Aktualności
Darmowe
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Półprzewodniki i ananasy
1 kwietnia 2025
4 kwietnia 2013
O perypetiach towarzyszących budowie Miasteczka Wilanów i buncie jego mieszkańców opowiada Justyna Pakuła.
Wilanów kojarzy się przede wszystkim z dawnymi ziemiami Jana III Sobieskiego, który wzniósł według projektu Augustyna Locciego obecny Pałac w Wilanowie. Następnie tereny te przeszły w ręce Potockich, a po upadku powstania styczniowego zarządzali nimi Rosjanie. W I połowie XX wieku Wilanów był obszarem rolniczym, pełnił również funkcje rekreacyjne. Dopiero w na początku lat 1950 został włączony do Warszawy jako dzielnica, a potem administracyjnie stał się częścią Mokotowa. Od 1994 roku wyodrębniono dzielnicę Wilanów.
Wilanów obecnie cieszy się (lub nie cieszy) opinią dzielnicy prestiżowej, zamieszkanej przez ludzi bogatych czy też nowobogackich. Prawdopodobnie ten stereotyp powstał w czasach PRL-u, kiedy nieoficjalnie jedno z tutejszych osiedli nazywano „zatoką czerwonych świń”. Dodatkowo wzmocniła go budowa Miasteczka Wilanów, jednego z największych w Polsce przedsięwzięć urbanistyczno-inwestycyjnych po 1989 roku. Historia tego miasta-w-mieście zaczęła się już w 1992 roku, choć realizację pierwszych inwestycji w Miasteczku rozpoczęto dopiero w 2002 roku. Tereny pod zabudowę zostały wykupione z rąk SGGW przez grupę Prokom, która zatrudniła architekta Guya Perry’ego w roli projektanta założeń urbanistycznych. Nad architekturą samych budynków pracowało kilkanaście polskich biur architektonicznych. W 2010 roku projekt Miasteczka Wilanów zdobył prestiżową nagrodę ULI Global Award for Excellence.
Guy Perry, architekt i urbanista francusko-amerykańskiego pochodzenia, jest założycielem i prezesem Investment Environments – międzynarodowego biura projektowego, które opracowuje masterplany dla wielu projektów architektonicznych na całym świecie. W Warszawie poza Miasteczkiem Wilanów stworzył koncepcję soft loftów „Woronicza Qubik”.
Koncepcja Miasteczka zaprojektowanego przez Perry’ego opiera się na idei miasta-ogrodu Ebenezera Howarda opublikowanej w 1898 roku. Miasto-ogród to pomysł na realizację miast satelitów, które funkcjonują jak samowystarczalne organizmy. W założeniu mają harmonijnie łączyć elementy miasta i wsi, przestrzenie zamieszkania, pracy i rekreacji. Poza budynkami mieszkalnymi w mieście-ogrodzie miały się znajdować ratusz, muzeum, teatr, szkoły, biblioteki, boiska, place zabaw, kościoły, zakłady przemysłowe itd. Centrum miasta-ogrodu w koncepcji Howarda miał wypełniać ogromny park, a dookoła niego miała znajdować się szklana galeria z krytą promenadą, ogród zimowy i sklepy. Polskimi realizacjami tej idei są m.in. Ząbki, Młociny, WSM i w założeniu – Miasteczko Wilanów.
Wystawiona publicznie makieta przedstawiająca koncepcję Perry’ego przedstawiała zabudowę otoczoną mocą zieleni, parkami, fontannami, obudowanymi drewnem ciągami wodnymi. Roślinność pięła się po ścianach bloków, na których dachach założono ogrody. Tak jak w mieście-ogrodzie centrum miała stanowić przeszklona galeria handlowa, a oprócz niej multikino, park wodny (zimą lodowisko) i targowisko pod gołym niebem. Mieszkańcy mieli spacerować i wchodzić do kawiarni i restauracji wprost z deptaka. Jak mówił Guy Perry: „Myślałem wtedy o placach, ulicach, sklepach, które wymuszą na ludziach, by chodzili pieszo. Chciałem, by byli bliżej siebie”. Całe miasteczko miało przypominać sławne Nancy Stanisława Leszczyńskiego. W ten sposób wyglądała wizja architekta-urbanisty. Deweloper jednak miał nieco inne plany…
Czytaj również: O wielu twarzach warszawskiej Białołęki/ Justyna Kłos
Prokom Investments przekazał projekt Miasteczka Wilanów firmie deweloperskiej Polnord, o czym mieszkańcy dowiedzieli się z internetu. Nowy developer miał nowe pomysły. Popyt na mieszkania rósł mimo wysokich cen z powodu ciągłego niedoboru mieszkań na rynku, dobrego dojazdu do centrum z Wilanowa, pobliskich terenów zielonych i prestiżu. Z tego powodu Polnord zamiast centrum handlowego, kina, przedszkola, lodowiska, kawiarni i restauracji oraz innych obiecanych inwestycji zdecydował się budować kolejne bloki, aby sprzedać jak najwięcej mieszkań. Co więcej, Polnord sprzedał całe działki różnym deweloperom np. Robygowi lub Sjaelso. Budynki w trakcie realizacji należą do poszczególnych deweloperów, po zakończeniu budowy oddawane są w ręce zaproponowanych przez dewelopera zarządów reprezentujących wspólnoty mieszkaniowe. Miasteczko marzeń do tej pory nie zostało zrealizowane. Dopiero w ubiegłym roku pojawiły się pierwsze drobne usługi, takie jak pralnia, małe sklepy spożywcze czy restauracje. Po większe zakupy mieszkańcy muszą udać się gdzieś dalej, dzieci zawozić do szkół i przedszkoli w innych dzielnicach. Miasteczko nie jest też ostoją zieleni. Blok stoi koło bloku, oddzielają je tylko trawa i krzewy, brakuje drzew. Tylko na niewielu dachach znajdują się ogrody, a po ścianach budynków nie pną się żadne rośliny. Mieszkańcy zostali oszukani i tak też się czują. Postanowili jednak walczyć o swoją wizję warszawskiego raju.
Oprócz deficytu drzew odczuwalny był również deficyt informacji. Mieszkańcy, którzy żyli w niepewności co do planów, jakie ma wobec nich deweloper i gmina, najpierw założyli forum internetowe, a następnie Stowarzyszenie Mieszkańców Miasteczka Wilanów (SMMW), którego pierwszym przedstawicielem był Stanisław Orzeł. Stowarzyszenie rok temu miało 80 członków i było zarządzane przez 10-osobową kapitułę. Dzięki stworzonej przez nich stronie internetowej i obecności stowarzyszenia na Facebooku każdy mieszkaniec Miasteczka ma dostęp do informacji dotyczących aktualnych działań i może się zapoznać z odpowiedziami władz na stawiane przez Stowarzyszenie postulaty. W 2010 roku SMMW wystawiło własnych kandydatów w wyborach samorządowych. Udało się: Stanisław Orzeł i Katarzyna Radzikowska zostali radnymi dzielnicy Wilanów.
Dzięki aktywnej działalności stowarzyszenia władze miasta wykupiły grunt pod budowę publicznej szkoły i przedszkola, zakończył się konflikt między deweloperami a miastem dotyczący budowy alei Rzeczypospolitej, uruchomiono linię autobusową łączącą Miasteczko z węzłem komunikacyjnym Wilanowska, tymczasowo utworzono połączenie drogowe z Ursynowem. Natomiast z inicjatywy Guya Perry’ego i jego żony została zorganizowana akcja Move&Plant, w ramach której mieszkańcy wspólnie sadzili drzewa, zbierali fundusze na ustawienie ławek przy ul. Klimczaka i doprowadzili do usunięcia nielegalnych reklam. Jednym słowem – mieszkańcy zapłacili drugi raz za zieleń i małą architekturę, którą obiecano im przy zakupie mieszkania. W dodatku musieli sami wszystko zorganizować.
SMMW wciąż walczy m.in. o rozpoczęcie budowy ul. Branickiego, która miałaby stanowić połączenie między Miasteczkiem a Ursynowem. W tej sprawie zostały już złożone setki pism ze strony stowarzyszenia. Urzędnicy nieodmiennie tłumaczą się brakiem środków finansowych, ważniejszymi inwestycjami lub wskazaniem alternatywnego przebiegu drogi (dłuższej o ok. 8 kilometrów). Podobne odmowy przychodzą w sprawie innych zgłaszanych problemów.
Czytaj również: Źle urodzone czy źle wymyślone. Próba obrony bloków/ Aleksander Kozielski
Wraz ze sprowadzeniem się do miasteczka pierwszych mieszkańców jedna z sąsiadek zaproponowała wspólne spotkanie na patio. Wydarzenie miało charakter zapoznawczo-organizacyjny. Stworzono listę mailingową, poruszono kwestia reklamy, którą nasz deweloper chciał umieścić na stałe przy wejściu do bloku. Wszyscy zgodnie sprzeciwili się temu pomysłowi. Dzięki naszej sąsiadce i podpisom udało się zapobiec zamontowaniu reklamy. Później odbyło się jeszcze jedno spotkanie. Ostatnio kolejne – w sprawie licznych i częstych ostatnimi czasy awarii: wciąż psuła się brama garażowa, cyrkulacja wody w budynku była nieprawidłowa, spadało napięcie w sieci elektrycznej, pękały rury wodne, co skutkowało zalewaniem garaży, windy i drzwi wejściowe ulegały awarii itd. Zarząd działający w imieniu wspólnoty zwlekał często z naprawą mimo licznych zgłoszeń mieszkańców lub reagował nieadekwatnie do zaistniałej sytuacji. Z tego powodu na ostatnim spotkaniu powołano alternatywny zarząd wspólnoty, którego zadaniem jest odwołanie obecnego, co okazało się niestety zadaniem trudniejszym, niż się wszystkim wydawało. W związku z tym, że zarząd został z góry narzucony przez dewelopera, nie reprezentuje uczciwie interesów mieszkańców i zwleka z naprawami do czasu, aż minie okres rękojmi nałożonej na dewelopera, co w praktyce oznacza, że deweloperowi udaje się unikać napraw gwarancyjnych.
Wizja idealnego osiedla nie została zrealizowana, mimo że była na to szansa. Mieszkańcy, którzy dziś muszą walczyć o spełnienie przynajmniej części obietnic zawartych w założeniu osiedla, czują się oszukani. Autor koncepcji osiedla został oszukany podwójnie – jako architekt i mieszkaniec; jego idea miasta-ogrodu została zdegradowana. Miasteczko Wilanów to fikcja, która istnieje tylko na makietach. Nawet obecna Świątynia Opatrzności nie jest realizacją projektu architektonicznego, który wygrał konkurs. Deweloperzy to iluzjoniści. Świetnie kreują rzeczywistość, która znika, gdy tylko pojawia się perspektywa dużych i łatwych pieniędzy. Tam, gdzie w grę wchodzi duży zysk, nie ma mowy o zadbaniu o dobro klientów. Najsmutniejsze jest jednak to, że czas i energia mieszkańców, które mogliby wykorzystać na realne uczestnictwo w kształtowaniu otaczającej ich przestrzeni, zużywane są na walkę o jej najbardziej podstawowe funkcje.
Patrz również: Cezary Łazarkiewicz, Wściekli z Wilanowa, „Polityka”, Wydanie specjalne Sztuka Życia, nr 5/2011, s. 110-113
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.