Aktualności
Polityka
RPN
Strona główna
Czy Polska potrzebuje prezydenta?
13 maja 2025
24 września 2015
Kryzys imigracyjny, z którym obecnie mierzy się Europa, jest zatrważający, ale tym, co czyni sytuację jeszcze gorszą są dwa fatalne w skutkach rozwiązania prawne. Ich feralny splot zabił już setki, jeśli nie tysiące osób, a jeszcze więcej zmusił do podjęcia niebezpiecznych wypraw. Te dwa prawa to rozporządzenie Dublin III (wyrażone w trzech dokumentach prawnych) i ustawa UE 2001/51/EC. Pierwsze z nich – Dublin III – jest często przywoływane przez węgierski rząd, przy jego pomocy próbujący uzasadnić całkowicie nieakceptowalny sposób, w jaki traktuje się uchodźców. To właśnie ten drugi przepis jest prawdziwym powodem, dla którego Węgry zalewane są przez tak wielką liczbę uchodźców.
Zacznę od rozporządzenia Dublin III. Zostało ono stworzone przede wszystkim jako odpowiedź na pytanie: kto ma podejmować decyzje dotyczące przyznawania azylu i przyjąć tych, którym zostanie on udzielony? Takie pytanie może wydawać się dziwne. Oczywiście odpowiedź brzmi: państwo, które otrzymało wniosek! Tylko dlaczego potrzebujemy do tego zapisu prawnego?
Wytłumaczenie jest proste. Bezpośrednią intencją zapisów DIII jest zapobieganie tzw. „asylum shopping”. Przypuśćmy, że wniosek osoby ubiegającej się o status uchodźcy w Niemczech zostanie odrzucony. Bez Dublin III taka osoba może próbować dostać się do Unii jeszcze dwadzieścia siedem razy. Wypróbowanie wszystkich państw członkowskich mogłoby zabrać dekady, a UE chciała uniknąć sytuacji, w której setki tysięcy ludzi chronionych przed deportacją, blokują działanie biurokracji krajowych. Jednak wciąż nie jest to problem, który koniecznie wymaga takiego przepisu. Państwa członkowskie UE mogłyby po prostu ustalić, że każdy imigrant ma jedną szansę. On lub ona może złożyć wniosek o azyl do jednego kraju i, jeśli zostanie odrzucony/a, informacja o tym zostanie rozesłana do pozostałych dwudziestu siedmiu krajów, które nie będą więcej rozpatrywały kandydatury tej osoby.
Czytaj najnowsze wydania Res Publiki: o wychowaniu do innowacyjności, o potrzebie mocy i o radykalizmie miejskim. Wszystkie dostępne na stronie naszej księgarni
DIII reguluje cały proces składania wniosków. Po pierwsze, jeśli uchodźca ma rodzinę w jednym z państw UE może aplikować tam o azyl. Po drugie, jeśli dany kraj jest odpowiedzialny za wkroczenie jakiejś osoby na teren UE, musi rozpatrzeć jego wniosek. Na przykład, jeśli ktoś dostanie się na teren Unii Europejskiej na podstawie wizy wydanej w Niemczech, ale jednocześnie będzie się ubiegał o status uchodźcy w Danii, jego sprawa zostanie przeniesiona do Niemiec. Po trzecie i najważniejsze, w pozostałych przypadkach wniosek musi zostać rozpatrzony przez kraj, na którego terenie została przekroczona granica Unii. To właśnie dlatego na Węgrzech panuje w tej chwili taki chaos. Zgodnie z DIII, Węgry muszą przyjąć wszystkich uchodźców, którzy wkraczają na teren UE przez ich południową granicę z Serbią, która do UE nie należy. Jeśli nie uda im się tego zrobić, a uchodźcy dotrą do innego kraju, przepis wymaga, żeby zostali zawróceni z powrotem do Węgier. To właśnie przez DIII, według Orbána, Węgry są w sytuacji bez wyjścia.
Jednak, co ciekawe ten ogrom ludzi przyjeżdżających do Węgier, wcale nie chce ubiegać się tam o status uchodźcy. Chcą aplikować o azyl w innych, bogatszych i bardziej tolerancyjnych krajach – jak Niemcy czy Szwecja. Tak jak większość ludzi dobijających na rozpadających się łódkach do wybrzeży Włoch, chcą iść dalej, a DIII więzi ich w kraju, w którym nie chcą żyć. Sytuację uchodźców pogarsza jeszcze fakt, że Viktor Orbán oficjalnie ogłosił, że jego kraj nie zamierza przyznać azylu nikomu – a już w szczególności muzułmanom. Zresztą w samym zeszłym roku tylko jedna na dziesięć decyzji węgierskiego rządu w sprawie wniosków o azyl była pozytywna. Dla porównania średnio w całej UE pozytywnie rozpatrywano jedną na dwie sprawy (a we Włoszech proporcja ta była jeszcze wyższa).
Zgodnie z DIII uchodźcy mają, z nielicznymi wyjątkami, tylko jedną drogę wyboru docelowego kraju, w którym chcą mieszkać: być w nim. Jeśli chcą uzyskać azyl w Niemczech, powinni przylecieć na lotnisko Tegel albo do Frankfurtu. Tak właśnie działa turystyka. Jeśli turysta chce zobaczyć Bramę Brandenburską albo zjeść frankfurterki, nie musi najpierw zwiedzić Röszke – małego węgierskiego miasteczka przy serbskiej granicy. Jednak sytuacja uchodźcy wygląda inaczej. Dlaczego?
Jak pokazał szwedzki statystyk, Hans Rosling, o wiele taniej jest przelecieć z któregokolwiek z krajów dotkniętych kryzysem do sąsiedzkich państw Unii Europejskiej, niż dostać się tam drogą lądową. Bilet z Amman do Berlina kosztuje poniżej $500. Koszty pieszej wędrówki z Jordanii do Węgier przelicza się w tysiącach. Droga lądowa jest też dużo dłuższa, o wiele bardziej niebezpieczna, wyczerpująca, upokarzająca i dostarcza wielu okazji obłudnym oportunistom, którzy na nieszczęściu uchodźców próbują zarobić pieniądze.
Uchodźcy idą pieszo nie dlatego, że nie stać ich na bilety lotnicze, ale dlatego, że nie mogą latać. Nikt nie może uciec z Damaszku samolotem, a jeśli nawet komuś uda się dotrzeć do Ammanu lub Beirutu – nie może wsiąść na pokład żadnego samolotu komercyjnych linii lotniczych. Podczas odprawy przyjazny pracownik lotniska zapyta o dokument pozwalający na wjazd do kraju docelowego – jak paszport lub wiza, których uchodźcy prawie nigdy nie posiadają. Tylko dlaczego linie lotnicze zachowują się jak strażnicy graniczni?
Tu właśnie na scenę wkracza dyrektywa EU 2001/51/EC. Zobowiązuje ona wszystkich komercyjnych przewoźników – w tym linie lotnicze – do pokrycia kosztów biletów powrotnych każdego pasażera, który zostanie zawrócony z granicy na trasie międzynarodowej. Samo w sobie takie rozporządzenie nie musiałoby wcale wiązać się z zaporowymi opłatami. Linie lotnicze mogłyby wprowadzić obowiązek wykupienia otwartego lotu powrotnego przez ludzi, którzy nie mają ze sobą dokumentów. Problem rozwiązany. Tylko że wspomniana dyrektywa zobowiązuje państwa członkowskie UE do nakładania gigantycznych, liczonych w tysiącach euro kar finansowych za każdego nieprzyjętego pasażera. W związku z tym linie lotnicze są obciążone nie tylko obowiązkiem przyprowadzenia każdego takiego klienta z powrotem do samolotu, ale też ogromną karą finansową. To samo dotyczy linii kolejowych i transportu morskiego. To właśnie dlatego uchodźcy rzadko aplikują o azyl do Berlina czy Sztokholmu, za to masowo pojawiają się na Węgrzech.
Połączenie EU 2001/51/EC i DIII jest odpowiedzialne za obecną katastrofę humanitarną w Europie. Bez nich ludzie mogliby swobodnie decydować, w jakim kraju chcą się ubiegać o azyl i nie musieliby płacić tak ogromnej ceny – zarówno finansowej jak i osobistej – za tę podróż. Bez DIII kraje graniczne UE mogłyby pozwolić każdemu na wjazd i aplikowanie na miejscu o azyl w dowolnie wybranym kraju. Ale w obliczu obu tych rozwiązań, tysiące ludzi zmuszeni są do koczowania na dworcach kolejowych w strasznych warunkach, niezliczona ilość niezidentyfikowanych ciał ofiar pływa w Morzu Śródziemnym, a niesprawiedliwy system obciąża odpowiedzialnością za poradzenie sobie z tą sytuacją parę pomniejszych państw.
Z tego wynika, że pierwszym krokiem w rozwiązywaniu obecnego kryzysu powinno być pozbycie się dyrektywy EU 2001/51/EC i stworzenie alternatywnego prawa na jej miejsce. Oczywiście sami przewoźnicy nie mogą pełnić roli decydenta. Ale UE mogłaby utworzyć biura dla uchodźców na głównych lotniskach i w większych obozach powstałych w okolicach strefy kryzysu. Przyjmowaliby ubiegających się o azyl podróżnych i wydawaliby pozwolenia na lot (nie na azyl), a uchodźcy mogliby dotrzeć bez problemu do wybranego przez siebie kraju. Tam mogliby zostać objęci opieką przez odpowiednie instytucje, gdzie spisano by ich dane do przetworzenia i zwolniono, aż do czasu podjęcia decyzji w ich sprawie. Taki system pozwoliłby zmienić kierunek przepływu napierającej na kraje graniczne fali ludności, głównie do państw takich jak Szwecja czy Niemcy. W tych krajach liczba wniosków o azyl znacząco by wzrosła.
W drugim kroku należałoby pozbyć się DIII. UE powinna stworzyć nowy system zarządzania migracją. Taki, w którym niezależnie od miejsca przekroczenia granic Unii, wniosek o azyl zostałby rozpatrzony przez organ centralny albo przez państwa członkowskie – ale w zgodzie ze ściśle wyznaczonymi, jednolitymi wytycznymi unijnymi opartymi na zgodnej bazie danych. Aplikanci zgłaszaliby też listę krajów, w których chcieliby zamieszkać w kolejności według priorytetów. A kiedy decyzja o tym, że udzielenie azylu jest uprawnione zostałaby podjęta, kraj zamieszkania byłby proponowany na podstawie preferencji ubiegającego się i ogólnoeuropejskiego systemu kwotowego rozdzielania uchodźców między państwa. Wtedy uchodźcy mieliby wybór. Mogliby albo przyjąć oferowany azyl, albo wrócić tam, skąd przybyli. Jeśli zaakceptowaliby propozycję kraju, dostaliby pozwolenie na pobyt czasowy i zezwolenie na pracę – ważną tylko w kraju pobytu (oczywiście mogliby podróżować po całej Unii Europejskiej jako turyści). Pod warunkiem dostarczenia dowodu pobytu otrzymaliby także zestaw świadczeń społecznych udzielanych przez rząd danego kraju. Podczas okresowej weryfikacji wymagane byłoby przedstawienie potwierdzenia adresu zamieszkania, który mógłby być też podstawą do uzyskania pełnego obywatelstwa UE. Z chwilą, kiedy taki uchodźca otrzymałby obywatelstwo, zyskałby pełne prawo do swobodnego przemieszczania się. Tego rodzaju regulacje mogłyby zapobiec praktykom obchodzenia systemu kwotowego.
Państwa członkowskie będą musiały wypracować system kwotowy przyjmowania uchodźców, który uwzględniałby pozycję poszczególnych krajów w rankingu dobrobytu, ich wielkość, sytuację na rynku pracy, strukturę wiekową społeczeństwa, itp. Taki system powinien być też elastyczny i zezwalać na różnego rodzaju pertraktacje. Mogę sobie wyobrazić, jak niektóre kraje wykupują część (ale nie całość) przydziału innych za ustaloną cenę. Mogę sobie nawet wyobrazić, jak w wyniku takich negocjacji Węgrzy zostają zwolnieni z obowiązku przyjęcia uchodźców muzułmańskiego wyznania (zwłaszcza, że około jedną piątą syryjskich uchodźców stanowią chrześcijanie, a duża część pozostałych jest bezwyznaniowa). Takie przetargi nie byłyby może zbyt piękne, ale ich skutki byłyby znacznie lepsze, niż wszystko, czego doświadczyliśmy do tej pory. System kwotowy przyjmowania uchodźców powinien być co jakiś czas rewidowany.
Tego kryzysu nie da się rozwiązać z poziomu narodowego. Skuteczna reakcja może powstać tylko w ramach ujednoliconej i wspólnej odpowiedzi UE. Poza zniesieniem DIII i EU 2001/51/EC oraz przeformułowaniem prawa unijnego, potrzebna jest też pomoc finansowa dla państw najbardziej obciążonych kryzysem imigranckim – żeby stworzyć lepsze warunki życia w tamtejszych obozach dla uchodźców. A Stany Zjednoczone i pozostałe nieeuropejskie kraje powinny także stanąć na wysokości zadania, przyjąć uchodźców, finansować pomoc humanitarną i włączyć się do gry, żeby rozwiązać głębsze – polityczne i militarne – konflikty stojące za obecnym kryzysem.
Artykuł został opublikowany w Visegrad Insight.
Akos Rona-Tas jest profesorem na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego na wydziale Socjologii. Jest także pracownikiem naukowym w Met@risk (INRA) w Paryżu.
fot. milenqqa / pixabay.com
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.