Aktualności
Darmowe
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Półprzewodniki i ananasy
1 kwietnia 2025
1 lutego 2012
Arabska wiosna i ruch Oburzonych – także ten, który zaktywizował się w ostatnim czasie w Polsce wokół ACTA – dla większości opinii publicznej stanowiły zaskoczenie. O tyranii sondaży nieprzystających do rzeczywistości społecznej opowiada prof. Dominique Wolton w rozmowie z Wojciechem Przybylskim.
Jest pan autorem książki Informer n’est pas communiquer, w której pisze pan między innymi o powierzchowności poszukiwania informacji w internecie i negatywnym wpływie tego zjawiska na opinię publiczną. Jak zatem dzisiaj szukać prawdy i jak mówić o opinii publicznej? Czy obecne badania opinii publicznej zmieniły się? Czy przeżywają jakieś wyzwanie w związku z przemianami, zalewem informacji? Co jest dzisiaj prawdziwą opinią publiczną?
Nie ma opinii publicznej bez demokracji i vice versa, a rozdzielenie opinii publicznej od instrumentalizacji poprzez sondaże to prawdziwa bitwa polityczna, którą powinniśmy stoczyć w przyszłości. Pojawienie się sondaży w latach trzydziestych ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych było wielkim postępem, pozwoliło skwantyfikować opinię publiczną, a nie tylko mieć wrażenie na jej temat. Tylko, że postęp ten, będący tylko opisem ilościowym, pozbawionym opisu ilościowego, stał się tyranią.
Co to jest opinia publiczna? Jak można ją uchwycić, jak ona się kształtuje, jak ewoluuje? To jest opis jakościowy i sondaże są tutaj bardzo niezręczne, ponieważ z definicji mają charakter statystyczny, ilościowy, nawet jeżeli potem są uzupełniane o analizę. W latach osiemdziesiątych pojawiło się społeczeństwo masowe, rola sondaży uległa zwiększeniu. Ale sondaże, jeżeli chodzi o opinię publiczną, to jest wierzchołek góry lodowej, który nie uwzględnia całej ukrytej dynamiki. Rola mediów jest bardzo odpowiedzialna, jednak często wytwarza się wrażenie, że żeby zrozumieć społeczeństwo wystarczy sondaż i dziennikarz, który go skomentuje. Trzeba jakościować koncept, który za bardzo się zilościował, nie rozumiemy, że dziennikarz to antyteza sondażu. W tym momencie, zamiast bronić swojej subiektywności, są oni w trakcie samokastracji, odpuszczając zupełnie działalność krytyczną na rzecz analizowania sondaży. To pokrętne, że szef gazety woli kupić sobie sondaż niż wysłać człowieka, który będzie chodził, pytał, rozmawiał ze społeczeństwem i zajmie mu to tydzień, co okaże się zbyt kosztowne. Lepiej po prostu przejrzeć internet, po co wychodzić z redakcji? Jeśli chodzi o badaczy, to stają się oni często już tylko prostytutkami opinii publicznej, ponieważ zamiast zachowywać samodzielność umysłu stali się tylko doradcami naukowymi instytutów sondażowych, lub też starają się zachować niezależność, lecz wtedy są marginalizowani.
Niedwuznaczną rolę odgrywają również filozofowie polityczni, lecz tak naprawdę wszyscy, tj. sondaże, media, intelektualiści, mówią to samo. Dla mnie uderzające jest to, że im więcej jest informacji, tym więcej jest konformizmu. Wydaje się to sprzeczne, ale swoboda myślenia jest tak samo trudna dzisiaj, jak i czterdzieści lat temu, kiedy było dużo mniej mediów. Teraz wszyscy myślą to samo równocześnie. Internet tego nie rozszerzył, nie otworzył.
Komu i czemu służy dziś zatem pojęcie opinii publicznej?
Moim zdaniem opinia publiczna powinna pozostawać konceptem teoretycznym, to jest fundamentalne. Opinia publiczna nie jest przestrzenią publiczną. Dla mnie najważniejszy aktualnie jest koncept przestrzeni publicznej, w której wszystkie siły polityczne muszą być widoczne. W obecnej przestrzeni publicznej tylko niektóre siły polityczne, kulturowe czy religijne są reprezentowane. Ci, którzy nie znajdują reprezentacji, uciekają, co rodzi istotny kryzys. Praca mediów i polityków powinna spowodować, żeby przestrzeń publiczna reprezentowała mniej więcej wszystkie składniki, które są w społeczeństwie. Otóż przestrzeń mediatyczna to nie jest to samo, co przestrzeń publiczna, to zaledwie około 40 procent przekroju przestrzeni publicznej. I dlatego właśnie potrzeba, żeby się wypowiadali nie tylko dziennikarze. Problem polega na tym, że często nowożytne media relacjonują, co tam się dzieje na górze, u władzy, a nie patrzą, co zaczyna się dziać w terenie.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.