Zbawienna powódź

Wygląda na to, że przyroda chce być przychylna dla wszystkich partii politycznych w Niemczech po równo. Niedawno pomogła socjaldemokratom i zielonym. Teraz przychodzi z pomocą partii Angeli Merkel. Polska przesypia deszcz? Kiedy ponad dekadę temu Gerhard Schröder szykował się do wyborów parlamentarnych, licząc na reelekcję, notowania jego partii (SPD) zaliczałyRead more

17 czerwca 2013

Wygląda na to, że przyroda chce być przychylna dla wszystkich partii politycznych w Niemczech po równo. Niedawno pomogła socjaldemokratom i zielonym. Teraz przychodzi z pomocą partii Angeli Merkel. Polska przesypia deszcz?

merkel

Kiedy ponad dekadę temu Gerhard Schröder szykował się do wyborów parlamentarnych, licząc na reelekcję, notowania jego partii (SPD) zaliczały kolejne poważne spadki. Rozczarowanie wyborców rządami czerwono-zielonej koalicji nie dawało wiele nadziei na powtórne zwycięstwo. I wtedy jakby za nadprzyrodzonym wstawiennictwem partii zielonych stał się cud.

Ulewne deszcze nawiedziły znaczne obszary Niemiec. Rzeki wystąpiły z brzegów i kraj w wielu miejscach znalazł się pod wodą. Powódź, która nawiedziła wówczas Niemcy, była jedną z największych od dziesięcioleci. Szkody były olbrzymie. Chodzi oczywiście o szkody materialne, w zdrowiu i życiu mieszkańców, lecz również pewne szkody polityczne. Otóż szykująca się do przejęcia władzy w kraju chadecja podzieliła los zniszczonych mostów, domostw i upraw. Jej rywale – SPD wraz z partią zielonych – wystrzelili w górę w sondażach niczym surfer odbijający się od napierającej fali.

Piastujący wówczas urząd kanclerza Gerhard Schröder wyczuł swój moment i natychmiast rzucił się na pomoc tonącym w odmętach rzek rodakom. Zdjęcia przemoczonego szefa rządu w kaloszach, osobiście wizytującego wały i zalane osiedla, obiegły cały kraj. Jego obietnice pomocy, słowa pociechy i rozmowy z powodzianami, zarejestrowane przez stacje telewizyjne, stały się najlepszą reklamą, jaką sobie można tylko wymarzyć w przededniu wyborów. Jakiś czas potem Gerhard Schröder, już jako kanclerz po reelekcji, mógł spokojnie oglądać w telewizji swoje wypowiedzi sprzed paru miesięcy i uśmiechać się do losu, dziękując za ten niespodziewany prezent.

Tak było z górą dziesięć lat temu. A jak jest teraz? Wydaje się, że scenariusz jest podobny. Z tą jednak różnicą, że o reelekcję walczy przywódczyni chadecji. Wygląda na to, że przyroda chce po równo obdzielić partie polityczne w Niemczech. Oczywiście rząd z Angelą Merkel na czele, ma się lepiej niż jego poprzednicy. Notowania obecnej koalicji nie są najgorsze. Ale kto wie, jak mogą się potoczyć wybory.

Żyjemy w niepewnych czasach. Na szczęście jest powódź. Angela Merkel powinna jeszcze tylko zakasać rękawy, założyć kalosze i ruszyć na wały, układać worki z piaskiem. Oczywiście tylko tam, gdzie są w stanie dotrzeć poważne stacje telewizyjne i inne media. Będzie pokazywać się tu i ówdzie, składać obietnice, podawać dłonie nieszczęsnym powodzianom. Efekt murowany.

Szkoda tylko, że z powodzi tysiąclecia u naszych zachodnich sąsiadów skorzysta jedynie obecna pani kanclerz wraz ze swoimi ministrami. Na jej falach mógłby popłynąć również polski premier. Jako jeden z faworytów na szefa komisji europejskiej po ustępującym Barroso, mógłby prawdopodobnie liczyć na mocne poparcie swojej niemieckiej odpowiedniczki.

Donald Tusk zadeklarował jednak, że tego nie zrobi. Jeśli stracimy taką sposobność, to czy pogoda jeszcze raz stworzy podobną okazję dla Polski?

Dominik  Pawlikowski

Absolwent filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego i filologii germańskiej Uniwersytetu Opolskiego

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.