Biblioteka
Darmowe
Bezpieczeństwo gospodarcze, głupcze! – RPN 5/2024
26 marca 2025
3 lutego 2014
Ukraińcy, mówiąc o wyrównywaniu rachunków, najczęściej myślą o zmianie na szczytach władz. Ukraińscy oligarchowie zdają się jeszcze dosyć ostrożnie rozgrywać tę grę z prezydentem Janukowyczem. Co zyskają, a co stracą oligarchowie na kryzysie ukraińskim? O roli oligarchów i ich postawach wobec aktualnej sytuacji w kraju specjalnie dla Res Publiki Nowej pisze Andrij Czernikow.
Po dwóch miesiącach protestów, które przyniosły kilka ofiar śmiertelnych, setki rannych, zatrzymanych, wiele zniknięć oraz doprowadziły do dymisji rządu, agencja Standard and Poor’s obniżyła rating Ukrainy dla zobowiązań w walucie obcej z poziomu B-/B do CCC+/C, kraj stracił wizerunek wiarygodnego kredytobiorcy. Jednocześnie agencja obniżyła prognozowany wzrost PKB w br. do zaledwie 1%. Przyczyny tych negatywnych zmian kryją się w trwającym kryzysie politycznym i ekonomicznym. Obawy agencji związane są z faktem, że dług publiczny w 2014 roku sięgnie niemal 40% PKB – nie jest to poziom krytyczny, lecz według międzynarodowych standardów wzbudza niepokój. Do tego dochodzi jeszcze zerwanie współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i 15 miliardów dolarów rosyjskiego kredytu otrzymanego na niejasnych warunkach.
Biorąc pod uwagę fakt, że lwia część ukraińskiego produktu krajowego jest wytwarzana przez należące do kilku oligarchów ogromne przedsiębiorstwa, protestujący w Kijowie Ukraińcy patrzą w ich kierunku i wyczekują, jakie ruchy poczynią.
Związani z władzą magnaci finansowi skupili na sobie uwagę Ukraińców, ponieważ to właśnie oni z tylnego siedzenia kierują wieloma posłami Rady Najwyższej i to oni doprowadzili do władzy Janukowycza. Logicznym wnioskiem wydaje się próba utrzymania obecnego prezydenta u władzy. Oligarchowie nadal jednak solidarnie milczą. Dopiero po śmierci kilku osób w centrum Kijowa niektórzy oligarchowie wyrazili ukrywane dotychczas emocje. Rinat Achmetow, najbogatszy człowiek na Ukrainie, niebezpodstawnie uważany za głównego sponsora rządzącej Partii Regionów, a przede wszystkim Janukowycza, dyplomatycznie potępił przemoc obu stron – zarówno władzy, jak i protestujących.
Po obniżeniu ratingu Ukrainy głos zabrał także magnat gazowy Dmytro Firtasz. Milczenie zachowuje natomiast właściciel grupy finansowo-przemysłowej Privat, Ihor Kołomojski, chociaż zamiast niego „przemawia” będąca jego własnością ogólnokrajowa telewizja 1+1. Ta, w odróżnieniu od pozostałych kanałów, pokazuje w wiadomościach obiektywny obraz, co dzisiaj należy do rzadkości – chociażby należący do Firtasza kanał Inter ucieka się do manipulacji w przedstawianiu informacji. Na niedawnym Światowym Forum Ekonomicznym w Davos miliarder i zięć Kuczmy Wiktor Pinczuk zaproponował uczcić minutą ciszy pamięć tych, którzy stracili życie na Majdanie. Potem jednak jak gdyby nigdy nic kontynuował rozmowę o działalności charytatywnej.
Jeśli nawet większość ukraińskich oligarchów zachowuje milczenie, nie oznacza to, że nic od nich nie zależy i że pozostają bezczynni, obserwując, dokąd zaprowadzą ich działania Janukowycza. W początkach swojej kariery prezydent Ukrainy odgrywał rolę politycznej marionetki. Kiedy w 2002 roku Leonid Kuczma przywiózł gubernatora Janukowycza z Doniecka do Kijowa, stało się jasne, że Wiktor Fiodorowicz ma być jego następcą. Nie miał on jednak najmniejszych szans, by pełnić władzę samodzielnie.
Pomarańczowa rewolucja mogłaby nie zakończyć się pokojowo, gdyby Kuczma w toku negocjacji nie zmusił opozycji z Wiktorem Juszczenką na czele do przegłosowania poprawek do Konstytucji w zamian za trzecią (!) turę wyborów. Zgodnie z tymi poprawkami Ukraina stała się republiką parlamentarno-prezydencką z ograniczonymi uprawnieniami prezydenta i rozszerzonymi uprawnieniami szefa rządu. Juszczenko zgodził się na warunki Kuczmy, osłabiając swoją pozycję jako prezydenta, ale rola ta szykowana była właśnie dla Janukowycza. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można było przewidywać, że rzeczywistym szefem państwa mógłby zostać wówczas premier o nazwisku Kuczma. Przygotowywano zatem dokładnie taki scenariusz, jaki zrealizowali Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew w Rosji – kolejni prezydenci, z których jeden był marionetkarzem, a drugi marionetką. Na marionetkowego prezydenta postawili wówczas również oligarchowie, którzy wsparli najpierw gubernatora Janukowycza, potem premiera Janukowycza, a ostatecznie prezydenta Janukowycza. Oczywiście nie robili tego bezinteresownie.
Po dojściu do władzy w 2010 roku Janukowycz przy pomocy uzależnionego od siebie Sądu Konstytucyjnego przywrócił stary wariant konstytucji, stając się władcą absolutnym. Wkrótce cały krajowy biznes odczuł ze strony władzy naciski o niespotykanej dotychczas skali. Presja ta przybrała formę ogromnej korupcji, która dotknęła dosłownie wszystkich, w tym również oligarchów uważających się za nietykalnych.
Świat ujrzał takie pojęcie jak „rodzina” opisujące grupę obejmującą dwóch synów prezydenta i jego kolegów, którzy stanęli na czele administracji podatkowej, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Banku Narodowego. Według danych magazynu „Forbes”, starszy syn Janukowycza, Ołeksandr, posiada majątek o wartości ponad 500 milionów dolarów, podczas gdy przed 2010 rokiem Ukraina w ogóle o nim nie słyszała. Bardzo zdziwiło to oligarchów, którzy swój kapitał gromadzili przez dwie dekady. Oczywiście, prowadząc uczciwy biznes na Ukrainie, nie sposób osiągnąć tak fenomenalnych rezultatów.
Również znikąd pojawił się multimilioner Serhij Kurczenko (28 lat). W zeszłym roku kupił on odeską rafinerię ropy naftowej, kontroluje import ropy i produktów ropopochodnych na Ukrainę. Następnie zaś kupił ukraińskie wydanie magazynu „Forbes” oraz cały koncern medialny od Borysa Łożkina. Magnat medialny wcale nie zamierzał sprzedawać swoich aktywów, został jednak do tego zmuszony. Również Ołeksandr Jarosławski nie miał zamiaru sprzedawać klubu piłkarskiego Metalist, włożywszy w ów klub i charkowski stadion o tej samej nazwie znaczne sumy, aby móc gościć mistrzostwa Europy w piłce nożnej EURO 2012.
Należy dodać, że korupcja w prokuraturze, milicji i sądach osiągnęła taką skalę, że oprócz łapówek zaczęto także inkasować je w postaci udziałów w biznesie. Tego Ukraina jeszcze nie znała. Fenomen na skalę światową, który trudno objąć rozumem.
Milczenie i bierność oligarchów wobec krwawych wydarzeń w Kijowie oraz w innych regionach kraju można wyjaśnić tym, że Janukowycz wydostał się spod ich kontroli. Może nawet to oligarchowie znaleźli się pod kontrolą prezydenta. Teraz jednak wielki biznes na Ukrainie stoi przed dylematem. W podobnych sytuacjach, kiedy pod królem chwieje się tron, królewska świta musi podjąć decyzję, co robić i po której stronie się opowiedzieć. Niewykluczone, że oligarchowie już dawno „odpuściliby” Janukowycza, gdyby wiedzieli, kto zajmie jego miejsce. Problem polega jednak na tym, że ukraińska opozycja jest reprezentowana przez trzech liderów: Arsenija Jaceniuka, Witalija Kliczkę i Ołeha Tiahnyboka.
Chociaż najwyższym poparciem wyborców cieszy się Kliczko, opozycjoniści wciąż nie zdecydowali, kto z tej trójki będzie kandydował w wyborach prezydenckich. Wygląda też na to, że sami oligarchowie nie wiedzą, kogo tym razem doprowadzą do władzy. Zauważalny jest brak konsensusu w tej sprawie, bo zapewne wiele wydarzeń w Kijowie mogłoby mieć inny przebieg. Z drugiej strony eskalacja konfliktu politycznego między protestującymi na Majdanie a Janukowyczem prowadzi do tego, że oligarchowie ryzykują poniesienie na tej konfrontacji większych strat niż zysków.
Obniżenie ratingu Ukrainy i prognozowanego tempa rozwoju gospodarki połączone z zabójstwami i masowymi aresztowaniami odbijają się na wartości aktywów oligarchów, a te zaczynają topnieć. Co więcej, zgodnie z niepotwierdzoną na razie informacją, oligarchiczny biznes Ukrainy, zorientowany na Europę i USA, odczuwa już nie tylko problemy z otrzymaniem kredytów, ale też boryka się z utrudnieniami w księgowaniu ich operacji finansowych przez europejskie banki, które zaczęły uważniej przyglądać się tym transakcjom.
Również sfrustrowani i zdeterminowani obywatele stanowią bezpośrednie zagrożenie dla biznesu i osobistego bezpieczeństwa oligarchów. Po pierwsze, aktywiści rozkręcili szeroko zakrojoną kampanię nakłaniającą do bojkotowania towarów wyprodukowanych przez firmy należące do członków Partii Regionów i powiązanych oligarchów. Ten bojkot dał się szczególnie odczuć w zachodniej Ukrainie.
Po drugie, tak zwany Automajdan co jakiś czas odwiedza miejsca, gdzie mieszkają oligarchowie, nakłaniając ich do podjęcia wszelkich możliwych działań na rzecz zakończenia konfliktu i odsunięcia od władzy Janukowycza. Nawet poza granicami kraju oligarchowie nie mają spokoju: pod londyńskim domem Achmetowa (najdroższej nieruchomości w stolicy Wielkiej Brytanii) odbyło się już kilka pikiet poparcia dla Majdanu oraz na rzecz wprowadzenia osobistych sankcji przeciwko Achmetowowi. Zapewne nigdy wcześniej nie czuł się on tam tak niekomfortowo, musiał nawet przepraszać swoich sąsiadów za hasła skandowane pod ich oknami.
Tymczasem uczestnicy Automajdanu, po wizytach u ministrów, oligarchów i w pałacu Janukowycza, zaczęli być poddawani aresztom, pobiciom przez pracowników milicji, ich samochody są niszczone przez wynajętych bandytów; jeden z liderów ruchu został porwany przez nieznane osoby (to niejedyny taki przypadek), inny ukrywa się w jednym z państw UE. Tego rodzaju wydarzenia negatywnie wpływają na reputację państwa, a wraz z tym topnieje również wizerunek oligarchów i ich zyski.
28 stycznia gazeta „New York Times” opublikowała artykuł, w którym czterej byli ambasadorowie Stanów Zjednoczonych na Ukrainie – John Herbst, Steven Pifer, William Taylor i William Miller – powtarzają to, czego Ukraińcy domagają się już od dwóch miesięcy: USA i Unia Europejska powinny wprowadzić sankcje przeciwko wszystkim, którzy mieli swój udział w zabójstwach i brutalnym rozpędzaniu demonstrantów, a także przeciwko osobom należącym do bliskich kręgów Janukowycza.
Strach i milczenie oligarchów może świadczyć o tym, że chcą oni „wyrównać rachunki” z Janukowyczem. Ukraińcy widzą w tym wyrażeniu dwa znaczenia. Zgodnie z pierwszym, sprawa wygląda tak, że oligarchowie przedstawiają prezydentowi swoje pretensje, proszą albo zmuszają go do myślenia o ich interesach, a nie tylko o własnym „złotym tronie”. Starają się, jeśli nie odzyskać kontrolę nad Janukowyczem, to przynajmniej mu uświadomić, że brutalność i okrucieństwo, brak porozumienia z narodem, nieustępliwość, żądza władzy i pieniądza stanowią główny czynnik niestabilności w kraju. Co więcej, luksusowe wille, które buduje sobie prezydent, świadczą o jego zakusach na wieczne sprawowanie władzy, a to tylko zwiększa ryzyko dla oligarchów.
Jak takie „wyrównywanie rachunków” może wyglądać? Na przykład oligarchowie przypominają Janukowyczowi, że to oni uczynili go bogatym, natomiast Janukowycz przypomina im, że to za jego rządów Achmetow i Firtasz (i nie tylko oni) zostali właścicielami całego szeregu przedsiębiorstw kupionych od państwa po okazyjnych cenach i poza wszelką konkurencją. Takie układy prezydent ma właściwie ze wszystkimi. Kto kogo tutaj przekona, trudno powiedzieć.
Wyrażenie „wyrównać rachunki” ma i drugie znaczenie. Właśnie o nim, już nie kryjąc się, publicznie mówi i pisze wielu Ukraińców. I to właśnie decyzja, do której oligarchowie jeszcze nie dojrzeli. Chodzi o odsunięcie Janukowycza od władzy – o jego rezygnację i przyspieszone wybory.
Janukowycz, w ocenie wielu obserwatorów, nie ma właściwie żadnych szans na uczciwe wygranie wyborów. Tylko jego niezwłoczna rezygnacja może przynieść ulgę wszystkim: zarówno obywatelom Ukrainy, jak i oligarchom, którym, jak podpowiada zdrowy rozsądek, przelewanie krwi w kraju wcale nie jest na rękę, podobnie jak innym rozsądnym ludziom. Na razie tracą oni pieniądze, ale mogą stracić dosłownie wszystko, jeśli nie zrobią kroku we właściwym kierunku, kiedy jeszcze mogą, niezależnie od tego, na ile sposobów można rozumieć słowo „właściwy”.
Przełożyła Natalia Kertyczak
Dziękujemy redakcji czasopisma Krytyka za pomoc w zamówieniu tego tekstu.
Tekst powstał w ramach programu Partnerstwa Wolnego Słowa
finansowanego przez Fundusz Wyszehradzki.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.