Lubelska energia

Czerwcowa niedziela – nad Warszawą zbierają się czarne chmury burzowe, aby z premedytacją zamienić miejskie ulice w rwące potoki i wywołać falę krytyki pod adresem stołecznej władzy. W tym samym czasie na wschodzie powoli budzi się do życia Lublin, przez który minionej nocy również przetoczyła się nawałnica. Było to jednakRead more

26 czerwca 2013

Czerwcowa niedziela – nad Warszawą zbierają się czarne chmury burzowe, aby z premedytacją zamienić miejskie ulice w rwące potoki i wywołać falę krytyki pod adresem stołecznej władzy. W tym samym czasie na wschodzie powoli budzi się do życia Lublin, przez który minionej nocy również przetoczyła się nawałnica. Było to jednak zjawisko innej natury. Już po raz ósmy zorganizowano Noc Kultury, prawdziwy wybuch wydarzeń kulturalnych i okołokulturalnych.

Energie Miasta to hasło przewodnie tegorocznej odsłony Nocy Kultury, a w informacji prasowej na pierwszej stronie widnieje stwierdzenie: Lublin lśni jasnym światłem na kulturalnej mapie Polski, ale jest taki moment, kiedy następuje tu istna eksplozja energii miasta. Rzeczywiście, miasto eksplodowało energią. Warto dodać, że był to żywioł niezwykle pozytywny. Dlatego też dziwnie było wrócić do stolicy, w której również nastąpiła eksplozja energii, niestety tej negatywnej.
1369922337_Neon.Kina.Kosmos.3

Lublin tętnił życiem, na każdym rogu ktoś coś robił, przygotowywał, gdzieś pędził. Zaraz po wjeździe do miasta zauważyłam grupę ludzi instalującą neon z kultowego Kina Kosmos na budynku Galerii Labirynt. Podczas drogi do hotelu minęłam kilku nastolatków niosących piramidę, która miała stać się miejscem projekcji filmów z Lublinem w roli głównej, a zarazem dość nietypowym kinem, do którego można było wejść jedynie na kolanach. Przy ulicy Grodzkiej nad głowami przechodniów linoskoczkowie montowali swój osprzęt. Natomiast na końcu Krakowskiego Przedmieścia powoli rozświetlała się ogromna instalacja wykonana przez Jarosława Koziara. Wraz z zachodzącym słońcem miasto rozkwitało i uwalniało nowe pokłady energii. Aż w końcu nadeszła noc – jedyna taka noc w roku.

Nie jestem entuzjastką nocnych wydarzeń kulturalnych. Noc Muzeów omijam szerokim łukiem, bo jedyne, z czym mi się kojarzy, to kilometrowe kolejki. Sądziłam, że podobnie będzie tym razem w Lublinie. Na początku minęłam kilka pokaźnych kolejek do różnych miejsc. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że jest to tylko część całej oferty, bowiem większość tzw. atrakcji była tak zaplanowana, aby wszyscy zainteresowany mieli do nich dostęp. Na przykład pokaz kina niezależnego na placu przy Teatrze im. H. Ch. Andersena wyświetlany był na ścianie budynku, tak aby mogli je obejrzeć zarówno przechodnie, jak i ludzie siedzący w ogródkach restauracyjnych.

CentrumWydarzeń-Koncert

Centrum wydarzeń stanowiła scena wybudowana na ruinach miejskich, na Placu po Farze, gdzie odbywały się koncerty zarówno przyjezdnych artystów, jak i twórców związanych z Lublinem. Aby podkreślić różnorodność miejskich energii, organizatorzy postanowili zaprezentować pełen przekrój gatunków muzycznych – od hip hopu przez folk i jazz po poezję śpiewaną. W ofercie znalazło się również wiele wystaw, pokazów filmowych i teatralnych. Pod zamkiem i w wielu innych miejscach można było oglądać i uczestniczyć w wydarzeniach związanych z wszelkiego rodzaju tańcem.

Mnie najbardziej urzekło małe podwórko, na którym przedstawiono zdjęcia lubelskich rzemieślników. Pod zdjęciami były opisy ich życia i pracy, można było również odsłuchać przeprowadzone z nimi wywiady. Absolutnym hitem było nocne strzyżenie w zakładzie fryzjerskim założonym w 1924 r.

W najnowszym numerze Res Publiki Nowej, w narzędziowniku Animatora Kultury można przeczytać wypowiedź Elżbiety i Ewy Okroy, wedle których celem animacji jest stwarzanie sytuacji komunikacyjnych, w których możliwe jest „wytrącenie z oczywistości”. Taka sytuacja miała miejsce w Lublinie, wszyscy zostali na jedną noc wytrąceni z oczywistości tego miasta, stali się częścią wydarzenia, które „zaczarowało przestrzeń”. Wprawdzie rano wszystko wróciło do normy, w końcu jedynie noce bywają magiczne. Jednak wydaje mi się, że wielu uczestników zmieniło swoje spojrzenie na miasto i na różnorodność żywiołów, które je przenikają.
***
Podczas pobytu w Lublinie miałam również okazję przeprowadzić wywiad z Grzegorzem Kondrasiukiem, postacią niezwykle istotną dla lokalnej kultury. Wprawdzie rozmowa dotyczyła tematu, który został już wielokrotnie przerobiony i przywołany przy każdej możliwej okazji – Konkursu na Europejską Stolicę Kultury 2016, jednak pojawił się w niej również wątek Nocy Kultury, który warto tu przytoczyć. Wielu bowiem myśli, że idea Nocy Kultury powstała właśnie na fali starań Lublina o tytuł Stolicy Kultury. Okazuje się jednak, że pierwsza Noc Kultury odbyła się zanim ktokolwiek w Lublinie słyszał o konkursie (i już wtedy w programie znajdowało się kilkaset wydarzeń kulturalnych). Krzywdzącym jest zatem stwierdzenie, że to właśnie dzięki Europejskiej Stolicy Kultury w Lublinie tak wiele się dzieje, a tym bardziej chwalenie Lublina, za to, że mimo przegranej kontynuuje swoje kulturalne przedsięwzięcia. Jak widać już wcześniej miasto starało się organizować innowacyjne pomysły kulturalne, a konkurs jedynie przyczynił się do ich nagłośnienia.

Kondrasiuk zwrócił też uwagę na problem języka, jakim opisuje się Noc Kultury. Jest to bowiem tak różnorodne zjawisko, że ciężko nadać mu jedną nazwę. Czy Noc Kultury jest festiwalem, czy może czymś więcej? Ciężko jest określić ramy pojęciowe, w jakich można opisywać tego typu fenomeny miejskiej kultury. Zdaje się, że stojącym przed nami zadaniem powinno być odnalezienie warstwy językowej, która pozwoli w pełni oddać ich naturę.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.