Aktualności
Nowy numer
Polityka
RPN
Strona główna
To (nie) jest kraj dla młodych ludzi
14 czerwca 2025
6 maja 2013
Tak jak sarna zahipnotyzowana światłami nadjeżdżającego TIR-a, tak Jan Rokita nie potrafił uniknąć zbliżającej się tragedii, choć ją przeczuwał. Jakie wnioski płyną z lektury Anatomii przypadku?
Odwiedzając niedawno jedno z państw trzeciego świata, miałem okazję spędzić wieczór z lokalnym watażką – takim, co zna wszystkich. Studiował w Wielkiej Brytanii, więc mówi nienaganną angielszczyzną. Zjeździł pół świata, wie jak, gdzie i z kim należy bywać. Przyjmuje mnie w swojej rezydencji – nie przymierzając – rozmiarów Ambasady Rosyjskiej przy Belwederskiej. Jest podjazd dla samochodów, jest służba, jest elegancki ogród, w którym podejmuje gości – słowem wszystko, czego dusza nuworysza może zapragnąć.
Ale, ale – mój rozmówca pochodzi z rodziny z tradycjami – im więcej opowiada o swoich przodkach, tym bardziej się dziwię. Żyją w kraju, którego rząd nie rozpieszcza ludzi ich pokroju. W końcu nie wytrzymuję i pytam:
– Jak to jest, że wam się udało, a inni siedzą w więzieniu lub klepią biedę?
– Jesteśmy elastyczni – odpowiada z uśmiechem na ustach i bez cienia zażenowania mój rozmówca. Przez jego głos przebija rodzaj dumy.
W naszym kręgu kulturowym chyba trudno o większą obrazę – ktoś elastyczny, dyspozycyjny to osoba bez zasad, bez kręgosłupa moralnego, zmieniająca alianse dla własnych korzyści.
Nie dotyczy to mojego rozmówcy. W jego wypadku elastyczność to rodzaj cnoty – umiejętność przewidywania biegu historii, która wynosi na szczyty roztropnych, a topi nieuważnych.
Ta polityczna przebiegłość jest pożądaną cechą niezależnie od szerokości geograficznej. Nie jest też dana raz na zawsze – to zmysł, który nietrenowany stępia się paskudnie. Niedawno zawiódł też mojego rozmówcę. Stracił znaczną część majątku.
*
Pierwsze wspomnienia związane z Janem Rokitą pochodzą z okresu Komisji Rywina. Dla kilkunastoletniego chłopaka było to wydarzenie czysto wrażeniowe, podsycone jedynie przez antykomunistyczne nastroje panujące w domu. Oto źli czerwoni są rozjeżdżani przez kowboja z Krakowa.
Nie interesował mnie Lew Rywin, mało zajmowała rola Leszka Millera czy „Gazety Wyborczej”. Ważny był lekko ekscentryczny szeryf, który ze swadą i dowcipem rozprawiał się ze zbójami. Byłem święcie przekonany, że charakterystyczne „r” to jeden z elementów kreacji, obok kapelusza i płaszcza. Taki znak rozpoznawczy, jak „Z” u Zorro. Pokładałem więc w Rokicie nadzieje zarezerwowane dla superbohaterów.
*
Anatomia Przypadku to gorzka lektura. Pełna błyskotliwych analiz i pikantnych anegdot z okresu ostatniego dwudziestolecia, ale w toku narracji przewidywalna. Gdyby opublikowano ją w USA, życzliwy recenzent mógłby określić ją mianem wysoce poczytnej.
Zawiedzie się jednak ten, kto w tej książce szukał będzie przyczyn niepowodzenia wielkiego projektu PO-PiS-u. Tym najciekawszym wydarzeniom, w stronę których zmierzała być może cała polityczna kariera Jana Rokity, poświęconych jest ledwie dwadzieścia stron opasłego tomiszcza.
Nie znajdziemy tu również typowych dla Jana Rokity alternatywnych wersji historii. A szkoda. Bo czy jako wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego nie odroczyłby degradacji polskiej rywalizacji politycznej, przypominającej dziś walki plemienne? Czy mniejszościowy rząd techniczny z poparciem dla strategicznych projektów ze strony PO nie zmarginalizowałby Leppera, a później nie uchronił od „powstania” Palikota? Pal licho alternatywne scenariusze. Karty historii nie rezerwują miejsca dla niedoszłych premierów.
Fortuna na pstrym koniu jeździ i wygląda na to, że w 2005 roku po prostu opuściła Jana Rokitę. Żal do autora można mieć więc o to, że nie starczyło mu politycznej przebiegłości, by takiej sytuacji zapobiec. Mowa przecież o weteranie polskiego parlamentaryzmu, świadku niejednej politycznej egzekucji, twórcy niejednej partyjnej strategii.
W swojej książce autor dzieli polityków na państwowców i tych, którzy dbali jedynie o własne imię. Ta druga kategoria rzecz jasna zarezerwowana jest dla postkomunistów. Czy słusznie? Praktyka rządzenia pokazała, że obóz solidarnościowy głównie deliberował nad swoją wielkością, snując sny o potędze. Co jednak powinno podlegać ocenie? Intencje czy fakty?
Rokita konkluduje: „Myślę, że śmiech jest zdrową reakcją na przewidywane niebezpieczeństwa, których nie chcemy albo nie umiemy uniknąć”. I o to również mam żal. Każdemu innemu politykowi taka bierność uszłaby na sucho, ale od kandydatów na superbohaterów wymaga się dużo więcej.
______________
Porównanie cen książki: Jan Rokita, Robert Krasowski, Anatomia przypadku, Czerwone i czarne, 2013
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.