy raz dokładnie obejrzał Michałów. Stowarzyszenie zajęło się też podstawowymi problemami – takimi, jak egzekwowanie od urzędu i agencji miejskich naprawy chodników czy konserwacji znaków drogowych. Hasła uspołecznionej rewitalizacji realizowane były przez sąsiedzkie sadzenie kwiatów na publicznym skwerze (coroczna „Akcja Bratek”), a także ustanowienie i organizację corocznych Dni Michałowa (w końcu września, około św. Michała). Szybko jednak problemy do rozwiązania zaczęły wymagać sięgania po specjalistyczną wiedzę, której brakowało zarówno mieszkańcom, jak i urzędnikom. Już uspokojenie ruchu na lokalnych uliczkach wymagało przytoczenia przykładów stosowanych w kraju i na świecie rozwiązań.
Dzisiaj wizja rozwoju Michałowa obejmuje strategię prawdziwej rewitalizacji – łączącej inwestycje z usprawnieniami lokalnej polityki gospodarczej i społecznej. Oprócz tego, w oficjalnych konsultacjach z mieszkańcami z różnych środowisk, powstał projekt zagospodarowania miejskich terenów poprzemysłowych – niszczejącego od lat Młyna Michla. Później, dzięki uczestnictwu w nowo powstałej Komisji Dialogu Społecznego do spraw Architektury i Planowania Przestrzennego przy stołecznym urzędzie miejskim, projekt zgłoszony został jako podstawa do sporządzanego planu miejscowego. Stowarzyszenie sąsiedzkie przejmuje tym samym od niezaintresowanej władzy lokalnej kompetencje zaprojektowania przestrzeni publicznych. Okazuje się, że tam, gdzie władzy nie zależy na jakości przestrzeni, może to być skuteczna i warta naśladowania droga.
Wizja wizją, a rzeczywistość okazała się nie mniej zajmująca. Najważniejszą zmianą, jaka czekać ma Michałów, jest budowa na jego obrzeżu nowej drogi łączącej… cóż, dyskusja co właściwie ma łączyć ta droga, trwa właściwie do dziś. Natomiast realia wskazują, że łączyć będzie Targówek z centrum Pragi.
Około roku 2007 Trasa Świętokrzyska była już w planach inwestycyjnych na zbliżające się lata. Wykonano studia czterech wariantów przebiegu trasy, z których wybrano najlepszy. Wraz z wyborem projektanta, całe przedsięwzięcie zaczęło jednak obierać niepokojący kierunek. Po pierwsze, trasa miała stać się panaceum na blokujące całą Pragę korki. Wiązało się to z mnożeniem liczby pasów ruchu oraz zwiększaniem przepustowości przez „upłynnienie ruchu” równoznaczne z wyrugowaniem przejść dla pieszych. Po drugie, wraz z zarzuceniem budowy innej źle przygotowanej i zaprojektowanej inwestycji drogowej – wschodniej części obwodnicy śródmiejskiej – budowa Trasy posłużyłaby jedynie wprowadzeniu większej ilości samochodów do już przepełnionego centrum.
Co więcej, półoficjalnie zdobyty przez Stowarzyszenie projekt budowlany Trasy Świętokrzyskiej, planowanej już od 60-tych lat XX wieku, przesuwał ją dokładnie na dominujący nad okolicą budynek spichlerza w kompleksie Młyna Michla. Jak się potem okazało, był to „poprawiony” wariant, bowiem początkowo projektant proponował przeprowadzenie drogi przez teren boiska klubu sportowego Huragan. Dopiero podczas posiedzenia tzw. Komisji Oceny Przedsięwzięć Inwestycyjnych burmistrzowie zwrócili uwagę projektantowi, że boisko to właśnie jest remontowane, a obok budowany jest nowy pawilon klubu. Jednak nawet poprawiony projekt zakładał, że trasa przetnie na pół kilkuhektarowy skwer przy ulicy Kawęczyńskiej, wskazywany najczęściej przez mieszkańców jako ulubione miejsce w okolicy.
Jakiś czas później Stowarzyszenie dotarło do dokumentu oceny oddziaływania na środowisko. Z dbałości o środowisko i mieszkańców zaplanowano (w centrum miasta!) wysokie ekrany akustyczne. Z dokumentu wynikało też, że wpływ budowy ulicy na środowisko będzie pozytywny, ponieważ pomoże to rozładować korki, a zanieczyszczeń będzie mniej, bo jezdnia po której samochody jeżdżą jest czystsza, niż w przypadku dzisiejszym – kiedy stoją z powodu niewystarczającej szerokości przejazdu. Karny obywatel nie ma innego wyjścia, jak zgodzić się z tą opinią, podtrzymaną – po zaskarżeniu decyzji administracyjnej – przez Wojewódzki Sąd Administracyjny. Wszystkie decyzje zapadały bez, oczekiwanych już dzisiaj powszechnie w dużych miastach, konsultacji społecznych.
Może nie dla wszystkich oczywiste jest, że każde sąsiedztwo powinno mieć swego rodzaju centrum, gdzie oprócz zrobienia zakupów, czy odwiedzenia lekarza po prostu życie toczy się niezobowiązująco, na krzesłach, ławkach, czy nawet leżakach w zieleni. Dziś miejscami pełniącymi do pewnego stopnia funkcję centrum Michałowa jest bazarek oraz blaszak hipermarketu do którego idzie się przez tory kolejowe. Jedną z propozycji Stowarzyszenia jest zaadaptowanie należącego do miasta terenu Młyna Michla wraz z przyległym parkiem na centrum usługowo-rekreacyjne, łączące prywatne sklepy i punkty usługowe z publicznymi instytucjami kultury (mediateka, centrum sąsiedzkie) oraz funkcjami sportowymi i rekreacyjnymi (m.in. powrót lodowiska!). W zasadzie wizja taka jest bliska powstającym dziś w coraz większej liczbie deweloperskim „parkom handlowym” – niewielkim, w porównaniu z tzw.”galeriami handlowymi” kompleksom handlowo-rozrywkowym, zazwyczaj obejmującym także usługi sportu i tereny zielone. Na marginesie – już sama konieczność takiego porównania pokazuje, w jakim stopniu brakuje pozytywnych wzorców w urbanistyce na publiczne zamówienie.
Elementem wizji jest także przeorganizowanie terenów zielonych sąsiedztwa. Rzecz w tym, by dzisiejsze anonimowe podwórka między blokami oraz przyuliczne skwery miały jasno określone grono odpowiedzialnych za nie użytkowników. Tak więc, jak w każdym przyzwoitym europejskim mieście, każdy skwer może być ogrodzony i doglądany przez mieszkańców, co wcale nie znaczy – zamknięty dla wszystkich „obcych”.
Jednak wizja powstała w Stowarzyszeniu „Michałów” wykracza poza własne podwórka. Inspirowani m.in. wizytą duńskiego urbanisty Jana Gehla (autora Życia między budynkami), Michałowianie postulują zwiększenie udziału transportu publicznego w miejsce prywatnych samochodów. Argumentują, że budowa nowych dróg tylko dla samochodów prywatnych jest samonapędzającą się spiralą asfaltowania. Samochód bowiem ze wszystkich znanych naziemnych środków lokomocji potrzebuje najwięcej przestrzeni. Natomiast poruszanie się komunikacją zbiorową, rowerem czy pieszo oznaczają oszczędność miejsca, co pozwala przywrócić ulice centrum miasta mieszkańcom oraz na nowo rozkwitnąć miejskiemu handlowi. Szczególnie ważne jest to tam, gdzie kamienice tak gęsto zabudowują przestrzeń, że to chodnik i cała ulica z uspokojonym ruchem staje się oswojoną przestrzenią sąsiedzką, gdzie można spokojnie wypuścić dzieci.
Z taką wizją miasta Stowarzyszenie Michałów od 2007 roku podejmuje się detektywistyczno-inżynierskiej pracy obejmującej wycieranie korytarzy tuzinów urzędowych wydziałów, czytanie kilkusetstronicowych dokumentów czy dyskusje ze specjalistami, którzy próbują zamydlić oczy samorządowcom i mieszkańcom kolejnym fachowym terminem. Mieszkańcy czytają więc (ze zrozumieniem!) prognozy ruchu drogowego i potrafią dyskutować nie tylko nad nimi, ale także nad założeniami leżącymi u ich podstaw. Tak jak dobry urbanista inżynierię transportową podporządkowują szerszej wizji rozwoju. Co więcej domagają się realizacji i odwołują się do oficjalnych strategii miejskich– jak choćby Programu Ochrony Powietrza – często wbrew nastawieniu urzędników i projektantów, odpowiedzialnych tylko za szybkie efekty. Głoszenie takiej długofalowej wizji wiąże się także z uczestnictwem w posiedzeniach rady dzielnicy, mieszkańcy nie boją się dochodzić racji nawet przed sądem. Trzeba przyznać, że argumenty są coraz bardziej rzeczowe, a przy takich okazjach dużo można się nauczyć o tym, jak działa miasto i jakie są zawiłości miejskiej polityki.
Nie w pełni zgadzam się z Andreasem Billertem, który chciałby wysłać decydentów odpowiedzialnych za miejską politykę „na stepy Azji”, by tam zajmowali się zagadnieniami dostosowanymi do poziomu ich kompetencji (ruch karawan). Zaskakujące jednak (a może nie?), że wiedza niektórych warszawskich polityków na tematy rozwoju miasta zawiera się czasem w stwierdzeniu, że „stowarzyszenie mieszkańców to typowe NIMBY (Not In My BackYard – byle nie na moim podwórku)”. Cóż – nie na demokracji bez samoedukacji.
Więcej o Trasie Świętokrzyskiej oraz sprawach Szmulowizny i Michałowa na blogu PSM „Michałów”: www.stowarzyszenie.michalow.blogspot.com
Więcej o community design (w języku angielskim): http://www.communityplanning.net
Więcej o kluczowych wartościach towarzyszących partycypacji społecznej (w języku angielskim) na stronie International Association for Public Participation: http://www.iap2.org
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.