UKRAINA–WĘGRY: Nieodrobiona lekcja 1956 r.

Obecna wojna pokazuje, że politycy rosyjscy nie zmienili sposobu postrzegania świata.

2 marca 2022

W listopadzie 1956 r. dyrektor węgierskiej agencji prasowej, kilka minut przed tym jak artyleria ostrzelała jego biuro, wysłał w świat rozpaczliwy teleks o rozpoczętej tego dnia ofensywie rosyjskiej na Budapeszt. Depesza kończyła się słowami: „Zginiemy za Węgry i Europę”. Historię tę przypomniał Milan Kundera w niezapomnianym eseju Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej.

Minęło 66 lat. Narody Europy Środkowej, o losie których pisał Kundera „wróciły do Europy”, do której zawsze należały, ale ulegli politycy zachodni zdradzili je i w imię spokoju oddali pod but Kremla.
I właśnie po tych prawie 66 latach, które upłynęły od czasu kiedy sowiecka Rosja zatrzymała, przy pomocy czołgów, proces przemian na Węgrzech i w regionie, myśl węgierskiego dziennikarza znowu płynie w świat. Przypomina ją prezydent narodu ukraińskiego, brutalnie zaatakowanego przez Rosję, która w tych dniach pokazuje, że historia niczego jej nie nauczyła, dowodzi, że upiory wojenne w umysłach jej polityków wciąż żyją, a najważniejszym orężem w jej polityce – wewnętrznej i zagranicznej – jest argument nagiej siły…

„Przyszłość bezpieczeństwa Europy rozstrzyga się teraz na Ukrainie” – powiedział 23 lutego prezydent Zełenski, na dzień przed rosyjskim atakiem. Dzień po, 25 lutego zwrócił się do społeczności europejskiej: „Chcecie walczyć? Przyjeżdżajcie! Możecie z nami bronić Europy”.

Milan Kundera pisał, że Europa Środkowa została zdradzona w Jałcie. Czy o zdradzie nie mogą też mówić Ukraińcy? Dzisiaj przekonują się, że podpisane w 1994 r. tzw. Memorandum Budapeszteńskie, które sygnatariusze dumnie określili, jako dające gwarancje bezpieczeństwa, okazało się niewiele znaczyć. Rosja, jako jedno z państw, które miało stać na straży owego bezpieczeństwa, od 2014 r. jest główną siłą dążącą do zniszczenia niepodległego bytu tego państwa.

Rzecz ciekawa, że w tym kontekście dwa razy pojawia się sprawa Budapesztu, czy szerzej Węgier. Pierwszy to symbol zdławionego brutalnie przez sowiecką Rosję pragnienia narodu węgierskiego do budowania społeczeństwa według własnych marzeń. Takim symbolem, ale już pozytywnym, dla narodu ukraińskiego miał się stać Budapeszt w 1994 r., kiedy ustalano denuklaryzację Ukrainy i w zamian dostawała ona prawo do tworzenia niezależnego bytu państwowego. Dzisiaj tamte ustalenia okazują się wielką mrzonką – dawała ona prawo do niezależności, ale w granicach kontrolowanych przez Moskwę. Kreml aż nazbyt brutalnie przypomina jej o tym w tych dniach.

Spójrzmy jednak na kontekst węgierski. Sowieci na długie lata po 1956 r. kazali Węgrom zapomnieć o możliwości realizacji własnej drogi rozwoju. Teraz rząd węgierski jest jednym z nielicznych, który do wojny rosyjsko-ukraińskiej podchodzi ze zrozumieniem. Wręcz blokuje bardziej radykalne sankcje przeciwko Moskwie. Viktor Orbán, który w 1989 r. – w czasie uroczystości ponownego pochówku bohatera węgierskiego z 1956 r., ówczesnego premiera, Imre Nagy’a – porwał 250-tysięczny tłum zgromadzony na Placu Bohaterów swoim ostrym, antysowieckim wystąpieniem, dzisiaj woli sytuować się bliżej człowieka, który w swoim orędziu sam się postawił u boku największych ciemiężycieli narodu rosyjskiego. Dobitnie dowodzą tego rządowe media w Budapeszcie. Zasadne wydaje się pytanie, czy naród węgierski całkowicie zapomniał o swoim Październiku? Czy w nadchodzących wyborach znowu powierzy FIDESZ-owi władzę?

Z kolei Polacy zachowują się tak, jak w czasie węgierskiego Października. Prowadzą zbiórki pieniędzy, pomagają Ukraińcom, którzy coraz liczniej uciekają przed wojną. Trochę może dziwić, dlaczego prezentują tak odmienny stosunek wobec uciekinierów niż, jeszcze przed chwilą, wobec tych, którzy pojawili się na polsko-białoruskiej granicy? To jednak już temat na całkiem inne rozważania.
Picassowski gołąbek pokoju, który na słynnym plakacie Franciszka Starowiejskiego, płakał po wydarzeniach węgierskiej jesieni 1956 r., płacze znowu.
66 lat temu Sowieci odmówili Węgrom prawa bycia częścią cywilizowanej Europy. Dziś Rosja odmawia go Ukraińcom.

Należy żywić nadzieję, że lekcję z okresu zimnej wojny dobrze odrobi Zachód.

Fot. Filipp Romanovski / Unsplash.

Leszek Hensel – hungarysta, dyplomata, specjalista ds. Europy Środkowej i Bałkanów.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.