Trzeba iść dalej

W ubiegłym roku Koalicja 11 listopada doprowadziła do zmiany trasy ultraprawicowego Marszu Niepodległości. Czy jest sens, żeby sprzeciw wobec manifestacji wyrażać nadal w ten sam sposób? Gdzie są granice demokratycznego sporu? Co przejdzie, gdy „faszyzm nie przejdzie”? Myślę – 11 listopada, a w mojej głowie automatycznie pojawia się rym zeRead more

7 listopada 2011

W ubiegłym roku Koalicja 11 listopada doprowadziła do zmiany trasy ultraprawicowego Marszu Niepodległości. Czy jest sens, żeby sprzeciw wobec manifestacji wyrażać nadal w ten sam sposób? Gdzie są granice demokratycznego sporu? Co przejdzie, gdy „faszyzm nie przejdzie”?

Myślę – 11 listopada, a w mojej głowie automatycznie pojawia się rym ze szkolnej akademii – „hołd wdzięczności Polska składa”. Uśmiecham się do siebie, bo rym ten, tak jak i cały wiersz zresztą, coraz mniej ma wspólnego z rzeczywistością. Listopadowa data zbliża się nieubłaganie, a ja z niepokojem myślę o tym, co będzie się w tym dniu działo w centrum Warszawy. Czy kolejny raz, zamiast świętować – trochę po swojemu i obok siebie, ale nie przeciwko sobie – podzielimy się na dwa wrogie obozy, z których każdy chce mieć niepodległość na wyłączność? Czy znów z okazji obchodów historycznego zwycięstwa dojdzie do konfrontacji, z której wszyscy wyjdą przegrani? Dziwna ta niepodległość, która dzieli. A przecież mamy ją na spółkę.

Piszę o ponownej przegranej, bo mając w pamięci ubiegłoroczny tok wypadków nie widzę podstaw, by mówić na poważnie o jakimkolwiek zwycięstwie. Marsz Niepodległości musiał zmienić trasę i dotarł do wyznaczonego celu z kilkugodzinnym opóźnieniem, przedzierając się pod osłoną policji uliczkami Powiśla, natomiast uczestnicy kontrmanifestacji otoczeni kordonem policji byli przez kilka godzin przetrzymywani na ulicy Oboźnej. Możemy się spierać, kto komu bardziej utrudnił życie, rozmiar tych niepowodzeń wydaje się jednak niewielki w porównaniu z moralną klęską obu stron. Obu, bo agresorzy znaleźli się w obu obozach. Wyrazem niezgody na rasizm okazała się pieśń o zabijaniu faszystów, sprzeciwem wobec mowy nienawiści – dehumanizujące epitety.

Wroga kule biją mimo, bomby się dokoła rwą…

Przyglądając się sprawie z boku, ma się wrażenie, że cały konflikt jest skutkiem ogromnego nieporozumienia i błędnego odczytania intencji drugiej strony. „Celem Marszu Niepodległości jest oddanie hołdu tym, którzy o tę niepodległość walczyli oraz podkreślenie, iż prawdziwie suwerenna, oparta o solidne fundamenty narodowej tożsamości i przywiązania do tradycji Rzeczpospolita, to najlepszy gwarant sukcesu – zarówno całego społeczeństwa, jak i poszczególnych jednostek” – zaznacza Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, stanowczo się przy tym sprzeciwiając zestawianiu polskiej myśli narodowej z neonazizmem. Przeciwnicy marszu inaczej widzą tę kwestię. Tradycje, do których odwołują się jego organizatorzy, identyfikują jako mające jawnie faszystowskie sympatie i w związku z tym wymagające aktywnego sprzeciwu. Zawiązana rok temu Koalicja 11 Listopada ma na ten sprzeciw sprawdzony pomysł – fizycznie uniemożliwić przejście marszu przez centrum miasta. W imię walki z nacjonalizmem, rasizmem i neofaszyzmem w ubiegłym roku na jego trasie stanęła kilkutysięczna blokada.

Po czym rozpoznać faszystów i od kiedy zaczęli się oni oburzać tym, że nazywa się ich po imieniu? Te i inne pytania nasuwają się same przy okazji śledzenia reakcji uczestników pochodu, który Koalicja 11 Listopada zwykła nazywać faszystowskim. Jeden z internautów na stronie marszu namawia do udania się tam z transparentem „Precz z faszyzmem” i nie jest on jedynym wypowiadającym się w tym tonie. Nie widzę uzasadnień dla twierdzenia, że grupa ta ma aż tak wyraźne problemy z autoidentyfikacją. Nie mam podstaw, by uznać, że są oni w swoim oburzeniu nieszczerzy. Czy zaszła zatem tragiczna pomyłka, na skutek której za kilka dni osoby nienawidzące faszyzmu znajdą się po dwóch stronach barykady?

A jednak przed dwoma laty to właśnie uczestnicy tego wydarzenia  – jak rozstrzygnąć, czy to ci sami, którzy dziś się oburzają, czy inni? – skandowali homofobiczne i rasistowskie hasła. Mając w pamięci zbeszczeszczenie Gwiazdy Dawida w Białymstoku, zamalowanie dwujęzycznych tablic w Puńsku i antysemickie napisy na synagodze w Orli i pomniku w Jedwabnem, nie sposób wątpić, że antyfaszyści w Polsce nie walczą z wyimaginowanym wrogiem. Wątpliwą pozostaje jednak kwestia, czy to rzeczywiste zagrożenie należy nadal lokować w listopadowym pochodzie.

– Jak to było z okrzykami „Żydzi do Izraela”? – zapytałam przedstawiciela Stowarzyszenia Marsz Niepodległości.  W odpowiedzi otrzymałam zapewnienie, że wulgarne lub obrażające kogokolwiek hasła nigdy nie były wznoszone przez organizatorów i że dołożą oni wszelkich starań, by takim zajściom zapobiec. Realizm podpowiada, że trudno ręczyć za to, jakie poglądy i życiowy dorobek będzie miał każdy ze spodziewanych 11-stu tysięcy uczestników. Zdaje się jednak, że organizatorzy zrobili swoje – kontrolują wszystkie transparenty, zakazali samowolnego skandowania haseł, nawołują do dyscypliny. Przekonują, że trudno mówić o rasizmie, skoro na listach uczestników widnieją także przedstawiciele mniejszości etnicznych i wyznaniowych. Czyżby marsz wykluczenia miał szanse stać się marszem wspólnoty?

– To mydlenie oczu. – komentują przeciwnicy. Nie śmiem zapytać komu i w jakim celu.

Marta  Witkowska

Studentka psychologii w ramach MISH UW, organizatorka akcji antydyskryminacyjnych, m.in. "Żywej Biblioteki" w Radomiu.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.