Komentarze
Polityka
Strona główna
Świat
Zmęczeni zwycięstwami
29 kwietnia 2025
25 grudnia 2010
Okazało się dość szybko, że nadzieje na „przełom” formułowano na wyrost. Trzeba jednak przyznać, że atmosfera na chwilę stała się miła. „Niezawisimaja Gazeta” komentowała – być może z odrobiną kpiny – że w Polsce na ostatnią wizytę prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa oczekiwano jak na przyjazd papieża. Atmosfera zagęściła się jednak zaraz po tym, jak Miedwiediew opuścił Polskę, bowiem Barack Obama obiecał prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu stacjonowanie na terytorium Polski amerykańskich F-16 i elementów systemu obrony przeciwrakietowej. Ewidentnie nie współgrało to z klimatem „ocieplenia” i wywołało zdziwienie Rosji. Kilka dni później premier Donald Tusk stwierdził, że wyniki śledztwa MAK ws. katastrofy TU-154 w wersji przysłanej polskiej stronie są nie do przyjęcia, a w Rosji są ludzie, którym zależy, aby cała prawda nie wyszła na jaw. „Komsomolskaja Prawda” z niedowierzaniem konkludowała: „Tak wygląda rosyjsko-polski reset w wykonaniu premiera Tuska”.
Rosyjska obsesja Kaczyńskich?
Dość często uważa się jednak, że niedobre stosunki polsko-rosyjskie to efekt polityki prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz postawy Prawa i Sprawiedliwości wobec Rosji. Tymczasem to Radosław Sikorski jeszcze nie tak dawno nazywał porozumienie rosyjsko-niemieckie w sprawie Gazociągu Północnego kolejnym paktem Ribbentrop-Mołotow. Parę dni temu zaś publicznie ogłosił w wywiadzie telewizyjnym, że Rosjanie są bardziej zaawansowani w „technologii fałszowania wyborów” od Białorusi. Bez wątpienia jednak politykę PiS-u wobec Rosji cechuje przekonanie o niezmiennej imperialnej „naturze” Rosji. Dobitnie obrazują to słowa Lecha Kaczyńskiego z sierpnia 2008 roku wypowiedziane w trakcie wiecu w centrum Tibilisi podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej: „Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie!” Niestosowne wydaje się więc ogłaszanie przełomu w stosunkach polsko-rosyjskich nad trumną tego właśnie prezydenta. W ostatnich dniach Jarosław Kaczyński publicznie przekonywał, że w tym pokoleniu Rosja nie zaakceptuje rzeczywistej suwerenności państw, które znajdują się w dawnej rosyjskiej strefie wpływu. „A kto tego nie bierze pod uwagę, ten popełnia błąd. Taką politykę prowadziłem ja, i to była jedyna racjonalna polityka”. Z perspektywy PiS-u nie może być mowy o lepszych stosunkach dopóki Rosja pozostaje „Rosją”.
Można oczywiście analizować relacje polsko-rosyjskie jako trwale zagrożone „uprzedzeniami” PiS-u wobec Rosji albo zastanawiać się, na ile polityka obecnego polskiego rządu ma korzenie w autentycznej zmianie podejścia do Rosji, a na ile posiada wymiar koniunkturalny i krótkotrwały. Bez wątpienia można też mówić o stosunkach polsko-rosyjskich w kategoriach interesów geopolitycznych i ekonomicznych. Co jednak, gdy przyjrzymy się wszelakim próbom „resetów” i „ociepleń” przez pryzmat polskich wyobrażeń o Rosji? Mowa raczej nie tyle o stereotypach, lecz o tym, co w nawiązaniu do Gadamera, można by nazwać przed-sądami na temat Rosji. Jak wskazywał niemiecki filozof, nasze rozumienie warunkowane jest przez wiele nieświadomych, wstępnych przeświadczeń. Ludzka struktura rozumienia wymaga wstępnego rozumienia tego, co chcemy zrozumieć. Czy polskie przekonania o „naturze” Rosji nie funkcjonują zatem jako niewymagająca weryfikacji rudymentarna wiedza o świecie, swego rodzaju praktyczna mądrość? Czy nie stają się one po prostu wstępnie przyjętymi sądami na temat rzeczywistości i esencji Rosji?
Rosja, czyli Wschód
W debacie publicznej rzadko zadaje się trudne pytanie o to, do jakiego stopnia wyobrażenia Rosji w Polsce są zakorzenione w orientalistycznym wzorze reprezentacji – w sensie, jaki nadał temu słowu Edward Said. Jak przekonuje Maria Janion, Rosja w oczach Polaków od zawsze była Wschodem wyposażonym w cechy właściwe krajom zorientalizowanym przez europejski Zachód: bezwładna, nieruchoma, zapóźniona, zacofana, irracjonalna i tyrańska. Polski autostereotyp cechuje poczucie wyższości kulturowej wobec „Ruska”. Ten sposób myślenia o Rosji ma długą tradycję. Już romantycy ujmowali Rosję i Polskę jako dwie wrogie sobie potęgi w Słowiańszczyźnie, kierujące się przeciwstawnymi zasadami „wolności” i „despotyzmu”. Czy słowa Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi i wypowiedzi ministra Sikorskiego w sprawie nowego paktu Ribbentrop-Mołotow nie są echem romantycznych wyobrażeń o Rosji, tyle, że w nowych szatach: Polska demokratyczna i europejska, a Rosja niedemokratyczna i imperialna?
Polityka wobec Rosji jest jednak przede wszystkim pochodną naszego stosunku do Europy i Zachodu. Orientalizacja Rosji przez Polskę kładzie nacisk na to, że nie należy ona do Europy. Polska samoidentyfikacja dokonuje się poprzez esencjalizację Rosji i przedstawienie jej jako kraju nie-europejskiego, niebezpiecznego Innego/Obcego, z „od zawsze” istniejącą „naturalną” potrzebą dominacji nad obszarem Europy Wschodniej; ale jednocześnie kraju, który „od zawsze właśnie” staje się europejski, „właśnie” rozpoczyna demokratyzację, czy „właśnie” zaczyna się cywilizować. Wynika to przede wszystkim z powszechnego odczucia niższości i peryferyjności Polski wobec Zachodu oraz wyższości wobec wschodniego sąsiada, także ze względu na przypisywane sobie przez Polaków bliższych kontaktów z Zachodem.
Jako ilustrację takiego podejścia warto przywołać Kunderowską Europę Środkową, czy polityczną inicjatywę Grupy Wyszehradzkiej. Dominujący wzór reprezentacji w dyskursie integracji europejskiej w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych stosował gradację, w której Europa Środkowa była bliżej wyidealizowanej Europy niż Europa Wschodnia, Europa Wschodnia znajdowała bliżej Europy niż Bałkany i Rosja. W ramach „Wschodów Europy” Europa Środkowa była najbardziej europejska, podczas gdy Rosja i Bałkany najbardziej orientalne. Powszechne używanie terminów „Europa” czy „europejska orientacja” w Polsce ujawniało jednak niepewność używających tych pojęć, czy rzeczywiście Europa uznaje nas za część Europy. Obraz Rosji jako patologicznego Innego pozwalał pokazać Europę Środkową i Polskę jako „Europę po prostu”. Jak przewrotnie zauważa kanadyjsko-estońska badaczka geopolityki Merje Kuus, Rosja nie była więc zagrożeniem dla Europy Środkowej, ale warunkiem możliwości jej pojawienia.
Bez przełomu
Dopóki polska polityka wobec Rosji powiela wzór reprezentacji, który uprzywilejował całkowicie europejską Europę ponad nie-do-końca-europejską Europę Wschodnią i Wschód, dopóty trudno będzie mówić o autentycznym „resecie” i „przełomie” w relacjach polsko-rosyjskich. Otwarcie bowiem wyklucza on i odmawia europejskości Rosji, przedstawiając jednocześnie Polskę jako siłę służącą wartościom „demokratycznym” i „europejskim”, jako możliwego adwokata i zarazem eksportera tych wartości do Rosji. Taki paternalistyczny ton „nauczyciela demokracji” musi drażnić Rosję, nawet jeśli założymy, że pozbyła się ona imperialnych ambicji.
Od lat 90. w polityce Polski wobec Rosji można dostrzec cechy orientalizmu, mimo że sami zostaliśmy wcześniej „zorientalizowani” przez Europę Zachodnią. Jak w Saidowskim orientalizmie polskie wyobrażenia na temat Rosji stawały się zarazem punktem wyjścia i konkluzją polityki wobec niej. Doskwierającą nam samym wtórność wobec Zachodu minimalizowaliśmy przez naszą politykę wobec Rosji, podkreślając, że Rosja jest jeszcze bardziej wtórna wobec Zachodu niż my. Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej i NATO stało się relokacją ze wschodu Europy do Europy „właściwej” dzięki zastosowaniu kontrastu między Rosją, Wschodnią i Zachodnią Europą. Akcesja była rezultatem i nagrodą za podobieństwo do Europy, a dołączenie do Europy ustanowiło maksymalny dystans od Wschodu, wschodniości i przede wszystkim Rosji. Stąd w stosunkach polsko-rosyjskich nie dojdzie do realnego „przełomu”, dopóki nie wypracujemy podmiotowego i niezesencjalizowanego sposobu przedstawiania Rosji, który mógłby stać się wobec niej podstawą partnerskiej polityki.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.