Komentarze
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Co dalej z kulturą Rosji?
19 kwietnia 2025
15 września 2010
Zmiana ekipy rządzącej zaowocowała wzrostem represyjnej aktywności Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Wystarczy wspomnieć ostatni incydent z udziałem SBU: wezwanie na przesłuchanie blogera i działacza społecznego Oleha Szynkarenki. Szynkarenko w swoim dzienniku internetowym nie szczędził słów krytyki pod adresem władz, a w komentarzu do filmiku na którym na Wiktora Janukowycz upada niesiony wiatrem wieniec, zażartował: “Ciekawe, czy są gdzieś takie siły, na przykład ukraińscy nacjonaliści, które mogłyby zabić Janukowycza, Annę Herman i całą drużynę?”. Współprzewodniczący Charkowskiej Grupy Ochrony Prawa, Jewhen Zacharow uważa, że SBU przekroczyła swoje uprawnienia. W wywiadzie dla „Ukrainy mołodej”, Zacharow deklaruje, że po tym incydencie on również założy blog internetowy.
Czy naprawdę SBU musi reagować na każdy komentarz o dybaniu na życie prezydenta czy innych działaczy państwowych?
Incydent z Szynkarenką przypomina działania KGB i otoczonego złą sławą piątego wydziału z czasów radzieckich, który polował na „myślących inaczej” i „chronił” kierownictwo partii komunistycznej. Przypuszczenie, że bloger rzeczywiście planował zamach na głowę państwa, jest oczywistą przesadą. Pracownicy SBU mogli sprawdzić informację, którą otrzymali, ale działania, które podjęli, były nieuzasadnione. Niedopuszczalnym jest wtrącanie się w życie obywateli. Taka działalność niszczy wyobrażenie o Służbie jako o strukturze, która ma dbać o bezpieczeństwo narodowe.
Do tego przypadek Szynkarenki nie jest precedensowy – rozmowy „prewencyjne” miały już nie raz miejsce.
Praktyka „prewencyjnych” rozmów istniała również w Związku Radzieckim. W ZSRR na rozmowę prewencyjną wzywano średnio 20 tysięcy osób rocznie. I znów zaczyna być to tendencją: wezwanie Szynkarenki, rozmowy z przedstawicielami organizacji pozarządowych, wizyta pracownika SBU u rektora Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu Borysa Gudziaka. Taka „prewencja” ma na celu „ostudzić” społeczeństwo, aby mniej protestowało, mniej pisało, co myśli i tak dalej.
Wiadomo, że SBU proponowało rektorom, w tym Gudziakowi, podpisanie pewnego listu (od autora: rektorzy mieli się w nich zobowiązać do pilnować studentów, by nie brali udziału w nielegalnych akcjach). Gudziak odmówił, ale wiemy, że inni rektorzy swój podpis złożyli. Powstaje pytanie: co takiego podpisali? Chciałbym zapytać za pośrednictwem waszej gazety szefa SBU Wałerija Choroszkowskiego: dlaczego nie chce upublicznić treści tego listu? W ten sposób mógłby usunąć wszelkie podejrzenia. Gdybyśmy czarno na białym zobaczyli, co proponowano rektorowi do podpisania, poznalibyśmy odpowiedź na dręczące pytanie, czy SBU wtrąca się w życie społeczne. A podobno właśnie dlatego, aby list nie został opublikowany, pracownik SBU nie zechciał zostawić jego kopii Gudziakowi. Skąd taka tajemniczość?
Działalność SBU wzbudza coraz więcej pytań. Choroszkowski dopuścił się niewłaściwego łączenia stanowisk, zostając członkiem Wyższej Rady Sprawiedliwości. Jest też właścicielem ogromnego holdingu medialnego. Przede wszystkich zarzucam mu, że walczy o częstotliwości telewizyjne – mam na myśli proces sądowy, w którym Kanał „Inter” zaskarża przyznanie dodatkowych częstotliwości Kanałowi 5 i TVi. To konflikt interesów. To nienormalne, że szef SBU jest jedną z najbogatszych osób w państwie, właścicielem holdingu medialnego, osobą, która ma wpływ na wymiar sprawiedliwości.
Wracając do sprawy Szynkarenki, jak może ona wpłynąć na wolność słowa w Internecie?
To zależy od nas, nie od SBU. Jeżeli ludzie będą ignorować to, że ich wpisy mogą być czytane przez przedstawicieli SBU, nic się nie zmieni. Jeżeli zaczną bać się represji i przestaną pisać – przestrzeń internetowa zubożeje. To zależy od samych blogerów.
Nigdy nie starczało mi czasu na prowadzenie bloga, ale teraz go założę będę w nim pisać wszystko, co zechcę (śmiech).
W tym tygodniu, jako współprzewodniczący rady społecznej przy MSW, wystąpił pan z szeregiem krytycznych uwag wobec kierownictwa milicji. W odpowiedzi minister Anatolij Mohylow oświadczył, że na czele rady stoi inny obrońca praw człowieka – Edward Bahirow. Zanim przejdziemy do istotyi pana zastrzeżeń, proszę wyjaśnić, dlaczego wystąpił pan jako przewodniczący rady, skoro jest inny?
Po pierwsze, oświadczenie MSW o nominacji Bahirowa było jednorazowe, potem nikt o tym nie wspominał. Proszę powiedzieć, słyszał Pan cokolwiek o działalności rady społecznej pod kierownictwem Bahirowa?
Zgodnie ze statutem, przewodniczącego wybiera się na posiedzeniu rady społecznej. Zostałem dwukrotnie wybrany na przewodniczącego i zgodnie ze statutem nie mogę nim zostać po raz trzeci. Rada miała wybrać nowego. Jednaknikt nie został wybrany. Ponieważ nie uchylono dekretu o powołaniu rady społecznej, uważam, że powinienem dalej wykonywać swoje obowiązki. Przez cztery miesiące nie udało mi się doprowadzić do zwołania rady, dlatego zdecydowałem się wystąpić publicznie.
A kto jest upoważniony do zwoływania rady?
Przedstawiciele rady społecznej zwracają się do MSW z propozycją zwołania posiedzenia. Przygotowywane są rekomendacje, porządek dzienny. Następnie zwoływane jest posiedzenie.
Na początku kontaktowałem się z aparatem ministerstwa. Odpowiadano mi: „Może to przeniesiemy”. Następny razem: „Mamy kolegium, może innego dnia”. I tak dalej. Później przedstawiciele MSW przestali odpowiadać na moje telefony. Nie otrzymałem też żadnej odpowiedzi na piśmie. Dlatego zdecydowałem się opublikować swoje uwagi w Internecie.
Kontaktował się pan z samym Bahirowem?
Nie. Nie utrzymuję kontaktów ani z nim, ani z kierownictwem MSW.
O czym świadczy fakt, że praca rady społecznej została zablokowana?
Nowe kierownictwo MSW nie rozumie, do czego potrzebna jest ta rada. Ani Mohylow, ani jego zastępcy nie rozumieją, co to takiego i czemu ma służyć. Za czasów ministrów Łucenki i Cuszki nie było u nas ze zwoływaniem rady żadnych problemów.
Jedna rzecz, kiedy człowiek nie rozumie, inna – kiedy świadomie blokuje pracę tego organu, aby coś ukrywać. Nie wydaje się panu, że tutaj właśnie jest chęć ukrycia czegoś?
Nie sądzę. Mohylow jest otwartym człowiekiem. Mówi, co myśli. Naopowiadał mnóstwo bzdur właśnie dlatego, że nie kontroluje swoich wypowiedzi. Nie sądzę, żeby chciał coś ukryć. Brakuje mu świadomości, czym są prawa człowieka i łamanie tych praw. Jaka jest rola milicji. Przecież MSW i inne organy powinny działać zgodnie z 3. artykułem konstytucji, który mówi, że człowiek, jego życie i zdrowie, honor i godność, niedotykalność i bezpieczeństwo są najwyższą wartością społeczną, a głównym obowiązkiem państwa jest wzmocnienie i zapewnienie praw i wolności człowieka. Mohylow tego nie rozumie. Doszedłem do takiego wniosku, obserwując działalność i wystąpienia. Albo on musi się zmienić, albo trzeba zmienić jego. Bo taki minister w europejskim państwie to kpina.
Jakie ma pan główne zastrzeżenia do pracy MSW?
Wszystko co się robi, jest zorientowane na wskaźniki statystyczne. Generuje to łamanie praw człowieka i fałszerstwa. Milicjanci muszą pracować na statystyki: jeżeli ich nie wykonasz, oznacza , że źle pracujesz: nie będzie ani dopłat, ani premii itd. To zmusza milicję do „podkolorowywania” i pracy nie dla sprawy, a dla raportów.
Nie wolno na przykład wymagać od pracowników MSW zwiększenia ilości konfiskowanej broni, amunicji i materiałów wybuchowych. Charkowska Grupa Ochrony Prawa udowodniła, że prawie 60% przypadków konfiskaty broni jest regularnie fałszowanych. To imitacja walki z nielegalnym obiegiem zakazanych przedmiotów.
Nie można wymagać od inspektorów dzielnicowych podwyższenia ilości ujawnionych przestępstw pod groźbą zwolnienia, jeżeli będzie ich mniej, niż na przykład 5 na miesiąc. Nie wolno oceniać pracy wydziału kryminalnego pod względem liczby ludzi pociągniętych do odpowiedzialności karnej. Prowadzi to do sytuacji, kiedy obywatelom stawia się nieuzasadnione zarzuty, aby poprawić statystyki. Lub też niewyjaśnione przestępstwa przypisuje się tym, którzy popełnili podobne. Jestem przekonany, że to właśnie z tego powodu odsetek ludzi pociągniętych do odpowiedzialności karnej w pierwszej połowie 2010 roku wzrósł o 30%.
Miał też Pan zastrzeżenia co do działalności MSW w zakresie wydarzeń masowych.
Niestety MSW wykorzystywane jest do walki politycznej. Władza łamie zasadę swobody pokojowych zgromadzeń. W ciągu ostatnich trzech miesięcy w tej dziedzinie popełniono więcej naruszeń, niż w ciągu ostatnich trzech lat razem wziętych. Są to: przeszkadzanie w przeprowadzeniu akcji, stawanie po jednej ze stron, zatrzymywanie uczestników, odmowa reagowania na starcia przez pracowników milicji, nadużywanie siły i środków specjalnych. Jeden z ostatnich przykładów – niedopuszczenie przez milicję wiernych Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Kijowskiego Patriarchatu na drogę krzyżową do Kijowa.
Oburza również próba wprowadzenia na kolei systemu, drukującego na biletach imię, nazwisko i otcziestwo pasażera, a także datę urodzenia, serię i numer dowodu tożsamości. Cel jest pozornie słuszny – poszukiwanie przestępców. Jednak w ten sposób wszyscy, którzy korzystają z ukraińskiej kolei, potencjalnie stają się podejrzanymi o popełnienie przestępstwa. Jak to inaczej rozumieć? Powiązywanie tego z EURO 2012 jest już w ogóle śmieszne. Podobne działania zmieniają Ukrainę w państwo policyjne.
A gwałtowne zwiększenie zastosowania daktyloskopii? U wszystkich zatrzymanych pobiera się odciski palców. Jest to naruszenie zasad normatywnych MSW, gdzie jest zaznaczone, że odciski palców można pobierać jedynie od osób, którym sąd postawił zarzut popełnienia przestępstwa, albo tych, które popełniły wykroczenie administracyjne i sąd wyznaczył im karę aresztu administracyjnego. Podkreślam – tylko u osób, które decyzją sądu pozbawiono wolności za popełnione wykroczenie administracyjne, można pobierać odciski palców. Obecnie zaś poddaje się temu procederowi wszystkich zatrzymanych, jeszcze przed postępowaniem sądowym.
Niedawno rosyjscy pogranicznicy nie wpuścili na terytorium Federacji Rosyjskiej Wasyla Owsijenki – koordynatora programów Charkowskiej Grupy Ochrony Prawa. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych obiecało ukraińskim kolegom, że podobna praktyka „czarnych list” już się nie powtórzy. Ukraińskie MSZ uznało sprawę za załatwioną. Czy pan też tak uważa?
Nie. Po pierwsze, Wasyla Owsijenki nie przeproszono. Po drugie, nikt nie wynagrodził mu strat materialnych. Nie wiemy kto, kiedy, na jakiej podstawie wpisał go na „czarną listę”. Może to spotkać każdego z nas. Mam jutro lecieć do Rosji, i nie wiem co mnie czeka. Miejmy na dzieję, że wszystko będzie dobrze (od autora: problemów nie było).
Oczywiście, można zrozumieć, że każdy kraj ma jakichś niepożądanych gości. Państwa odmawiają wpuszczania na swoje terytoria ludzi, którzy zagrażają wartościom, jakie wyznaje to państwo. Na przykład, do USA nie wpuszcza się ludzi, którzy wcześniej popełnili zbrodnię na ich terytorium. Ale nie mogę zrozumieć, jakim wartościom Federacji Rosyjskiej zagraża Owsijenko? To bardzo inteligentny człowiek, nie zajmuje się polityką. Niewpuszczenie go to nonsens. A jednak miało ono miejsce.
Tekst przełożyła Natalia Kertyczak
Artykuł ukazuje się w ramach programu Partnerstwo Wolnego Słowa.
Projekt jest finansowany w ramach Programu Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności „Przemiany w Regionie” – RITA, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.