Pynchon zagubiony w sieci

11 września, Mossad, czarny rynek i Internet w jednej książce – powieścią "W sieci" Thomas Pynchon powraca do wielkiej formy

21 czerwca 2015

W swojej najnowszej powieści najciekawszy i najbardziej tajemniczy autor Ameryki pozostaje przy swoim ulubionym temacie teorii spiskowych. Powraca przy tym do wysokiej formy po nieco mniej udanym kryminale noir w realiach hipisowskich, czyli Wadzie ukrytej z 2009 roku. Powieść jest próbą zrekonstruowania nastrojów towarzyszących największej tragedii XXI wieku, jaką był zamach terrorystyczny na wieże World Trade Center. Tym razem wszystkie mechanizmy w wielopiętrowej intrydze funkcjonują bez zarzutu, fabuła jest dynamiczna, momentami wręcz szalona, ocierająca się o surrealizm. Pynchon nie byłby jednak sobą, gdyby nie skomplikował tematu jeszcze bardziej niż zawiłe teorie na temat tych wydarzeń.


 

Maxine Tarnow, główna bohaterka W sieci, podobnie jak Edypa Mass, protagonistka kluczowej dla twórczości Pynchona powieści 49 idzie pod młotek (1966), prowadząc zwyczajne z pozoru śledztwo w sprawie nieprawidłowości w firmie internetowej, odkrywa coraz ciekawsze i bardziej przerażające fakty. Biznes sieciowy okazuje się mieć wiele wspólnego z czarnym rynkiem, Mossadem, a nawet z najbardziej strzeżonymi sekcjami służb specjalnych USA. Sieć powiązań zatacza coraz szersze kręgi, a pętla na szyi samej Maxine zaciska się wprost proporcjonalnie do jej odkryć. Oto bowiem jako osoba wiedząca zbyt wiele staje się celem. Potem następuje 9/11. Brzmi to jak większość thrillerów o międzynarodowych spiskach, ale techno-thriller Pynchona odróżnia się od pozostałych książek tym, że Amerykaninowi w ogóle nie zależy na rozwiązywaniu jakichkolwiek zagadek. Wręcz przeciwnie – zagęszcza coraz bardziej intrygę, co prowadzi do groteski. Znamienne jest tu zdanie „Maxine nie znosi, gdy paranoja staje się rzeczywistością. Jednak chyba warto się temu przyjrzeć”. Bohaterowie Pynchona zawsze brną dalej w poszukiwaniach, nawet jeśli prowadzi ich to do obłędu.

pynchonfot. materiały prasowe

Widmo terroryzmu i sieciowo zapośredniczonej przestępczości wisi nad powieścią od samego początku. Sama intryga staje się jedynie wizualizacją nowej rzeczywistości, w której błądzimy między niedziałającymi linkami, odsyłającymi nas donikąd. Autor powołuje tu do życia tajemniczą quasi-grę komputerową DeepArcher, która jest tak naprawdę wrotami do podsieci, skrywającej niedostępne dla zwykłych użytkowników dane. Przerażający sieciowy labirynt DeepArcher, ukryty głęboko pod martwymi linkami i zaszyfrowanymi połączeniami, okazuje się jednak kolejną ślepą uliczką. Tajemnice prywatnych gabinetów położonych w drapaczach chmur nie powinny być odkrywane za pomocą sieci. Wolność wyboru i łatwy dostęp do informacji, jakie oferuje internet, w tej sytuacji okazują się być niebezpiecznym narzędziem. Jakby niewłaściwe posunięcie w grze komputerowej mogło doprowadzić do realnego zagrożenia własnego życia.

Pynchon znany jest z tego, że na warstwę fabularną nakłada sieć kulturowych tropów, które niczym widma przenikają powieściowy świat. Postmodernizm w ujęciu Pynchona jest kolażem różnego rodzaju kulturowych fikcji i prawdziwej historii. Nie da się więc czytać jego powieści inaczej, jak przez pryzmat współczesnych trendów masowej wyobraźni. Jeżeli najsłynniejsze dzieło autora Tęcze grawitacji (1973) uznać za powieść o II wojnie światowej (a właściwie o zimnej wojnie) pisaną przez filtr kina i popkultury, to W sieci pełnić będzie rolę powieści o wojnie z terroryzmem pisanej przez filtr gier wideo i cyberkultury. Amerykanin mimo siedemdziesiątki na karku wciąż jest na bieżąco z nowinkami ze świata technologii i popkultury. W powieści możemy natrafić na mnóstwo zabawnych nawiązań do takich medialnych zjawisk jak Pokemony, Furby, gry FPS czy serial Przyjaciele. Subkultura geeków i różnej maści pasjonatów komputerów i wirtualnej rzeczywistości otrzymuje tu od autora hołd podobny do tego, jaki złożył on hippisom w Wadzie ukrytej. Pynchon zawsze będzie puszczał oko do tych, którzy żyją poza mainstreamem. Być może to oni w tym całym szaleństwie informacyjnym zachowują zdrowy rozsądek, oddając się bez reszty słodkim marzeniom o lepszym świecie?

To dość smutna książka, pomimo zabawnych absurdów, które ją wypełniają. Obraz Nowego Jorku jest u Pynchona jednoznacznie ponury. Przedstawia nam miasto pełne sprzeczności, gdzie obok rozwiniętej infrastruktury i nowoczesnych rozwiązań technologicznych gniją tony toksycznych śmieci, a czarny rynek zdaje się przenikać dziesiątki podrzędnych knajp i ciemnych uliczek. Tak pisze Pynchon o mieście jeszcze sprzed ataku terrorystycznego. Brutalny realizm opisu miasta tuż po zagładzie stanowi przeciwwagę dla rozwijanych wcześniej spiskowych scenariuszy. Tutaj nie ma czasu na dywagacje i coraz to nowsze teorie o zamachu. Po zawaleniu się wież rzeczywistość sama w sobie staje się nie do zniesienia. Nagle nawet ironia jest wrogiem i zostaje miejsce jedynie na powagę i pragmatyzm. W tamtym czasie telewizja zaczyna nadawać niemal wyłącznie filmy dokumentalne, a potrzeba nagich faktów jest jeszcze większa niż kiedykolwiek. Jakby miało to pomóc znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego? Monstrualne ilości zbiegów okoliczności, które razem z Pynchonem analizujemy, nie dadzą tej odpowiedzi. Aż się chce sparafrazować słowa Maxine i powiedzieć, że paranoja u Pynchona staje się rzeczywistością, jednak warto go chyba dalej czytać.

Thomas Pynchon „W sieci”

Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2015

Foto: Dennis Skley/Flikcr/CC

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.