Komentarze
Polityka
Strona główna
Świat
Zmęczeni zwycięstwami
29 kwietnia 2025
26 stycznia 2022
Czy niezależność czeskich mediów publicznych byłaby zagrożona (tak, jak w Polsce i na Węgrzech), gdyby rząd kierowany przez Andreja Babiša kontynuował swoją działalność?
David Smoljak: Andrej Babiš nigdy nie ukrywał swojej sympatii dla Viktora Orbána i jego polityki. Jego determinacja, by kontrolować przestrzeń medialną rozpoczęła się od zakupu MF DNES i innych mediów. W realizacji tego zamiaru brakowało mediów publicznych, więc chciał zdobyć w nich wpływy.
Czy wraz z Babišem także prezydent Miloš Zeman i jego sojusznicy, na czele ze skrajnie prawicową partią SPD Tomio Okamury, chcieli zniszczyć niezależność mediów publicznych?
Tak. Odniosłem nawet wrażenie, że Babiš pozostawiał wybór członków rad mediów publicznych w gestii SPD.
Czy gdyby Babiš wygrał jesienne wybory, wszystko byłoby gotowe na to, by media publiczne w Czechach przekształciły się w zależne od rządu?
Moim zdaniem tak. Szczególnie w przypadku Telewizji Czeskiej, jeszcze przed wyborami widać było starania, aby „coś zrobić” z jej dyrektorem generalnym – Petrem Dvořákiem (doprowadzić do jego zwolnienia). Na szczęście wywołało to reakcję społeczeństwa, które jasno dało do zrozumienia, że nie będzie tolerować niszczenia niezależności mediów publicznych.
Przedstawił Pan propozycję, która znalazła się również w deklaracji programowej nowego rządu Petra Fiali. Powinna ona pomóc we wzmocnieniu w przyszłości mediów publicznych…
Chodzi o to, by senat wybierał drugą połowę członków rady ds. mediów – do tej pory robiła to izba deputowanych. W takim układzie nie istniałoby ryzyko dominacji zwycięzcy wyborów. Senat jest wybierany w innym cyklu wyborczym (1/3 senatorów co dwa lata). Udział senatu byłby więc przeciwwagą dla chwilowego „dryfu wyborczego”. Pamiętajmy też, że senatorowie są wybierani w większościowych wyborach. Eliminuje to szanse na przejęcie kontroli nad nim przez radykałów.
Jak to możliwe, Pana zdaniem, że w Polsce i na Węgrzech likwidacja mediów publicznych była tak łatwa?
W październiku odwiedziliśmy Węgry i rozmawialiśmy o tej sprawie z przedstawicielami niezależnych mediów. Łatwość likwidacji mediów publicznych przypisują oni m.in. niskiemu poziomowi zainteresowania opinii publicznej. Tak jakby większości społeczeństwa to nie obchodziło. Opór wobec kontroli mediów publicznych był niewielki.
Wiele osób, zwłaszcza w naszej części Europy, nie rozumie, jak szkodliwe jest, gdy telewizja publiczna pozostaje na usługach rządzących. Czy podczas spotkań na Węgrzech spotkał się Pan z politykami rządzącej partii, którzy mówili, że państwowa telewizja stawia czoła mediom opozycyjnym?
Tak, dokładnie te argumenty prawie zawsze wytaczają urzędnicy państwowi na Węgrzech. Wśród polityków Fideszu przeważa pogląd, że nie chodzi tu wcale o przestrzeganie reguł demokratycznej gry. Chodzi tylko o wygraną.
Czy w jakikolwiek sposób próbowali oni obalić tezę, że dzisiejsza węgierska telewizja nie spełnia standardów mediów publicznych?
Nie. Ich zdaniem to była, jest i zawsze będzie tylko telewizja rządowa. Dodawali, że Zachód i zagraniczni inwestorzy próbują wspierać opozycję na Węgrzech. Twierdzą, że Węgry stoją w obliczu ogromnej presji z zewnątrz i muszą się bronić. Fidesz nie dostrzega potrzeby niezależnego dziennikarstwa. I nawet fakt, że Węgrzy finansują niezależne media, płacąc za ich treść, zaczyna niepokoić obóz rządowy. Mówią, że nie można tego tolerować. Ludzie, którzy mówią takie rzeczy, z pewnością nie świadczą dobrze o demokracji.
Czy podobnie jest dziś w Polsce?
Tak. Tam również wszystko, co nie jest prorządowe, jest antyrządowe.
Co może i powinna zrobić Unia Europejska?
Należy zająć bardziej zdecydowane stanowisko wobec krajów takich jak Węgry i Polska. Mówię zarówno o instytucjach unijnych, jak i o Republice Czeskiej. Trzeba nalegać na poszanowanie praworządności. Uzależnić wypłatę środków z funduszy UE od przestrzegania zasad. Taki instrument może być skuteczny. Polska i Węgry mogą nadal pozostać w kręgu państw demokratycznych.
Czy Czesi mają jakiś wzór do naśladowania w dziedzinie mediów publicznych?
Ja bym to odwrócił. Węgry i Polska pokazują nam, gdzie nie wolno nam iść i jakich błędów powinniśmy unikać. Nasze media publiczne zdołały oprzeć się tym naciskom. Nie jest to jednak powód do samozadowolenia. Dlatego też proponujemy zmianę w ustawie medialnej jako zabezpieczenie. To polisa ubezpieczeniowa, która może się przydać po następnych wyborach.
***
Andrej Babiš: droga po media publiczne
Niezależność czeskich mediów została zagrożona latem 2013 r., kiedy Andrej Babiš – drugi najbogatszy obywatel Czech, oligarcha słowackiego pochodzenia, kupił od niemieckich właścicieli największy dom medialny Mafra. Zakup spółki wiązał się bezpośrednio z wejściem Babiša do polityki i jego zamiarem wygrania wyborów parlamentarnych jesienią tego samego roku. Część kolegium redakcyjnego i redaktorów szybko zareagowała odejściem, inni czekali, czy Babiš dotrzyma obietnicy niezależności. Szybko jednak okazało się to złudne.
Posiadanie przez Babiša spółki Mafra, która stała się również najsilniejszym graczem na rynku radiowym, przyciągnęło uwagę polityków zachodnich: „Możemy mieć różne zastrzeżenia do Orbána, ale nie jest on właścicielem największego wydawnictwa w kraju jako premier. W przeciwieństwie do wicepremiera czeskiego rządu, Andreja Babiša – mówił Bernd Posselt, wówczas eurodeputowany z ramienia Europejskiej Partii Ludowej z bawarskiej CSU.
Nieskuteczne prawo
Pod koniec kadencji rządu CSSD i ANO premier Bohuslav Sobotka zdecydował się na uchwalenie ustawy o konflikcie interesów, która miała zmusić Babiša do oddania kontroli nad grupą Agrofert, w tym nad wchodzącą w jej skład spółką Mafra.
Niestety, ustawa okazała się bezsilna. Kluczowe stanowiska w koncernie zajmowali ludzie wybrani przez samego Babiša. W 2017 r. opublikowano nagrania, na których Babiš i wpływowy redaktor MF DNES – Marek Pribyl dyskutują o materiałach. Kilkudziesięciu redaktorów MF DNES podpisało petycję dystansującą się od zachowania swojego kolegi i wymienionych w nagraniach członków redakcji. Wielu redaktorów odeszło, ale Mafra nadal działała.
Krok po kroku
Powolne postępy Babiša w próbach przejęcia kontroli nad publiczną Czeską Telewizją i Czeskim Radiem po tym, jak został premierem w 2018 r., wynikały z jego przekonania, że ma wystarczającą władzę nad mediami. Jednak z biegiem czasu sytuacja pogarszała się poprzez zmiany członków rad medialnych.
Działo się tak głównie dlatego, że ANO Babiša znalazło sojuszników w SPD i wśród czeskich komunistów w swoich wysiłkach zmierzających do zniszczenia niezależności mediów publicznych. I tak – krok po kroku ta niepisana koalicja pod wodzą ANO Babiša odniosła sukces. I to pomimo, że socjaldemokracja próbowała temu zapobiec .
9 kwietnia 2021 r. Europejska Unia Nadawców (EBU) wydała apel, w którym ostrzegła, że czeskie media publiczne mogą wkrótce skończyć jak polskie i węgierskie: „W Europie coraz więcej rządów próbuje uciszyć opozycję, ograniczając wolność prasy i wywierając nadmierny wpływ na media publiczne. (…) Najnowszy przykład pochodzi z Republiki Czeskiej, gdzie zagrożona jest niezależność krajowego nadawcy publicznego. Od kilku miesięcy jesteśmy świadkami coraz większego upolitycznienia jej rady nadzorczej, a jednocześnie mnożą się próby destabilizacji jej kierownictwa” – napisano.
Rozwój wypadków zahamowały dopiero jesienne wybory parlamentarne, w których wbrew oczekiwaniom Babiš i partia ANO przegrali z koalicją Razem. Opozycja demokratyczna uzyskała wyraźną większość w parlamencie i utworzyła rząd większościowy. W deklaracji programowej rządu Petra Fiali znalazło się zdanie wyraźnie popierające niezależność mediów publicznych w Republice Czeskiej: „Skupimy się na trwałości finansowania mediów publicznych, co jest podstawowym warunkiem ich niezależności. Włączymy senat w system wybierania rady Czeskiej Telewizji i Czeskiego Radia. Będziemy forsować odpowiednie zmiany w prawodawstwie w 2022 r.” – stwierdzono.
Czy Babiš straci Mafrę?
Ale na tym nie można poprzestać. Według Deníka, grupa posłów rządowych przygotowała projekt nowelizacji ustawy o konflikcie interesów, która zakazałaby urzędnikom państwowym posiadania mediów. Andrej Babiš, jeśli chciałby pozostać w polityce, musiałby pozbyć się Mafry: „Proponujemy zastąpienie terminu »osoba kontrolująca« szerszym terminem – »rzeczywisty beneficjent«” – czytamy w projekcie.
Babiš nie pomógłby w przeniesieniu Mafry do funduszy powierniczych, ale jednocześnie, podobnie jak w przypadku innych części koncernu Agrofert, pozostałby ich „prawdziwym właścicielem”. Stwierdza to również audyt koncernu Agrofert zlecony przez Komisję Europejską.
„Obowiązkiem demokratycznego państwa prawa jest zapobieganie wykorzystywaniu przez funkcjonariusza publicznego powierzonej mu władzy do promowania własnych (osobistych) interesów ze szkodą dla interesu publicznego, a tym samym zaufania publicznego” – stwierdzają autorzy nowelizacji ustawy o konflikcie interesów.
Artykuł ukazał się w języku czeskim Denik.cz i w języku angielskim w Visegrad Insight. Stanowi on część współpracy medialnej w Europie Środkowej organizowanej przez Visegrad Insight, w której uczestniczą Denik.cz, DennikN.sk, Onet.pl i Telex.hu. Parlament Europejski nie był zaangażowany w przygotowanie tych materiałów i nie ponosi odpowiedzialności za informacje lub stanowiska wyrażone przez autorów. Skróty, tytuł i lead pochodzą od redakcji.
Fot. ”David Smoljak” (CC BY-SA 2.0) by pirati.cz.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.