Biblioteka
Darmowe
Bezpieczeństwo gospodarcze, głupcze! – RPN 5/2024
26 marca 2025
5 maja 2016
W dyskusji o prawach reprodukcyjnych kobiet uwzględnia się wiele kategorii z porządku etyki, medycyny czy polityki społecznej. Na problem aborcji można jednakże spojrzeć również od strony technologii. Nie chodzi tu o technikę samego aktu usunięcia ciąży, ani medyczne aspekty kontroli nad kobietą ciężarną, a o to wszystko, co dzieje się na długo przed pojawieniem się dylematu: usunąć czy też nie?
Zacznijmy od tego, że technologia nie jest neutralna moralnie. Dlaczego? Artefakty, a więc sztuczne wytwory człowieka, tworzone są zazwyczaj w jakimś celu. Cel natomiast może być konstruowany na podstawie intencji twórcy danego przedmiotu. Słynny w ramach filozofii techniki jest przykład mostów na Long Island zaprojektowanych przez Roberta Mosesa tak, by nie mogły poruszać się po nich autobusy, które były głównymi środkami transportu dla Afroamerykanów. Projekty Mosesa, związane z resztą nie tylko z mostami, ale całą infrastrukturą miejską, przyczyniły się do dyskryminacji rasowej. Czy w tym przykładzie winny jest człowiek czy technologia, którą zaprojektował?
Intencja twórcy może być delegowana na artefakt. To jednak sprawia, że sam artefakt podtrzymuje reżim intencji, oddziałując moralnie bądź niemoralnie. Innymi słowy, w artefakty wpisane jest pewne wartościowanie moralne, które może być bardziej albo mniej uświadamiane przez samego konstruktora. Czasami jest też tak, że zastosowania pewnych technologii i osiągnięć nauki po prostu nie możemy przewidzieć, gdyż ludzka inwencja w majsterkowaniu i przekształcaniu przedmiotów jest nieograniczona. Coś, co wydaje się niewinne, może przybrać zupełnie inne szaty w określonych okolicznościach bądź też biografia takiego przedmiotu, wskazać może, że intencje twórcy były zgoła inne od sposobu użytkowania danego artefaktu (przykładem jest Alfred Nobel – twórca dynamitu, który sądził, że jeśli wynajdzie broń zdolną do zniszczenia ludzkości, to na świecie zapanuje pacyfizm z lęku przed możliwościami tej technologii).
Czy pod podszewką każdej demokracji ukrywa się przemoc? O tym nowy numer Res Publiki. Kup już teraz w naszej internetowej księgarni.
Langdon Winner zwraca jednak uwagę, że artefakty należałoby rozumieć jako uczestników dyskusji politycznej. W Polsce przykłady takie powinny być zrozumiałe w kontekście sporów o rzeczy takie jak pomniki, ścieżki rowerowe czy place zabaw. Czy jednak perspektywa, w której pytamy o technologię zanim postawimy wielkie pytania moralne ma jakiś sens w tak polaryzujących debatach jak w przypadku aborcji?
Peter-Paul Verbeek wskazuje, iż technologia taka jak USG nie jest po prostu instrumentem, ale generatorem nowych dylematów i nowych decyzji, więcej nawet – kształtuje ona nowe podmioty – rodziców i dziecko/dzieci. Czy badanie medyczne może być działaniem w sensie moralnym?
Badanie ultrasonograficzne polega na kreowaniu wizerunku zarodka bądź płodu w macicy na podstawie fal dźwiękowych. Badanie przebiega bezinwazyjnie w sensie fizycznym i pozwala na zobaczenie „wyniku” na monitorze urządzenia. Biorę słowo „wynik” w cudzysłów, gdyż w przeciwieństwie do wielu innych badań medycznych, które najczęściej pokazują dane w postaci wykresów, statystyk czy obrazów zupełnie nieczytelnych dla laika USG jest urządzeniem wyjątkowym. Przyszli rodzice mogą zobaczyć swoje potomstwo w tej postaci, w jakiej akurat obecnie się znajduje.
W wielu krajach w Europie pierwsze USG robione jest w 10-13 tygodniu ciąży (w Polsce również, choć zalecane jest USG przed 10 tygodniem, żeby stwierdzić, czy doszło do ciąży). Jego zadaniem jest wykluczyć wady rozwojowe płodu, w tym stwierdzić, czy przyszłe dziecko może mieć zespół Downa. Verbeek podkreśla, że poddanie się USG uznawane jest za wyraz odpowiedzialności moralnej kobiety – w końcu zdiagnozowanie wad rozwojowych płodu to szansa na usunięcie ciąży i ochronę jej zdrowia oraz życia. W Holandii wczesna diagnostyka wad płodu doprowadziła do większej liczby aborcji, nawet w przypadku, gdy te wady były niewielkie. Co więcej, dość wyraźnie zaznacza się w tym kraju lęk przed urodzeniem dziecka chorego na zespół Downa. Badania USG w olbrzymim stopniu mają wykluczyć właśnie tę przypadłość. Zdarzają się jednakże przypadki, gdy kobieta nie stawia się na USG, gdyż nie jest zainteresowana tym, czy dziecko jest zdrowe czy nie. Chce je urodzić bez względu na diagnozę i możliwe trudności medyczne. A może nie chce stanąć przed dylematami, jakie wiążą się z wynikiem takiego badania?
Verbeek wskazuje, że obraz USG sam w sobie jest formą zapośredniczoną. Otóż fale dźwiękowe muszą zostać „przetłumaczone” na obraz. To, co widzimy na monitorze nie jest zatem płodem jako takim, a jego wizualną reprezentacją. Dobrym przykładem podobnej technologii, która obrazuje to, co dzieje się w macicy jest USG w formie reprezentacji 3D. Wiele gabinetów ginekologicznych reklamuje się właśnie tego typu technologią, a przyszli rodzice chcą często zobaczyć w jeszcze bardziej figuralnej postaci swoje przyszłe dziecko. W filozofii za Donem Ihde i postfenomenologią techniki określamy takie tłumaczenie jednych danych na inne (w tym wypadku dźwięków na obraz) hermeneutyką materialną. Interpretujemy świat tak, jak nam się on przedstawia za pośrednictwem urządzeń i maszyn. Jaki jest jednakże problem z takimi reprezentacjami?
Po pierwsze, w przypadku badań takich jak USG wielkość oglądanego obrazu ma znaczenie. 11-tygodniowy zarodek ma 8,5 cm i waży 30 gramów. Na obrazie USG wydaje się on olbrzymi, o rozmiarze zbliżonym wręcz do wielkości noworodka. Taki obraz sam w sobie nie jest neutralny – staje się przedstawieniem otwartym na manipulacje – podobnie jak gdybyśmy obserwowali świat przez lornetkę, szkło powiększające czy mikroskop.
Po drugie, gdy patrzymy na monitor z obrazem płodu szybko zapominamy o matce. W końcu to w jej ciele dzieją się wszystkie te procesy, które technologia czyni widocznymi. Zastosowane narzędzia tworzą jednakże obraz płodu oderwany od ciała matki. Płód zanurzony jest w szarej masie, która w żadnym stopniu nie przypomina ludzkiego ciała.
Po trzecie, i najważniejsze, USG konstytuuje płód jako indywidualną osobę. W końcu patrzymy na monitor i widzimy malutkiego człowieka! Czy możemy zatem go usunąć? Co więcej, już pomiędzy 14 a 16 tygodniem ciąży możliwe jest ustalenie płci nienarodzonego dziecka. Płód jeszcze bardziej staje się przez to członkiem społeczności – dziewczynką lub chłopcem, dla których możemy kupować różowe bądź niebieskie ubranka.
Lisa Mitchell zwraca uwagę, że zdjęcia USG stają się częścią albumów rodzinnych, a często od momentu określenia płci płód staje się dla rodziców ich dzieckiem. Jednocześnie w toku procedury medycznej, płód od momentu przeprowadzenia USG i określenia jego „stanu zdrowia” staje się pacjentem.
Nietrudno wydedukować z powyższych argumentów i uwag, że badanie USG, choć niezmiernie ważne z medycznego punktu widzenia, jest niezwykle inwazyjne na poziomie psychicznym i moralnym. Rodzice, którzy „widzą swoje dziecko” mają znacznie trudniejszą decyzję do podjęcia w sytuacji, gdy może okazać się, iż płód jest uszkodzony. Ojcowie często zaczynają czuć odpowiedzialność za nienarodzone dziecko właśnie w momencie, gdy je zobaczą. Margarete Sandelowski podkreśla wręcz, iż mężczyźni dzięki badaniom USG stają się częścią procesu, jakim jest ciąża – mogą zobaczyć, co dzieje się w ciałach ich kobiet, gdyż poza tym nie mają żadnego wpływu na biologiczne etapy reprodukcji. Kobiety natomiast stają się środowiskiem dla prawidłowego rozwoju dziecka, co często prowadzi do ich uprzedmiotowienia (doskonały przykład określany ostatnio mianem „cudu medycznego” miał miejsce w Polsce: http://wiedzoholik.pl/sukces-na-skale-swiatowa-wroclawskich-lekarzy-kobieta-ktora-nie-zyla-od-55-dni-urodzila-dziecko/). Restrykcje w życiu codziennym takie jak „nie pij!”, „nie pal!”, „zdrowo się odżywiaj!”, „nie noś!” kierowane do kobiet ciężarnych, często pojawiają się właśnie po tym, jak ojcowie zobaczą swoje „dziecko”.
Nawiązanie osobistej relacji z reprezentacją płodu na monitorze wykorzystywane jest często przez przedstawicielu ruchu antyaborcyjnego, gdyż w przestrzeni publicznej pokazywane są zdjęcia tego, co dzieje się w kobiecej macicy właśnie za pośrednictwem obrazów USG: „Widzisz tę malutką fasolkę? O, tu jest główka! Tu nóżki! To malutkie dzieciątko”.
Co zatem dzieje się pod wpływem USG? Technologia tworzy kontekst, jakim jest ciąża oraz powołuje podmioty, które znajdują się w dość napiętej moralnie relacji: rodziców (w tym zwłaszcza matkę, której formalnie jako matki nie ma, dopóki nie potwierdzi się, że kobieta jest w ciąży), płód-dziecko, lekarza-ginekologa. Wszyscy znajdują się ze sobą w związku zapośredniczonym ciążą i w zależności od procedur diagnostycznych stać oni będą w sytuacji dylematu moralnego – usunąć czy nie usnąć ciążę? Wydaje się to dość złożone już na tym etapie? No właśnie. A teraz dodajmy do tego presję rodziny, atmosferę społeczną, sytuację ekonomiczną przyszłych rodziców, religię i światopogląd, politykę i prawo, nadzieje na przyszłość, chęć bądź niechęć do posiadania dziecka, poczucie bycia gotową i gotowym do rodzicielstwa i tworzy nam się dość złożona sytuacja, w której nie da się sprowadzić decyzji o aborcji jedynie do widzimisię danej kobiety. Medycyna, a w tym diagnostyka prenatalna nie tylko nam nie ułatwia, ale często i utrudnia podjęcie decyzji, mimo iż samo badanie jest, rzecz jasna, niezmiernie potrzebne dla samej kobiety i płodu.
Kto jest zatem odpowiedzialny za decyzję o aborcji? Kobieta? Lekarz? Inne osoby, które namawiają kobietę do usunięcia ciąży? Pracodawca, który pozbawi ją pracy? Ksiądz, który na pocieszenie w trudnościach nakłoni do modlitwy? Politycy, którzy wprowadzą prawo „pro choice”? Czy urządzenie USG, które przedstawi obraz wad płodu, ujawni, że ciąża jest pozamaciczna, wykaże, że płód ma zespół Downa?
Od dawna już, a może od zawsze, człowiek i technika stanowią ekosystem. Narzędzia, maszyny, urządzenia, a dziś komputery, skanery, lasery tworzą jedną całość z człowiekiem w sensie biologicznym. Robimy przeszczepy, wstawiamy rozruszniki serca, wynajdujemy coraz bardziej złożone protezy, a wszystko to traktowane jest jako wykorzystanie technologii w służbie dobrego i długiego życia. Dlaczego zatem zapominamy o technologii w takim temacie jak usuwanie ciąży? Nie chcę powiedzieć, że technologia jest tu najważniejsza, ale to właśnie za jej sprawą dochodzi w ogóle do postawienia kwestii aborcji! Jeśli zaostrzymy prawo aborcyjne w Polsce to za jakiś czas, chcąc podążać za literą prawa, nie powinniśmy wcale dokonywać badań USG, żeby nie wiedzieć i nie widzieć, co się w ogóle w ciele kobiety dzieje! Bo jeśli to zobaczymy, nie możemy już pozostać obojętni. Jednocześnie trzeba pamiętać, że zniewalający obraz może być także technologiczną manipulacją.
Natalia Juchniewicz – doktor filozofii, doktorantka socjologii (Uniwersytet SWPS), współpracowniczka DELab UW oraz Młodzi w Centrum Lab. Zajmuje się filozofią i socjologią techniki, nowymi mediami, postfenomenologią techniki.
W tekście wykorzystano następujące źródła:
Langdon Winner, “Do Artifacts Have Politics?”, Daedalus, Vol. 109, No. 1, Modern Technology: Problem or Opportunity? (Winter, 1980), s. 121-136.
Peter-Paul Verbeek „Obstetric Ultrasound and the Technological Mediation of Morality: A Postphenomenological Analysis”, Human Studies (2008) 31:11–26.
Lisa Mitchell, Baby’s first picture: Ultrasound and the politics of fetal subjects, Toronto, ON: University of Toronto Press 2001.
Margaret Sandelowski, “Separate, but less unequal: Fetal ultrasonography and the transformation of expectant mother/fatherhood”, Gender and Society (1994) 8: 230–245.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.