Komentarze
Polityka
Strona główna
Świat
Zmęczeni zwycięstwami
29 kwietnia 2025
25 marca 2017
Zostać w tyle za wiodącymi państwami UE oznacza dziś tyle co wypaść z gry o wspólną Europę. Dołączyć będzie można później – im później z tym mniejszym wpływem na to, co ustalą biorący aktywny udział w grze. A żeby grać, trzeba mieć swoich graczy. Jakimi graczami w głównych instytucjach UE dysponuje rząd?
To czego nie rozumie kierownictwo PiS, rozumieją wszyscy przywódcy Grupy Wyszehradzkiej. Dlatego na awanturę wywołaną przez Jarosława Kaczyńskiego w sprawie wyboru Donalda Tuska odpowiedzieli wzruszeniem ramion. Polska, nie tak dawno lider Europy Środkowej, zamiast wsparcia sąsiadów zobaczyła środkowy palec. Magnesem, który przyciąga małe państwa do Polski jest skuteczność.
Nikt z małych państw nie chce za partnera słabego kraju, który dla swoich inicjatyw nie potrafi zbudować koalicji z większymi. Po szczycie UE w Rzymie, który otworzy nowy etap w historii zjednoczonej Europy, będzie już jasne, że państwa decydujące się na izolację tylko na tym stracą w obliczu jedności pozostałych.
Zmiany traktatu nie będą po myśli Polski
Zabiegi polskiej dyplomacji o poparcie dla idei otwarcia traktatów przy okazji Brexitu – zapowiadanych przez polski rząd – nie zyskały sojuszników, nawet wśród najbliższych sąsiadów. Nie ma takiej potrzeby – stwierdziła w tym tygodniu komisja Parlamentu Europejskiego ds. konstytucyjnych. Z momentem wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE fragmenty, w których państwo to występuje formalnie w traktacie przestaną być po prostu czytane. Wygaśnie ich ważność, tak jak wygaśnie ważność postulatu, który Polska próbowała przeforsować.
Dlatego jedyną konsekwencją starań Warszawy o zmianę zapisów w traktatach po to, aby zapisać tam wiodącą rolę parlamentów narodowych, będzie nasza izolacja. Jeśli bowiem ktoś chce doprowadzić do znaczących zmian w UE musi potrafić zbudować koalicję z dużymi państwami.
Nowy numer Res Publiki Nowej „Jak być razem?”, o potrzebie odbudowy wspólnoty w Polsce i w Europie, jest już dostępny w naszej internetowej księgarni.
Żeby było jasne, przyjdzie czas na nowy traktat. W przeciwieństwie do polskiej wolty sprzed tygodnia będzie propozycją przygotowaną przez koalicję państw, do której zostaną zaproszeni pozostali. Dobrze, żeby Polska była w grupie państw inicjatorów, ale powiedzmy sobie szczerze, że nie będą to kraje w rejonie wyszehradzkim, międzymorza, ani nawet trójmorza. Nie od dziś najkrótsza droga do Rzymu prowadzi przez Berlin. A Berlin myśli dziś przede wszystkim według priorytetów nadanych przez kręgi integracji, w których sam od początku się znajduje: od strefy Schengen, prawo rozwodowe, patentowe, po strefę euro.
To, w której kolejności Niemcy spytają o zdanie Polskę, zależy od tego, w ilu wspólnych kręgach będziemy oraz jak wysoce prawdopodobną asertywność naszego kraju wobec dalszej integracji będziemy w stanie połączyć z gotowością do zawierania zdrowych kompromisów. To zadecyduje, na jak wczesnym etapie Berlin, Paryż, Rzym czy Madryt będą chciały zaprosić Polskę do wspólnej rozmowy. Tak wykuwany będzie najpewniej wspólny nurt polityki europejskiej – poprzez zgrupowanie państw.
Pewną gotowość do tego rodzaju gry rozpoznaliśmy zresztą jako Grupa Wyszehradzka, zgłaszając wspólne postulaty, z których najważniejszym była kwestia jedności Europy dla stonowania zapowiedzi Angeli Merkel o różnych prędkościach integracji, którą ogłosiła podczas szczytu na Malcie w lutym tego roku.
Deklaracja rzymska
Tymczasem rzymska deklaracja przywódców UE jest już dopięta na ostatni guzik. Przeczytamy w niej o fundamentach pokoju, demokratycznych zasadach, państwie prawa, opartych na jedności i niepodzielności Europy, a z drugiej strony o Europie integrującej się w różnym tempie w zależności od woli państw członkowskich. Subsydiarność – podstawowa europejska idea decydowania na możliwie niskim szczeblu, wyróżniona została, aby nie wykluczać tych, którzy jak rząd Polski podnosili rolę narodowych instytucji.
Wzmianka o „państwie prawa“, która znajdzie się w deklaracji, może z powodzeniem zostać odczytana jako napomnienie. Zaś pozostawienie zapisu o różnych prędkościach integracji, mimo sprzeciwu mniej zintegrowanych państw członkowskich, do których należą zarówno Polska, jak i Węgry, poddaje w wątpliwość nasz opór przed włączeniem się w główny nurt gospodarczy, jak to uczyniłana przykład Słowacja, która od przyjęcia euro cieszy się jednym z najwyższych wskaźników wzrostu gospodarczego.
Szczyt 27 państw w Rzymie będzie zarazem początkiem nowej unijnej ery, w której grono nie tylko stale się powiększa i zacieśnia współpracę, ale także dzieli, rozwodzi i nieraz kłóci.
Deklaracja podkreśli, że w globalnej rywalizacji solidarna i zjednoczona Unia jest pragmatycznym wyborem tych, którzy chcą coś znaczyć w światowej gospodarce. Szanując wybór secesjonistów z obozu Brexit, zarazem zapowiada jeden front w negocjacjach UE z Wielką Brytanią. To ostatnie przygotowania do otwarcia rokowań, które mają ruszyć z końcem marca. Pamiętajmy, że stawką jest nie tylko powodzenie Polaków – jako obywateli UE w Wielkiej Brytanii, ale przede wszystkim europejska jedność.
W Londynie dyskutuje się natomiast alternatywne podejście do Brexitu w postaci opuszczenia Unii bez uzgodnionych warunków. Oznaczałoby to zerwanie wszelkich porozumień, w tym o swobodzie przemieszczania się oraz odrzuceniu postulatu wpłacania zadeklarowanej już składki do unijnego budżetu, argumentując to anulowanymi długami Niemiec z reparacji wojennych.
Żaden z tych scenariuszy nie jest po myśli Polski, ani pozostałych państw Grupy Wyszehradzkiej. Tylko, że sami nic na to nie poradzimy – do przekonania Londynu potrzebujemy siły pozostałych partnerów. W tym dokładnie miejscu widać, jak wewnętrznie sprzeczne są dążenia z jednej strony do wzmocnienia narodowych instytucji i osłabienia Brukseli, a z drugiej nawoływania do jedności. Bo także w przypadku Brexitu to instytucje UE będą działać w najlepszym interesie polskich obywateli, a nie mało skuteczne wizyty prezesa Kaczyńskiego na Downing Street.
Zmiana aspiracji
Weźmy na koniec wyobrażenie na temat zjednoczonej Europy, jakie podzielamy dziś w Polsce. Mit dogonienia Zachodu przestaje być wiarygodny i nie pomoże tu żaden plan Morawieckiego. Mimo, że jako kraj w szybkim tempie się bogacimy i być może za jedno pokolenie rzeczywiście przesuniemy się o kilka oczek do przodu, to pojawiają się zupełnie nowe aspiracje.
Wyniki badania Instytutu Spraw Publicznych opublikowane w tym tygodniu wskazują, że młode pokolenie w całym regionie Europy Środkowej (także w Austrii i w Niemczech) bardziej niż benefity finansowe integracji, akcentuje pokój i swobodę przemieszczania się. Zarazem ujawnia lęki związane z terroryzmem, ale też z uchodźcami (szczególnie w V4). Mimo, że jak dotąd ani jedni, ani drudzy nie obrali sobie za cel naszego państwa.
Czy w przyszłości zamiast wspólnej gospodarki Europejczycy zapragną wspólnego federacyjnego państwa? Czas pokaże, czy marzenia się spełniają. Po sześćdziesięciu latach Unia pozostaje ewenementem – przykładem skutecznej, choć nie bez mankamentów, pokojowej integracji państw.
Polska dołączając do tego grona już spełniła podwójne marzenie – po pierwsze zapewniając sobie bezpieczeństwo przynależności na równych prawach, a po drugie realizując aspiracje o dogonieniu Zachodu – do którego poziomu jest nam bliżej niż ćwierć wieku temu.
Być może czas teraz na kolejne marzenie, o dołączeniu średniej wielkości państwa do grupy tych najważniejszych, które spotykały się w Wersalu po to, by zabrać głos w imieniu pokoleń przyszłych Europejczyków, wywodzących się z tej części kontynentu i skutecznie lobbować w ich interesie.
Nie da się go spełnić wycinając swoich obywateli ze wspólnotowych instytucji, ani umniejszając roli ram instytucjonalnych UE, cofając się do ram narodowych. Prawdziwe okazje dla sojuszy pojawią się, gdy włączymy się w budowę szerszego dachu nad głową, zamiast wytyczaniem płotów na miedzy. Zwłaszcza, że pogoda na świecie nienajlepsza.
Artykuł ukazał się w Polska The Times
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.