Aktualności
Darmowe
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Półprzewodniki i ananasy
1 kwietnia 2025
Aby dobrze zobrazować kwestię prywatności naszych danych w sieci, wystarczy przywołać głośną w USA sprawę sprzed dwóch lat, kiedy to sieć sklepów Target wysłała do szesnastolatki materiały reklamujące produkty dla kobiet w ciąży. Pech chciał, że paczkę odebrał jej ojciec. Zdenerwowany, zaczął dociekać, jak to możliwe, że sklep wysyła dla jego nastoletniej córki taką ofertę. Sklep przeprosił, lecz okazało się, że dziewczyna naprawdę spodziewa się dziecka. Sytuacja ilustruje efekt działania systemu, który zbiera i analizuje dane konsumenta na podstawie jego karty kredytowej, smartfona i mediów społecznościowych. System nadaje każdemu klientowi numer identyfikacyjny, po czym gromadzi dane, by ocenić między innymi właśnie to, czy dana kobieta jest w ciąży, a ściślej – w jej drugim trymestrze. Z badań zachowań konsumenckich wynikło bowiem, że kobiety kupują najwięcej właśnie w tym czasie. Z punktu widzenia sklepu liczyło się to, by dotrzeć do danej kobiety jak najszybciej, przed innymi reklamodawcami. Dlaczego? Z badań wynikało, że kobieta świadoma ciąży zmienia zachowania konsumenckie.
Tak, proces zakupów można śledzić. Tak jak cały obszar big data, czyli informacji, które – często nieświadomie – zostawiamy po sobie w różnych miejscach i na różnych poziomach sieci. Jedną z takich informacji jest… nasza twarz. Posłużę się przykładem projektu pewnego programu, w którym można było wirtualnie zameldować się w rozmaitych miejscach publicznych. Gdy klient wchodził do danego miejsca, na przykład do kawiarni, system wykorzystywał kamery miejskie i przemysłowe, by go zidentyfikować – określić, jak się nazywa, jakie ma preferencje, kiedy po raz ostatni odwiedził tę kawiarnię, a następnie zdecydować, czy zaoferować mu zniżkę.
Naturalnie – dotykamy tu tematu prywatności w sieci. Uważam, że prywatność i jej ochrona to nasz własny wybór, to my o tym decydujemy. Nikt nie ma prawa decydować o tym za użytkownika. Konsekwencją takiego myślenia jest wprowadzenie w sieci obowiązku informowania o stosowaniu ciasteczek, czyli cookies – elementów strony, które zapamiętują informacje o użytkowniku. Chociaż wyskakujące okienka z informacją bywają uciążliwe dla użytkownika, przepisy zobowiązujące do ich umieszczenia na stronach WWW wprowadzono dla jego dobra. Każdy powinien bowiem mieć świadomość, że jest śledzony, że ktoś zbiera informacje na jego temat. Po wprowadzeniu tego rozwiązania przeprowadzono badanie, które pokazało, że 70% Polaków uznaje informację o cookies za irytującą, uważa, że do niczego im nie służy.
Równie ważna jest świadomość na temat prywatności w mediach społecznościowych. Rozumiem, że dorosły człowiek sam wrzuca jakieś informacje na swój temat i z własnej woli tworzy swój wizerunek w sieci. Najbardziej jednak przeraża mnie to, jak wiele można tam znaleźć informacji na temat małych dzieci. Zdaję sobie sprawę, że rodzic publikuje treści o swoich pociechach w dobrej wierze, chce się pochwalić tym, co ma najcenniejszego. Fundacja „Dzieci niczyje”, aby uświadomić konsekwencje takich działań, przeprowadziła w Warszawie kampanię, do której wykorzystała zdjęcia dzieci autentycznie zamieszczane na Facebooku. Wydrukowano je i umieszczono za wycieraczkami samochodów, czyli tam, gdzie zwykle kierowcy znajdują zdjęcia prostytutek.
Czytałam o badaniach – nie wiem, na ile są one prawdziwe i wiarygodne – że 80% dwulatków ma już w sieci cyfrowe ślady, czyli ktoś umieścił tam albo ich zdjęcie, albo imię i nazwisko, albo jakąś inną informację na ich temat. Dlaczego do takich sytuacji nie powinno dochodzić? Po pierwsze – te dzieci nie wyraziły zgody na to, aby wykorzystywać ich wizerunek. Rodzice nie zawsze zdają sobie sprawę, że dziecko jest osobnym bytem i jeśli nawet nie w tej chwili, to wkrótce będzie chciało samo o sobie stanowić. A rzecz raz wrzucona do sieci nigdy z niej nie zniknie. Czy rodzice myślą o tym, co się stanie za 20 lat, gdy ten słodki bobas pójdzie na swoją pierwszą rozmowę kwalifikacyjną, a ktoś wyciągnie to zdjęcie i w jakiś sposób wykorzysta je przeciw niemu? Już dziś headhunterzy i pracownicy działów HR sprawdzają kandydata do pracy także pod kątem informacji na jego temat, które można znaleźć w sieci.
Oczywiście, trwają (2013 rok – przyp.red.) prace nad prawem do zapomnienia. Do całej procedury zgłoszono tysiąc czy nawet więcej poprawek. To pokazuje, że prawo jest i nie nadąża za tym, co dzieje się w rzeczywistości. W pierwszych rozważaniach na temat prawa do zapomnienia założono, że każdy z nas będzie mieć prawo do usunięcia swoich danych z serwisów społecznościowych, czyli będzie mógł wymagać tego od tych serwisów. Teraz, nawet gdy likwidujemy konto, nasze dane tam zostają. Wkrótce być może będziemy mogli wymagać, aby je usunięto. Problem polega na tym, że nawet jeśli dostawca usunie te treści, to i tak nie mamy pewności, czy ktoś tych danych wcześniej nie ściągnął na swój komputer i nie puścił ich w obieg innym kanałem.
Tuż przed moim wystąpieniem podczas Europejskiego Forum Nowych Idei 2013 podczas innego panelu padło niepokojące stwierdzenie, które dotarło do mnie przez Twittera – że nie może tak być, że ludzie odpowiadający za nowe technologie rządzą światem i decydują o tym, jak on wygląda. Najpierw powinny zostać ustalone wszystkie agendy, dopiero później nowe technologie muszą się do nich dostosować. Fakt, że takie słowa padły, niezwykle mnie martwi, bo pokazuje, że nie rozumiemy istoty sprawy. Wszyscy doskonale znamy prawo Moore’a, które mówi, że co półtora roku technologia podwaja swoje możliwości, przyrostu zmian nie da się nawet określić. Prawo nigdy nie wyprzedzi takiego tempa rozwoju.
Istnieją oddolne inicjatywy podejmowane przez ludzi, którzy chcą coś zmienić, którzy nie zgadzają się na konsekwencje wprowadzenia nowych technologii i wiążące się z tym problemy etyczne. Nie wierzę w społeczeństwo obywatelskie, ale wierzę, że istnieją pojedyncze jednostki, obywatele 2.0, którym się chce, którzy obserwują, co się dzieje i podejmują inicjatywy obywatelskie. Jest to między innymi Adam Harvey i skupiona wokół niego grupa aktywistów. Podejmują wspólnie projekty dotyczące antyinwigilacji. Jest artystą, ale swoimi projektami zwraca też uwagę na problem końca prywatności. Stworzył ubrania, które chronią przed wykryciem przez drony. Stworzył też torebkę, która w momencie, gdy ktoś próbuje nas sfotografować, uruchamia migawkę i odblaskiem uniemożliwia utrwalenie nas na zdjęciu. Grupa Stop the Cyborgs protestuje z kolei przeciwko wykorzystywaniu okularów Googla w miejscach publicznych. Obawiają się tego, że niedługo nagrywanie i robienie zdjęć wymknie się spod jakiejkolwiek kontroli.
To wszystko jednak antymodernizacyjne przejawy tęsknoty za światem analogowym, do którego nie ma powrotu. Trudno nawet stwierdzić, że to przejaw tęsknoty za światem rzeczywistym, bo obydwa światy – cyfrowy i analogowy – są równie rzeczywiste. Stop the Cyborgs, Harvey czy polska Fundacja Panoptikon to nic innego jak tylko kontrtrend, a kontrtrend nigdy nie będzie miał takiej siły jak trendy wiodące. Większość użytkowników nie zwraca na nie uwagi, a jeżeli zdarzy się inaczej, to reagują irytacją. Tak właśnie stało się z informacjami o cookies.
Tekst pochodzi z numeru 213 Res Publiki Nowej pt. Technolodzy i technokraci (jesień 2013). Zapraszamy do księgarni.
Natalia Hatalska – analityk trendów, założycielka i CEO instytutu badań nad przyszłością – infuture hatalska foresight institute. Autorka bloga hatalska.com uznawanego za jeden z najbardziej wpływowych blogów w Polsce i bestsellerowej książki Cząstki przyciągania. Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego i Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Jako stypendystka prestiżowego programu Joseph Conrad Scholarship studiowała również w London Business School w Wielkiej Brytanii. Pomysłodawczyni wielu kampanii opartych na niestandardowych działaniach reklamowych i nagrodzonych w konkursach reklamowych. Członek Rady Marek w konkursie Superbrands. Członek Rady Ekspertów Think Tank. Nagrodzona przez Geek Girls Carrots Srebrną Marchewką za bycie wzorem kobiety zajmującej się nowymi technologiami.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.