Wspólnota odpowiedzialności

Polska intensyfikuje starania o zmianę strategii bezpieczeństwa w Europie. Ostatnio, ustami prezydenta, wzywa do powołania wspólnoty odpowiedzialności. Jako pierwsze trzeba przekonać Niemcy. Michał Baranowski Wizyta Bronisława Komorowskiego w Berlinie 10 września br. roku nie miała precedensu. Po raz pierwszy w niemieckim parlamencie przemawiał polski prezydent. Wraz z nią widocznym stałoRead more

19 listopada 2014

Polska intensyfikuje starania o zmianę strategii bezpieczeństwa w Europie. Ostatnio, ustami prezydenta, wzywa do powołania wspólnoty odpowiedzialności. Jako pierwsze trzeba przekonać Niemcy.

Michał Baranowski

Wizyta Bronisława Komorowskiego w Berlinie 10 września br. roku nie miała precedensu. Po raz pierwszy w niemieckim parlamencie przemawiał polski prezydent. Wraz z nią widocznym stało się jak znaczącym zmianom podlegają ostatnio relacje polsko-niemieckie a także na czym zasadzać winny się próby uzgadniania wspólnej polityki wobec wyzwań bezpieczeństwa w Europie.

Przemówienie wygłoszone z okazji 75. rocznicy wybuchu II wojny światowej było pierwszym w historii wystąpieniem polskiego prezydenta w Bundestagu. O historycznej doniosłości tego faktu mówił przewodniczący niemieckiej izby Norbert Lammert – inicjator spotkania. Obydwaj politycy wskazali na rocznicowy i zarazem przełomowy charakter wydarzenia. Komorowski podkreślał jak daleko idące są dziś zmiany na polu pojednania i współpracy obydwu narodów, ku wyraźnemu zaskoczeniu parlamentarzystów – spodziewających się wyłącznie historycznego wystąpienia – przemówienie polskiego prezydenta okazało się mieć dojmująco bieżący charakter. Padło w nim wiele konkretnych propozycji dotyczących sytuacji, w jakiej znalazła się dziś Europa.

3757745857_ea6cb98cf8_o

Słowa mówiące o wspólnocie odpowiedzialności, poza nawiązaniem do stosunków między Polakami i Niemcami stanowiły wyraźny apel o współpracę w wymiarze całego Zachodu, w tym także w skali transatlantyckiej na rzecz pomocy Ukrainie. Prezydent podkreślał tendencje, które pojawiały się w polityce niemieckiej za sprawą prezydenta Joachima Gaucka. Wskazywał jak ważnym jest zrozumienie iż z większym wpływem wiąże się zawsze większa odpowiedzialność. Otwarcie mówił o polityce wschodniej w wymiarze bezpieczeństwa i zagrożeniach ze strony Rosji. Choć unikał pouczania, w sposób zdecydowany nazywał rzeczy po imieniu. Również w tym względzie wystąpienie było z pewnością zaskakujące dla zgromadzonych, spotkało się jednak z nadzwyczaj pozytywnie odbiorem, zarówno ze strony prezydenta Gaucka jak i kanclerz Angeli Merkel. Było to wyraźnie wypowiedziane przesłanie, jasno relacjonujące sytuację na Wschodzie, i wskazujące na konieczność podjęcia działań w najbardziej podstawowym wymiarze związanym z ochroną praw i wartości jednostek.

W relacjach niemieckich mediów podkreślano, że przemówienie Komorowskiego nie miało jedynie wymiaru okolicznościowego, ale stanowiło artykulację zaproszenia do większego, wspólnego zaangażowania na rzecz Ukrainy. Zaproszenie to nie było jednak czysto kurtuazyjne, prezydent nie unikał odwołań do trudnych polsko-niemieckich doświadczeń historycznych. A także do osobistych wspomnień z czasu gdy wychowywał się w domu należącym do wypędzonych Niemców i bawił zabawkami, które kiedyś należały do niemieckich dzieci. Te szeroko analizowane w niemieckiej prasie fragmenty wystąpienia wyraźnie poruszyły niemiecką opinię publiczną, ponownie uruchomiając dyskusję dotyczącą nieprzepracowanych problemów zbiorowej pamięci. Nie przysłoniły one jednak zasadniczego przesłania przemówienia.

W odniesieniu do wewnętrznej struktury relacji na niemieckiej scenie politycznej był to bez wątpienia komunikat wyraźnie wspierający postawę Gaucka, który jeszcze niedawno został ostro skrytykowany za treść wystąpienia podczas rocznicowych obchodów na Westerplatte. Elementem, który krytykowano wówczas najbardziej był brak wdzięczności wobec ofiar rosyjskich poniesionych podczas wyzwalania Niemiec, a także niedwuznaczne porównywanie Putina i Hitlera. W tym względzie zatem treść przemówienia Komorowskiego została odczytana jako mocne wsparcie optyki reprezentowanej przez Gaucka, która nie jest podzielana przez cały przekrój przedstawicieli niemieckiej klasy politycznej.

Gdyby pokusić się bowiem o próbę określenia przekrojowego nastawienia niemieckich polityków w sprawach wschodnich, z pewnością wyraźna byłaby tu pewna zmienność postaw oraz znaczne różnice w nastawieniu osób skupionych wokół trzech postaci: kanclerz Merkel, prezydenta Gaucka i ministra Steinmeiera. Dzisiejsza polityka Niemiec jest bowiem wypadkową wpływu działań Gaucka i Steinmeiera na poziomie europejskim tłumionych silną pozycją kanclerz Merkel, która niemal jak mantrę powtarza zaprzeczenie jakiejkolwiek możliwości militarnego rozwiązania kryzysu na Ukrainie. Tym samym, jasno formułowana jest chęć deeskalacji, nawet jeśli miałoby to oznaczać dla Ukraińców trudny rozejm. Założenia Realpolitik wynikają tu z porównywania potencjału i obawy przed możliwością eskalacji konfliktu ze strony rosyjskiej. Podobne argumenty do pewnego stopnia pojawiają się też  w odniesieniu do sprawy wzmocnienia wschodniej flanki NATO.

Choć Niemcy dysponują jednym z największych budżetów w Unii Europejskiej jeśli chodzi o obronność, wyraźna jest u nich niechęć wobec zwiększania potencjału militarnego, do pewnego stopnia dająca się uzasadniać względami historycznymi. Nastawienie to nie dotyczy zresztą jedynie Niemiec. Europejczycy mają awersję do wojny jako takiej. Niechęć ta znajduje potwierdzenie w raportach z badań regularnie przeprowadzanych przez Transatlantic Trends. W odpowiedziach na pytanie „Czy wojna może być w jakiś sposób usprawiedliwiona?” w obszarze transatlantyckim od lat uwidacznia się znaczna różnica: w Europie odpowiedzi pozytywne plasują się na poziomie 30. procent, w Stanach Zjednoczonych wynik sięga tu aż 70 procent.

Warto tu podkreślić wagę swego rodzaju moralnego odrzucenia użycia siły, nawet uzbrajania kogoś innego wyraźnie obecnego w zbiorowej mentalności Niemców. Zastanawiającym może się tu wydawać przykład decyzji o dozbrojeniu Kurdów w Iraku. Skoro zbroimy Kurdów dlaczego nie zbroimy Ukraińców? Nie warto jednak oceniać tego jako zmiany w kierunku: more power, more responsibility. Dozbrajanie Kurdów w oczach społeczeństwa niemieckiego stanowi odpowiedź na jasno sprecyzowaną sytuację obrony ofiar przed terroryzmem. Pomoc militarna ma tu charakter humanitarny. Sprawa Ukraina nie jest tak jednak postrzegana. Różnica dotyczy tu także siły wrogów, którym należy się przeciwstawić. ISIS jest zbrodnicze ale w sensie militarnym byłby do pokonania, Rosja natomiast jest zła, ale nie do pokonania. Trudno przystać na tę logikę, ale w Niemczech tak właśnie bywa to pojmowane, i to wyraźnie przekłada się na wolę polityczną.

Ktokolwiek patrzy na Niemcy z zewnątrz, czy to Polacy czy Amerykanie czy nawet Brytyjczycy, na każdym polu oczekuje się od Niemców więcej. Trudno zakładać, że inaczej będzie w odniesieniu do relacji z Rosją. Ostatnie badania Transatlantic Trends potwierdzają 13. procentowy wzrost poparcia dla przywództwa Unii Europejskiej na arenie międzynarodowej. Okazuje się, że także Amerykanie chcą większej obecności Europy w świecie. W tym względzie przemówienie Komorowskiego miało także niebagatelny wymiar transatlantycki, zwłaszcza zważywszy na coraz większy poziom załamania w stosunkach bilateralnych między Niemcami a Stanami Zjednoczonymi. Relacje te pozostają jednak przede wszystkim domeną stosunków bilateralnych między Berlinem i Waszyngtonem.

Pomimo roli jaką odegrali w Kijowie 21-22 lutego br.  działający razem Radosław Sikorski, Frank-Walter Steinmeier i Laurent Fabius, mamy obecnie do czynienia z nowym formatem relacji na linii Niemcy, Francja, Rosja i Ukraina. Wszystkie zaangażowane strony wyraziły przyzwolenie by z procesu tych negocjacji wyłączyć Polskę. To cena, którą Berlin zapłaci w relacjach polsko-niemieckich.

Co ciekawe jednak, w ostatnim czasie w Berlinie daje się rozpoznać bardzo mocne przesunięcie w zakresie polityki wschodniej, szczególnie w wydaniu kanclerz Merkel. Coś, co jeszcze nie w pełni jest doceniane w Warszawie, niemniej nosi symptomy zmiany. Niedawno na zamkniętym spotkaniu w Berlinie Steinmeier powiedział, że Niemcom brakuje w tym momencie kompasu gdy chodzi o relacje z Rosją. Dotąd uważano, że Putin jest do pewnego stopnia racjonalny i należy jedynie umożliwić mu wyjście ze ślepego zaułka, do którego sam się zapędził. Obecnie, szczególnie ze strony kanclerz Merkel przeważa opinia, że Putin kłamie. Dlatego podczas ostatniej rundy sankcji to Niemcy były najbardziej aktywnym graczem. Wyraźnie widać tu pewnie zwrot. Wcześniej Rosjanie próbowali rozgrywać Niemców poza resztą Europy, dziś Niemcy mówią, że już się na to nie godzą. Wcześniej niemiecka polityka zagraniczna usiłowała realizować plan zmiany Rosji przez zaangażowanie, czyli poprzez relacje ekonomiczne, ale również polityczne i tym sposobem stopniowe uczynienie z nich demokratów. Strategia ta wydaje się jednak dłużej nie do utrzymania.

Osobną sprawą, która do pewnego stopnia pozwala zrozumieć wcześniejszą postawę Berlina jest poczuciu winy Niemiec wobec Rosjan. Choć może się to wydawać nieznaczące i jedynie symboliczne, dla Niemiec stanowi wciąż pewien azymut, według którego wybierają pomiędzy partnerami międzynarodowymi i sojusznikami wewnątrz Unii Europejskiej czy NATO. Strategia głębokiego, politycznego partnerstwa z Rosją wydaje się być w tym momencie na straconej pozycji w Berlinie, co nie oznacza, że Niemcy wycofają się od razu ze wszystkiego.

Michał  Baranowski

Dyrektor warszawskiego biura The German Marshall Fund of the United States.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.