Czwarta fala wzbiera na bliskim wschodzie

W styczniu 1969 roku Jan Palach, młody student filozofii, podpalił się na praskim Placu Wacława, aby zaprotestować przeciwko przeprowadzonej pięć miesięcy wcześniej sowieckiej inwazji na Czechosłowację. Jego ofiara nie była jednak aktem desperacji. Wprost przeciwnie – miała wzniecić nadzieję oraz pragnienie oporu w czeskich probratymcach. Dekadę później Palacha wspominano jużRead more

26 lutego 2011

W styczniu 1969 roku Jan Palach, młody student filozofii, podpalił się na praskim Placu Wacława, aby zaprotestować przeciwko przeprowadzonej pięć miesięcy wcześniej sowieckiej inwazji na Czechosłowację. Jego ofiara nie była jednak aktem desperacji. Wprost przeciwnie – miała wzniecić nadzieję oraz pragnienie oporu w czeskich probratymcach. Dekadę później Palacha wspominano już jako inspiratora i prekursora Aksamitnej Rewolucji.

Jakieś 41 lat później pewien północnoafrykański młodzieniec z wykształceniem informatycznym popełnił podobny czyn w wiejskiej miejscowości Tunezji – Sidi Bouzid. Mohammed Bouazizi dokonał samospalenia powodowany szykanami ze strony lokalnych władz, które w końcu pozbawiły go straganu handlowego i tym samym jedynego środka utrzymania. Dziś większość Tunezyjczyków postrzega tragiczne wydarzenie w kontekście wszechobecnej pokoleniowej beznadziei.

Śmierć Bouaziziego okazała się mieć katalityczny potencjał. Znaczące powstania bądź protesty wybuchły w ośmiu innych państwach Afryki Płn. oraz Bliskiego Wschodu: Algierii, Jordanii, Mauretanii, Maroku, Omanie, Sudanie, Jemenie i oczywiście w Egipcie, gdzie w pierwszym tygodniu lutego setki tysięcy ludzi zapełniło ulice Kairu i innych miast w proteście przeciwko trzydziestoletniej dyktaturze Mubaraka. Na transparentach widniał napis: „Tunezja wskazuje drogę!”.

Nigdy wcześniej arabska ludność nie zebrała się w takiej ilości oraz z taką determinacją, aby dać upust swojemu niezadowoleniu wobec politycznego status quo. Jako dość wiarygodny punkt odniesienia jawi się fala wolnościowych przemian, która przetoczyła się przez południową Europę (Grecja, Portugalia, Hiszpania), Amerykę Południową (Argentyna, Brazylia, Chile, Urugwaj) oraz Europę Wschodnią w przeciągu lat 70., 80. i 90. XX wieku – fenomen nazwany przez Samuela Huntingtona Trzecią Falą demokratyzacji. Czy to możliwe, że jesteśmy świadkami Czwartej Fali na Bliskim Wschodzie – łańcucha luźno skoordynowanych oddolnych powstań, które w nadchodzących latach ustanowią w regionie reguły samorządności? Regionie, który od czasów kolonizacyjnych doznawał jedynie upokorzeń oraz zniewag ze strony autorytarnych władz?

Tunezyjski zryw nazwano „Jaśminową Rewolucją”, w solidarności z tzw. kolorowymi rewolucjami, które miały miejsce w Gruzji (Różana), Kirgistanie (Tulipanowa) oraz na Ukrainie (Pomarańczowa). Obecnie Tunezja ze swoimi 10 milionami mieszkańców według północnoafrykańskich standardów pozostaje względnie zamożnym oraz samowystarczalnym krajem. Co innego Egipt, który z populacją 80 milionów stanowi demograficzne i geopolityczne centrum regionu. Podobnie jak w Tunezji, pierwsza fala egipskich demonstracji objęła ludzi młodych, politycznie sfrustrowanych i rozczarowanych warunkami zatrudnienia. Oficjalna płaca państwowych pracowników to marne 400 funtów egipskich miesięcznie – około 65 dolarów. Wielu aktywistów czerpie informacje z serwisów Al Jaazery, ponadto korzysta ze społecznych mediów, jak Twitter, Facebook czy YouTube. Dostęp do wiadomości niekontrolowanych przez rząd pozwolił egipskiej młodzieży zapoznawać się ze światowymi trendami w kulturze oraz polityce – coś, o czym mogły pomarzyć poprzednie pokolenia.

Jakie są więc cele? Oczywiście lata autorytarnych rządów nie mogły nauczyć protestujących politycznej dojrzałości, co nie znaczy, że ich żądania – koncentrujące się przede wszystkim wokół pytań o społeczną suwerenność – nie posiadają cech wiarygodności i koherencji. Powstańcy pragną niezwłocznego i całościowego zerwania ze starym reżimem, nie tylko przez wzgląd na jego korupcję, działania represyjne, obojętność oraz stagnację, ale przede wszystkim dlatego, że pozbawia ich on kontroli nad własnym, codziennym życiem.

Pośród kairskich demonstrantów powtarzają się głosy, iż wreszcie czują się oni dumni z bycia Egipcjanami – konstatacja wspólnej egalitarnej przynależności, niosąca wyraźnie demokratyczne znaczenie. Kiedy po wstępnych protestach wybuchła fala grabieży, na poziomie sąsiedzkim utworzono komitety samoobrony – cień demokratycznej samoorganizacji, która pomogła ograniczyć do minimum złodziejstwo oraz inne działania przestępcze. Z każdym dniem demonstrujący wydają się coraz bardziej świadomi faktu, że walczą nie tylko o przyszłość Egiptu, ale również całego arabskiego świata.

Chociaż wolnościowe zrywy bywają podatne na regresję, to wydarzenia wstrząsające obecnie arabskim światem rzeczywiście mają szansę zapoczątkować Czwartą Falę demokratyzacji, która z czasem obejmie znaczną część Afryki Płn. oraz Bliskiego Wschodu. Oczywiście pozostaje mnóstwo wątpliwości, związanych choćby z religijnym fundamentalizmem. Jaką rolę w przyszłości Tunezji odegrają powracający do kraju członkowie zakazanej partii islamskiej Al Nahda? Czy egipskie Bractwo Muzułmańskie będzie się starało wypełnić polityczną pustkę po odejściu Mubaraka? Na szczęście wygląda na to, że współcześni młodzi Egipcjanie nie widzą interesu w wymienianiu wstrętnego świeckiego despotyzmu na równie nietolerancyjny i opresyjny fundamentalistyczny reżim islamski. Zdają sobie sprawę , że agresywna retoryka w stylu Hezbollahu, Hamasu czy Ahmadinejada nie pomoże w rozwiązaniu uciążliwych problemów ekonomicznych oraz politycznych. „Nie cierpię fundamentalizmu. Nee chcę irańskiego reżimu. Chcę wolności i demokracji”, deklaruje Mohammed Nagi, trzydziestoletni protestujący.

Heglowskie „Wykłady z historii filozofii” uznano bez ogródek za naiwne, ponieważ postrzegały one historię na sposób teleologiczny jako „postęp w świadomości wolności”. Jaki sens tkwi w nadawaniu historii znaczenia, skoro wyobrazimy sobie jej chaos, horrory oraz niepoliczalne okrucieństwa? A jednak – jeżeli Jaśminowa Rewolucja w Tunezji oraz obecna w Egipcie nie tracą na sile, jeżeli potrafią inspirować polityczne zmiany w sąsiednich państwach, być może warto dać Heglowi drugą szansę?

Opracował Kajetan Poznański

Richard  Wolin

Historyk idei, znany z krytyki postmodernizmu. Zajmuje się w swoich pracach zagadnieniami tradycji republikańskiej, pojęcia narodu czy uwikłaniem filozofii w związki z ideologiami politycznymi. Jest uznanym znawcą i badaczem myśli politycznej filozofów takich, jak Leo Strauss, Hannah Arendt czy Karl Löwith.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.