Aktualności
Darmowe
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Półprzewodniki i ananasy
1 kwietnia 2025
22 czerwca 2012
Kibicuję ruchom miejskim w drodze do polityczności, do zmiany jakości polityki. Demokracja się zmienia. Wiele o tym się mówi, ale działa już mniej. Wyjątkiem jest zapowiedź nowej siły politycznej wymykającej się z obecnego systemu reprezentacji, to znaczy ruchów miejskich. Jeśli istnieje nadzieja na zmianę, to właśnie w autentyczności i pracy owych ruchów.
Pojawiają się natomiast pytania i zastrzeżenia krytyczne. Jest ich wiele i wcale ważnych. Trzeba je sobie zadać zanim nadzieja i euforia zostaną zrealizowane. Nie raz byliśmy świadkami, gdy zawiedziony idealizm pokazywał janusowe oblicze politycznego cynizmu. Jakie kwestie uważam za krytyczne do przemyślenia?
Kto może udzielić jasnej i przekonującej odpowiedzi na pytanie: co to są ruchy miejskie i kto się na tym zna? Mówimy oczywiście o nich w kontekście ruchów społecznych, a te były towarzyszkami nowoczesnych demokracji od ich zarania. Ich pierwszy zryw wręcz ukuł demokrację. Były tam ruchy narodowe, klasowe – definiujące podział sceny ideowej na cały XX wiek – ale były też tak zwane nowe ruchy społeczne, ruchy protestu, które będąc za czymś, były tak naprawdę przeciwko (ekolodzy – przeciw drapieżnej industrializacji, homoseksualiści i mniejszości etniczne – przeciwko dyskryminacji itp.).
Do której kategorii należą ruchy miejskie? Trudno powiedzieć, bo wyróżnia je lokalność – partykularny charakter sprawy – a zarazem łączy wielopoziomowy, ogólnopolski, jeśli nie światowy nurt idei krytykujący obecną formę demokracji. Demokracja w czasie i wraz z postępem technologicznym się zestarzała i skostniała, a w społeczeństwie pierwsze o tym krzyczą ruchy, ramię w ramię z OWS i 15 marca.
Krytycy ruchów miejskich łatwo zauważą, że mają one problem z własną politycznością. Ruchy chcą być polityczne swoją anty-politycznością, chcą być siłą bezsilnych stającą na przedzie nowej fali demokracji. Dlaczego wobec tego wybierają miasto, które samo ma ten sam dylemat ze sobą. Czy miasto jest polityczne, czy właśnie anty-polityczne? Przecież każde miasto, z bogatą tradycją, kulturą, w tym kulturą polityczną – czyli wypracowanym w czasie modelem podejmowania decyzji (bardziej lub mniej partycypacyjnym, bardziej lub mniej biznesowym itd.) – jest w swojej polityczności inne.
To co je wyróżnia, to oczywiście ogólnopolski system prawny, który daje miastu autonomię finansową i decyzyjną. A to stwarza polityczność miasta. Społeczeństwo nie lubi próżni, nie toleruje anarchii i na jakiś model sprawowania rządów musi się zdecydować. W większości wyborcy akceptują model określony przez parlament, czyli prezydencki. Ruchy twierdzą, że to tylko dlatego, że nie było dyskusji o innym. Ten inny, którego doświadczyć nie sposób, to właśnie anty-polityka. A anty-polityka w dzisiejszym świecie może iść po władzę, zdobywając nawet 7% głosów wyborców – jak Ruch Palikota, albo partia Polityka Może Być Inna na Węgrzech.
Czy ruchy miejskie są wobec tego trampoliną do władzy? Ludzie na przestrzeni wieków skóry nie zmienili i stosunki władzy oraz nadużyć u starożytnych są tak samo aktualne współcześnie. Prezydenci miast, począwszy od Lecha Kaczyńskiego, użyli miasta jako trampoliny do kariery ogólnopolskiej. Nieszczęsne losy ruchu Polska XXI firmowanego przez Rafała Dutkiewicza i Kazimierza Ujazdowskiego upomniały się jednak o kwestię autentyczności. Dla wielu polityków miasto zapewnia zresztą łechcącą ambicje maskaradę. Sam termin „prezydent miasta” zakrawa na śmieszność, bo burmistrz Poznania – pan Grobelny, burmistrz Gdyni – pan Szczurek, a także nad-burmistrz Warszawy – pani Gronkiewicz-Waltz nie są prezydentami w tym sensie co Prezydent RP. Natomiast symbolika ta ma swoje konsekwencje, bo karmi polityczne ego.
Miasto nie chce, by na jego plecach sobie skakano. Chce, by politycy byli autentyczni, niemal wyrośli i wykarmieni na heimacie miejskiej tkanki. Czy ruchy miejskie, budując globalne poruszenie są tego świadome? Czy są gotowe iść po mieście jak po trupie dalej ku polityce krajowej, bo o to naprawdę chodzi? Wierzę, że nie, ale nie jest to pewne. W dodatku cieszyłbym się, gdyby politykę krajową tworzyli równie zaangażowani i pełni wiary w postęp ludzie. Czy tylko wystarczy im autokrytycyzmu, by nie wywrócić wszystkiego do góry nogami, łącznie z tym co obecnie słuszne i dobre?
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.