Tykające bomby, cz. VI i VII

Każdy z poruszonych wcześniej punktów zasługuje na osobne, poważne opracowanie, nad którym pochyli się zespół fachowców. Na tej podstawie konieczne jest stworzenie bardzo konkretnych programów, których wdrażanie musi rozpocząć się natychmiast, w przeciwnym razie grozić nam będzie destabilizacja państwa. Jednakże każdy z tych olbrzymich projektów musi zostać sfinansowany z podatków.Read more

19 września 2011

Każdy z poruszonych wcześniej punktów zasługuje na osobne, poważne opracowanie, nad którym pochyli się zespół fachowców. Na tej podstawie konieczne jest stworzenie bardzo konkretnych programów, których wdrażanie musi rozpocząć się natychmiast, w przeciwnym razie grozić nam będzie destabilizacja państwa. Jednakże każdy z tych olbrzymich projektów musi zostać sfinansowany z podatków.

Nie da się zaprzeczyć, że żyjemy w okresie, w którym podwyżka podatków jest koniecznością. Należy sobie jednak uświadomić, że podatki nie biorą się znikąd – ich źródłem są zyskownie prosperujące firmy, wypracowujące produkt krajowy. Jedynie zapewnienie optymalnego środowiska do rozwoju przedsiębiorczości może zapewnić wpływy budżetowe wystarczające, by podołać olbrzymim wyzwaniom, jakie przed nami stoją. Zasadniczym tematem tej serii jest właśnie wskazanie szeregu kierunków, które mogą zostać podjęte, by jak najbardziej ułatwić działanie przedsiębiorcom, a jednocześnie zapewnić odpowiednie środki budżetowi. Wbrew pozorom jest to możliwe, ale wymaga zmiany perspektywy patrzenia na przedsiębiorczość i gospodarkę. Rządzący i administracja muszą uświadomić sobie, że przedsiębiorcy to nie krwiożerczy wyzyskiwacze i oszuści, ale ludzie, którzy własną pracą walnie przyczynili się do niebywałej transformacji tego kraju. Tylko od ich pracy i powodzenia zależy, czy będziemy dalej postępować ścieżką rozwoju – zatem rolą polityków i aparatu państwowego jest to, by ich pracę ułatwiać, a przynajmniej nie przeszkadzać. Podnoszenie podatków nigdy nie da tyle wpływów do budżetów, co znaczący przyrost PKB.

(CC BY-SA 2.0) Harald Groven

Jak podnieść wpływy do budżetu, jednocześnie obniżając obciążenie podatnika?

Myśląc o podnoszeniu podatków, zastanawiamy się głównie nad stopami podatkowymi – ile procent VAT, ile PIT, ile CIT podatnicy muszą odprowadzić do skarbu państwa. Tak naprawdę podatki są podnoszone co chwilę – niepostrzeżenie i bez świadomości polityków. Każdy kolejny przepis zwiększający obowiązki w zakresie sprawozdawczości czy komplikujący wyliczenie podatków to de facto nowy podatek nałożony na przedsiębiorców, bo muszą oni tracić czas i środki, by się do niego dostosować.

Koszty te to zresztą nie tylko bezużyteczne administracyjne etaty, lecz także poważne ograniczenia przy zakładaniu nowych firm. Konieczność przyswojenia wszystkich administracyjnych wymogów zniechęca wielu do zakładania własnych przedsiębiorstw. Co gorsza, te pseudopodatki nie przynoszą ani złotówki do budżetu państwa. Z punktu widzenia podatnika bowiem zapłaconym podatkiem jest nie tylko wykonany przelew do urzędu skarbowego, lecz także czas i wysiłek potrzebne, by go obliczyć, sporządzić deklarację, a także koszt potencjalnych kar, jeśli popełniło się pomyłkę. Do budżetu trafia jednak jedynie wartość przelewu, pomniejszona o koszty utrzymania aparatu skarbowego mającego kontrolować podatników. Zasadniczo obciążenia biurokratyczne przedsiębiorcy to strata pieniędzy po obu stronach podatkowego równania, należy się zatem dobrze zastanowić, które z nich są naprawdę konieczne.

Wzorem do naśladowania przy projektowaniu systemów podatkowych powinien być podatek, który jest z punktu widzenia gospodarki najbardziej szkodliwy – czyli podatek od zysków kapitałowych (podatek Belki). Jest on niezwykle prosty do obliczenia i odprowadzenia. Podatnicy zwykle nie muszą się nim zupełnie przejmować, bo obowiązki te najczęściej przejmuje bank. W każdym wypadku jego obliczenie sprowadza się do jednego mnożenia, wątpliwości co do zakresu jego obowiązywania w zasadzie nie ma, więc o pomyłkę bardzo trudno. W podobnym kierunku powoli zmierzają podatek akcyzowy oraz CIT, gdzie wyjątków i niepewności też nie ma aż tak wiele, ilość zaś wyjątków, ulg i odliczeń raczej maleje.

Jednak im dalej w las, tym więcej drzew. Podatek VAT jest dla podatnika równie przezroczysty jak podatek Belki. Jednak płatnicy zobowiązani do jego obliczenia i odprowadzenia, czyli firmy, mają z nim olbrzymie problemy. Wynika to z zawiłości dotyczących go przepisów, ich kiepskiej jakości, braku jasnej wykładni prawa. Ostatnie podniesienie stawek VAT przyniesie gospodarce w tym roku znacznie większe koszty nie z powodu tego jednego punktu procentowego różnicy, ale głównie ze względu na to, że zmiana wymagała znaczących zmian w infrastrukturach informatycznych firmy, przeprogramowania kas fiskalnych etc. Co więcej, jak zwykle, przepisy przygotowane były byle jak i do dziś nie do końca wiadomo, jak należało je zastosować. Dalsze koszty w postaci kar podatnicy będą ponosić jeszcze latami.

Największy kłopot: policzyć właściwie

Prawdziwy koszmar zaczyna się w zakresie obciążeń związanych z ubezpieczeniami społecznymi. Przepisy tam obowiązujące są prawdziwym gąszczem, a ich zrozumienie wymaga eksperckiego przygotowania. Wyznaczanie podstaw różnych wypłat wymaga wyciągania średnich różnych składników płacowych za przeróżne okresy. Wyliczenia wymagają bardzo skomplikowanych algorytmów, a szans na pomyłkę jest bardzo wiele. Całe działy firm zajmują się wprowadzaniem i mieleniem informacji, nie wiadomo już właściwie, w jakim celu – zwłaszcza, że znacznie prostsze metody dałyby wyniki bardzo zbliżone. Sytuację pogarszają jeszcze różne ulgi i zwolnienia, które mają zachęcać np. do zatrudniania osób powyżej 50 roku życia. Kwotowo są one nieznaczne, za to wprowadzają znaczne zamieszanie.  W przypadku niewielkich firm koszt wyliczenia i odprowadzenia składek ZUS może być porównywalny z ich wysokością. Nietrudno zgadnąć, jaki to ma wpływ na skłonność małych firm do legalnego zatrudniania pierwszych pracowników.

Do tego wszystkiego doliczyć należy koszty wszelkich sprawozdań – od GUS-u począwszy, na WKU skończywszy. Ilość obowiązków sprawozdawczych jest gigantyczna i zabiera często sporo czasu. Warto byłoby obliczyć, czy korzyści z uzyskanych danych równoważą koszty ponoszone przez firmy. Co więcej, wiele małych przedsiębiorstw nie ma nawet pojęcia o niektórych obowiązkach i naraża się często na gigantyczne kary. Przykładem niech będzie ostatnie zamieszanie związane ze sprawozdawczością o odpadach, w przypadku której karą za spóźnienie było 10 000 PLN. Dla wielu małych firm taka kara jest równoznaczna z bankructwem. W takiej sytuacji z powodu biurokracji państwo traci potencjalnie lata wpływów podatkowych, za to musi utrzymać dodatkowych bezrobotnych.

Tomasz  Kasprowicz

Redaktor naczelny Res Publiki Nowej, wiceprezes Fundacji Res Publika. Doktor finansów, absolwent Southern Illinois University, National Louis University, wykładowca akademicki z doświadczeniem na trzech kontynentach. Publicysta zajmujący się ekonomią i nowymi technologiami publikujący w Polsce i za granicą. Autor raportów dotyczących m.in. Metawersum, Euro, perspektyw finansowych UE. Przedsiębiorca prowadzący firmę zajmującą się informatyzacją i automatyzacją procesów biznesowych.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.