Tykające bomby, cz. X i XI

Tomasz Kasprowicz, redaktor działu ekonomia, pisze alternatywny gospodarczy program wyborczy. Dziś o bezrobociu i potrzebie innowacyjności w nauce i gospodarce. W poprzednich tygodniach prezentowaliśmy jego teksty o konieczności uproszczenia przepisów oraz o sytuacji małych i średnich firm, infrastrukturze, kryzysie demograficznym i polityce energetycznej,  polityce finansowej i socjalnej, kolejnych obciążeniach nakładanych na przedsiębiorców. Walka z bezrobociem Zawsze nośne hasło walki z bezrobociem jest niestetyRead more

3 października 2011

Tomasz Kasprowicz, redaktor działu ekonomia, pisze alternatywny gospodarczy program wyborczy. Dziś o bezrobociu i potrzebie innowacyjności w nauce i gospodarce. W poprzednich tygodniach prezentowaliśmy jego teksty o konieczności uproszczenia przepisów oraz o sytuacji małych i średnich firminfrastrukturzekryzysie demograficznym i polityce energetycznej,  polityce finansowej i socjalnejkolejnych obciążeniach nakładanych na przedsiębiorców.

Walka z bezrobociem

Zawsze nośne hasło walki z bezrobociem jest niestety zawsze tylko hasłem – zwykle wykorzystywanym do tego, by bezrobocie powiększyć. Niestety na tym polu szykuje nam się katastrofa w stylu północnoafrykańskim. W schedzie po PRL odziedziczyliśmy dużą grupę osób strukturalnie bezrobotnych, które nie są w stanie podjąć niemal żadnej pracy. Jednak w założeniach miała ich zastąpić kohorta młodych i dobrze wykształconych pracowników. Tymczasem prawie połowa młodych ludzi ma poważne problemy ze znalezieniem pracy, co więcej, wyższe wykształcenie nie poprawia wcale ich sytuacji. Za kilka, kilkanaście lat znajdziemy się w nieciekawej sytuacji z dużą grupą emerytów oraz z całkiem sporą grupą trwale bezrobotnych młodych ludzi. Żaden budżet nie będzie w stanie udźwignąć takiego obciążenia, jak zaś obserwowaliśmy w ostatnich miesiącach, protesty młodych ludzi bez perspektyw na przyszłość z łatwością mogą obalać rządy i ustroje, a przynajmniej demolować miasta.

(CC BY-NC 2.0) by Rob.

Przyczyny takiego stanu są dwie. Pierwszą jest wysoce zbiurokratyzowany system zatrudniania. Fakt, że z pracownikiem trudno się rozstać, powoduje, że lepiej zatrudnić pracownika doświadczonego niż inwestować w niepewne kompetencje młodych ludzi, którzy do tego są skłonni do zmiany pracodawcy. Ponadto przystosowanie pracownika do wykonywania pracy zajmuje około pół roku, a przez ten czas nie przynosi on firmie dochodu. Opracowane systemy staży najwyraźniej słabo działają i służą głównie uzyskiwaniu taniej siły roboczej, którą wymienia się sukcesywnie. Tego typu zatrudnienie jest wprawdzie lepsze niż jego brak, tym niemniej warto pomyśleć nad systemem, który zapewni rozwój młodego pracownika, a nie tylko jego krótkotrwały kontakt z najprostszymi, mechanicznymi pracami. Prawdopodobnie nowe programy musiałyby łączyć dłuższy okres zatrudnienia z dotowaniem podnoszenia kwalifikacji przez pracownika oraz związanie go z zakładem pracy na dłużej, kiedy już te kompetencje zdobędzie.

Druga bardzo istotna przyczyna to demontaż szkolnictwa zawodowego w Polsce. Politycy w przeszłości dali się porwać wizji Polski jako kraju, w którym połowa populacji ma wyższe wykształcenie. Nikt jednak nie pomyślał, że kraj nie potrzebuje tylu osób z wyższym wykształceniem, a połowa populacji w ogóle nie ma predyspozycji, by wyższe wykształcenie uzyskać. Jednakże wizja ta była bardzo kusząca i uczyniono wiele, aby została zrealizowana. Szkoły zawodowe zostały zamknięte i właściwie każdy kończy szkołę średnią maturą. Niestety matura nie zastąpiła zawodu – mamy więc masę maturzystów niemających właściwie żadnych konkretnych umiejętności. Pójście na studia staje się zasadniczo koniecznością. Przyjęcie na studia tak szerokiego przekroju społecznego wymusza jednocześnie obniżenie poziomu studiów oraz rozrost kierunków „miękkich”, które często nie wymagają bardzo konkretnych umiejętności przydatnych na rynku pracy. Efektem jest powstanie masy uczelni oferujących kierunki takie, jak: zarządzanie i marketing, socjologia, politologia, psychologia, administracja etc., które produkują bezrobotnych nieposiadających przydatnych w gospodarce umiejętności. Ludzie kończący studia stają raz jeszcze wobec sytuacji jak po maturze – mają papier i nie mają zawodu, a do tego są o kilka lat starsi.

Naszą niekompetencję w zakresie szkolnictwa zawodowego sprawnie wykorzystują Niemcy, którzy ściągają młodych ludzi do swoich szkół, gwarantując im stypendia i pracę. Tymczasem u nas trudno o spawacza czy tokarza, jednocześnie na każdą ofertę pracy spływa setki CV ludzi z wyższym wykształceniem, bez doświadczenia, oczekujących wysokich zarobków ze względu na swoją inwestycję w edukację.

Frustracja młodych, niemogących rozpocząć dorosłego życia z powodów ekonomicznych, może przerodzić się w poważny ruch protestu społecznego. Elementem koniecznym jest odwrócenie tej tendencji i zaradzeniem szkodom już poczynionym. Stypendia dla studentów wybierających kierunki techniczne są krokiem we właściwym kierunku. Ważne jest także uświadamianie potencjalnych problemów związanych z niektórymi kierunkami studiów. Być może wystarczy prosta kampania informacyjna pokazująca zapotrzebowanie na niektóre zawody w porównaniu z liczbą studentów (zwłaszcza w zakresie kierunków nadmiernie reprezentowanych) oraz liczbę bezrobotnych absolwentów tych kierunków. Powinno to dać jasny przekaz, że wybór niektórych zawodów jest finansowym samobójstwem, o ile nie towarzyszy temu prawdziwa pasja i pomysł na dalsze życie. Konieczne jest także odbrązowienie wyższej edukacji jako elementu prestiżu czy oceny wartości człowieka.

W Polsce ukończenie studiów jest ciągle elementem świadczącym o statusie społecznym. W obecnych czasach priorytetem powinna być fachowość, przedsiębiorczość i zaradność, a niekoniecznie literki przed nazwiskiem oznaczające tytuły naukowe. W świadomości społecznej utrwalił się obraz, że wyższe wykształcenie jest darmowe (przynajmniej na uczelniach publicznych) i skutkuje lepszą pracą oraz wyższymi zarobkami w przyszłości. Mało kto jednak bierze pod uwagę, że kosztem studiów jest utraconych kilka lat zarobków oraz doświadczenia zawodowego – kwota kilkukrotnie większa niż wysokość czesnego na uczelniach prywatnych. Warto i ten fakt uświadomić młodym ludziom, którzy myślą w perspektywie kilku lat o rozpoczęciu samodzielnego życia.

Jednocześnie konieczna jest pilna odbudowa szkolnictwa zawodowego, by przemysł zasiliły szeregi młodych adeptów zawodów technicznych. Niestety nie będzie to proste, gdyż związki pomiędzy szkołami a zakładami pracy, warsztaty i kadra to zasoby, które w znacznym stopniu zostały utracone. Jest to jednak niewątpliwie krok, który musi być pilnie podjęty, szczególnie, że powinien on współgrać z wielkim wysiłkiem związanym z próbami przebranżowienia wielu absolwentów kierunków humanistycznych. Jeśli temu zadaniu nie podołamy, zafundujemy sobie wielkie problemy społeczne w okresie, który będzie i tak trudny z innych przyczyn. By być w stanie sfinansować wielkie projekty cywilizacyjne, przed jakimi stoimy, potrzebujemy jak najwięcej pracujących, którzy wypracują odpowiednio duże PKB, a nie kolejnej dużej grupy strukturalnie bezrobotnych.

Tomasz  Kasprowicz

Urodzony w roku 1980, doktor ekonomii, obronił się na Wydziale Finansów Southern Illinois University.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.