Aktualności
Darmowe
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Półprzewodniki i ananasy
1 kwietnia 2025
27 kwietnia 2011
Choć street art istniał u nas od dawna – w radosnej formie twórczości nielegalnie powstającej na murach i ścianach budynków, jaką jest graffiti – to jednak jego zachodnia, bardziej zaawansowana forma, pozwoliła nam w lepszym stopniu odnieść się do istniejącej rzeczywistości. Komentowanie bieżących lub też bardziej uniwersalnych wydarzeń, zwłaszcza pod postacią popularnych jeszcze w czasach PRL-u murali (które wówczas były, na przykład, metodą reklamy rodzimych produktów), okazało się celnie trafiać do wyobraźni społeczeństwa i szybko stało się sposobem wyrażania nie tylko osobistych, ale też zbiorowych bolączek. Dziś murale zdobią ściany budynków, zwracają uwagę. Stały się elementem bardziej dekoracyjnym niż ideowym, za to naturalnym w krajobrazie miasta. Nikt z nimi nie walczy, ani nie zamalowuje ich, cieszą oko, zwłaszcza te chopinowskie albo wykonane przez krajowe i światowe gwiazdy jak Blu czy grupę Twożywo. Z nielegalnego, dokonywanego pod osłoną nocy gwałtu na szarych murach weszły w strefę błysku reflektorów, oficjalnie przyznano im miejsce w miejskim, artystycznym panteonie.
W swojej książce Aleksandra Niżyńska pokazuje zmiany w podejściu i rozumieniu różnych artystycznych form wyrazu sztuki ulicznej, która po części z przestrzeni publicznej – czyli w nadal pokutującym rozumieniu przestrzeni niczyjej – przeniosła się do przestrzeni nobilitowanej, czyli galeryjnej, przekształcając się w urban art, lub też została na ulicy, stając się narzędziem w rękach reformatorów społecznych bolączek, wykorzystywaną w szeroko rozumianych projektach trendu znanego na zachodzie pod nazwą community arts. Projekty te ingerują w przestrzeń wspólnot lokalnych, czasem dzięki temu rozwiązywane są ich problemy życia codziennego, sposobem zjednoczenia społeczności.
Autorka tworzy swoisty katalog dobrych praktyk artystycznych, które swoim działaniem poprawiły codzienny byt społeczności (jak projekt Dotleniacz Joanny Rajkowskiej), ale też tych stygmatyzujących społeczność, jak projekt czarnych kwadratów Grzegorza Drozda na osiedlu Dudziarska w Warszawie. Aleksandra Niżyńska przyznaje, że nie ma jednoznacznej definicji street artu, a jedynie jego liczne rozumienia w ustach tworzących go artystów, którymi kierują różne motywacje: od chęci wyróżnienia się i zaistnienia w świecie artystycznym, po próby podjęcia dialogu ze społecznością. Autorka pokazuje również proces „wynajmowania” ulicznych artystów do akcji podejmowanych przez władze miejskie, a także zespoły marketingowe dużych korporacji. Street art zmienił swoje oblicze z nielegalnego działania na szkodę nijakiej, zunifikowanej estetyki miejskiej do narzędzia promocji oraz reklamy komercyjnych produktów. Niżyńska twierdzi jednak, że street art się obroni: mimo że trafi do galerii lub na reklamowe billboardy, zachowa element wyjątkowości zależny od tworzących go artystów. Może stanie się częścią tożsamości i historii pozornie nieokreślonych społeczności.
Przykładem takiego działania, które pokazuje, że życie samo dopisuje scenariusze tam, gdzie stan rzeczy pozwala na improwizację (a tym w dużej mierze jest street art) jest historia graffiti na murach wyścigów na Służewcu. W obronie pomazanej zabudowy stanęła zintegrowana dzięki internetowi warszawska społeczność, gdy wyszło na jaw, że mur chce zamalować i pokryć reklamą firma Adidas, promując tym samym zdrowy, sportowy styl życia. Okazało się, że anonimowe malowidła tak bardzo wrosły w krajobraz, że mieszkańcy są do nich bardziej przywiązani niż do zdrowego stylu życia reklamowanego przez komercyjną firmę, który ma – jak każda reklama – charakter tymczasowy. Niczyja przestrzeń okazała się należeć do mieszkańców najbardziej niczyjego miasta w Polsce. Jeśli tak ma wyglądać drugie życie street artu, to książka Oli Niżyńskiej za chwilę stanie się niezbędną pozycją na półkach antropologów miejskiej codzienności.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.