STOŁECKA: Za wolność, za nas!

Skala zwycięstwa obozu „Solidarności” w wyborach 4 czerwca 1989 roku była gigantyczna, ale nagle stało się coś, co uniemożliwiło radość i co czyni ją niemożliwą

4 czerwca 2017

To prawda, 4 czerwca w Polsce skończył się komunizm. Potem była „jesień narodów” i komunizm skończył się w Europie. W listopadzie na demonstracji w Pradze niesiono transparent: Polsko 10 let, Maďarsko 10 měsíců, NDR 10 týdnů, Československo 10 dnů.

Niewątpliwie poszło tak szybko, bo polska rewolucja była bezkrwawa, a przejęcie władzy dokonało się w wyniku rozmów i negocjacji. Jeszcze parę tygodni wcześniej nikt przecież nie wierzył, że komunizm może upaść na skutek wyborów, że symbolem zwycięstwa będzie karta do głosowania.

I aż dziw – 4 czerwca nie było święta, radości, ludzie nie tańczyli na ulicach, nie rzucali się sobie w ramiona, nie maszerowali, nie skandowali wspólnych haseł.

Czerwcowe wybory poprzedziły rozmowy przy Okrągłym Stole, które zaczęły się 6 lutego, a zakończyły 5 kwietnia. Wybory 4 czerwca były ich efektem. Ustalono, że opozycja może uzyskać 35% miejsc w Sejmie, później zwanym kontraktowym, wybory do Senatu miały być całkowicie wolne. Przeciwników rozmów i wyborów było wśród środowisk opozycyjnych niemało. Jacek Kuroń wspominał: „Solidarność Walcząca” ogłosiła, że siadając do rozmów, zdradziliśmy sprawę. Większość tych, co dalej byli za podziemiem, przyłączyła się do nich. „Niepodległościowcy” głosili: każde porozumienie z czerwonymi hańbi was, tracicie czystość, która była siłą. (Jacek Kuroń, Spoko! Czyli kwadratura koła)

Kolejny spór pojawił się przy wyłanianiu kandydatów. Zdaniem między innymi Tadeusza Mazowieckiego i Aleksandra Halla, polityczna reprezentacja przedstawianych kandydatów była zbyt wąska, dlatego postanowili nie kandydować w wyborach czerwcowych. Działacze związkowi jak Bogdan Borusewicz, Władysław Frasyniuk czy Zbigniew Bujak zdecydowali, że powinni kontynuować działalność związkową w „Solidarności” i także nie kandydowali.

Znaczenie wyborów było jednak dla wszystkich oczywiste. Wielkie były też obawy o ich wynik – wydaje się, że nikt nie przewidywał wtedy tak gigantycznego sukcesu. Wśród rządzących zaś zastanawiano się, co będzie, gdy „Solidarność” nie zdobędzie odpowiedniej ilości głosów i cały pomysł na sejm kontraktowy się posypie.

Cała kampania wyborcza miała trwać dwa zaledwie miesiące. Oceniano, że Polacy, zmęczeni stanem wojennym, fatalną sytuacją gospodarczą, bardzo trudnymi warunkami życia, pogrążeni są w apatii i że perspektywa wyborów ich nie zainteresuje. Sztab „Solidarności” nie miał pieniędzy, ani dostępu do „środków masowego przekazu”, jak wtedy mówiono o mediach. Kandydatów do Sejmu i Senatu trzeba było dopiero wyłonić, wyszukać w całej Polsce! Zdecydowano, że opozycja pójdzie do wyborów blokiem, później nazwano ten blok „drużyną Wałęsy”. Dlatego wszyscy kandydaci zrobili sobie zdjęcie z przewodniczącym „Solidarności” i to zdjęcie było znakiem uczestnictwa w bloku opozycji, ono było na plakatach wyborczych kandydatów „Solidarności”. Wybory organizował Komitet Obywatelski, powołany przez Komisję Krajową „Solidarności”.

I wtedy stała się rzecz nieoczekiwana: w całej Polsce, w miastach i miasteczkach ludzie rzucili się do pracy. Komitety Obywatelskie powstawały w całym kraju, chętnych do pomocy było mnóstwo, z bardzo różnych środowisk, różnych pokoleń. Organizowano spotkania z kandydatami, drukowano ulotki na prymitywnym sprzęcie, malowano plakaty, organizowano stoiska informacyjne. Prywatne samochody jeździły oklejone hasłami wyborczymi, rozdawano, rozrzucano ulotki. Dzisiaj wypada podkreślić, że w sztabach wyborczych pracowało bardzo ofiarnie wielu ludzi bardzo młodych, nawet uczniów. Kandydatów wspierali artyści, oddawali swój czas i służyli talentem, brali udział w wiecach wyborczych, graficy przygotowywali dla sztabów projekty plakatów i ulotek. Ulotki były przepisywane na maszynach do pisania, plakaty klejone przez uczniów klejem domowej roboty. Na początku maja zaczęła ukazywać się Gazeta Wyborcza – prezentująca sylwetki kandydatów opozycyjnych.

To był wielki, obywatelski zryw, słabo chyba do tej pory opisany, a też mało obecny w zbiorowej pamięci.

Inka Słodkowska, w swojej książce „Komitety Obywatelskie 1989–1992. Rdzeń polskiej transformacji” (2014) ocenia, że w kampanii wyborczej „Solidarności” wzięło udział znacznie ponad 100 tysięcy osób. Byli to działacze i współpracownicy komitetów obywatelskich, członkowie komisji wyborczych i mężowie zaufania, bo tych „Solidarność” miała we wszystkich komisjach. Do kampanii wyborczej włączyła się także Polonia, poza granicami kraju zbierano fundusze, tam także wystawiono mężów zaufania w komisjach w polskich placówkach dyplomatycznych.

I stało się, 4 czerwca Polacy w pierwszych „częściowo wolnych” wyborach zagłosowali, dając „Solidarności” absolutne zwycięstwo. Jej kandydaci do Sejmu zdobyli 161 mandatów, czyli wszystkie możliwe, do Senatu na 100 senatorów, 99 było wybranych z listy Komitetu Obywatelskiego. Lista krajowa, czyli kandydaci obozu rządzącego, upadła. Tylko dwóch spośród ich kandydatów dostało się do Sejmu w pierwszej turze.

Do urn poszło tylko 64% wyborców. A to były przecież pierwsze wybory, w których wyborcy mogli oddać głos na swoich kandydatów. Wiemy zresztą, że potem z frekwencją było już tylko gorzej.

Skala zwycięstwa była jednak i tak gigantyczna, gigantyczne było też zaskoczenie – dla obu stron: zwycięskiej i przegranej. I wtedy stało się coś, co uniemożliwiło radość i co czyni ją niemożliwą do dzisiaj.

Wiktor Woroszylski w swoim felietonie w Więzi (11.06.1989) pisał:

Kochani Przywódcy „Solidarności”, dlaczego nie cieszycie się z nami i nam nie pozwalacie się cieszyć, kiedy mamy powody?

Na to zwycięstwo zapracowaliśmy latami cierpliwości i dramatycznymi chwilami buntu, odmową uczestnictwa w tym, co narzucone, i mozolnym budowaniem własnego, a i tym, nie najmniej ważnym, że wyłoniliśmy z siebie Was, przywódców Związku, nauczyliśmy się Was rozumieć i szanować, stać przy Was, kiedy siedzieliście na ławie oskarżonych, a nienawistnicy obrzucali Was kalumniami, jak również wtedy, gdy zasiedliście do stołu z wczorajszymi prześladowcami, negocjując trudny kontrakt, bez którego niemożliwe byłoby to, co się stało.

Dlaczego więc nie cieszycie się teraz z nami i nam nie pozwalacie się cieszyć, i w Waszych publicznych wypowiedziach pobrzmiewa jakby wyrzut, że zachowując się jak ludzie wolni, jak normalni wyborcy w normalnym świecie, wybierając kogo chcieliśmy wybrać i skreślając kogo chcieliśmy skreślić, postąpiliśmy nierozważnie?

Taki był ton wypowiedzi stropionych zwycięzców.

I to pewnie jedna z przyczyn, dlaczego przez wiele lat tak niewielu pamiętało o tej rocznicy, dlaczego brakowało świadectw sukcesu. W tej pustce głośniej wybrzmiewały opowieści o zdradzie w Magdalence, konszachtach z komunistami, zmowie elit.

Rozmowy i dyskusje o tym, że nie potrafimy być dumni z tego, co nam się udało, że nie umiemy świętować i cieszyć się z jednego z największych sukcesów w naszej historii zaowocowało powołaniem w 2009 roku w Warszawie koalicji różnych organizacji pozarządowych na rzecz obchodów rocznicy wyborów 4 czerwca – Inicjatywy razem89. Koalicję powołały między innymi: Fundacja Batorego, Fundacja Wspomagania Wsi, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności, Ośrodek KARTA, Stowarzyszenie Projekt:Polska.

Dyskutowaliśmy o tym, co chcemy osiągnąć: przypomnieć, że zaangażowanie w sprawy kraju ma sens, że osiągnęliśmy wtedy i w następnych latach bardzo wiele i jest to nasz wspólny sukces i efekt wysiłku wielu, wielu ludzi, że zmieniliśmy Polskę, Europę i świat. Uważaliśmy, że duma z tych osiągnięć powinna być udziałem obywateli, bo to daje siłę i energię, buduje wspólnotę, jest po prostu ważne, że to jest właśnie nowoczesny patriotyzm.

Projekt nazwaliśmy Razem89, bo okazało się, że to co najważniejsze, co najbardziej pamiętamy i chcemy przypomnieć, co warto podkreślić – to fakt, że byliśmy wtedy, w 1989, razem. Inicjatywa zwróciła się do organizacji obywatelskich, instytucji samorządowych, kulturalnych, bibliotek, szkół o dołączenie do obchodów. Będziemy świętować rocznicę wielkiego przełomu i zwycięstwa „Solidarności” w wyborach 4 czerwca. Zróbmy to razem – aktywnie, sensownie, twórczo, radośnie, ale i krytycznie! – napisaliśmy w apelu. Odpowiedziało wtedy ponad 180 organizacji i instytucji. Różnego rodzaju obchody: spotkania, pikniki, festyny, debaty, lekcje, wystawy, koncerty, happeningi odbyły się w wielu miejscach w całej Polsce.

Ponieważ bardzo chcieliśmy, by obchody 4 czerwca były także okazją do świętowania radosnego, ich ważnym symbolicznym i jednoczącym punktem miał być „toast za wolność”. We współpracy z Gazetą Wyborczą, zachęcaliśmy do wzniesienia toastu w małych i wielkich wspólnotach w całej Polsce. Organizowano toasty sąsiedzkie i środowiskowe, „Sto lat” wolnej Polsce śpiewano w knajpach i w domach, na piknikach, tam, gdzie mieszkańcy umówili się na spotkanie w tym dniu. W wielu miejscach obchody obywatelskie mają już swoją tradycję.

Tradycję ma także warszawski toast wznoszony na pl. Konstytucji. Pomysłodawcy i organizatorzy organizują go co roku w pobliżu legendarnej kawiarni „Niespodzianka”, tam gdzie w 1989 roku mieścił się sztab Komitetu Obywatelskiego.

Uczestnicy tego spotkania to przede wszystkim ci, którzy pamiętają wybory, organizowali je, brali w nich udział. Co roku spotykają się tu także, chyba coraz liczniej, działacze organizacji pozarządowych.

Od początku, co roku, pierwszy toast wygłaszał Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier wolnej Polski. Przypominał, że mamy się z czego cieszyć, zachęcał do myślenia, o tym co przed nami, mówił, jakie widzi zadania na przyszłość. W roku 2014 nie było go z nami po raz pierwszy. Od czasu objęcia prezydentury, corocznym gościem toastu był także Bronisław Komorowski. O ile Mazowiecki nie kandydował w wyborach 1989 z przyczyn tu już opisanych, Komorowski wspominał, że w tych wyborach w ogóle nie głosował, był wtedy działaczem radykalnym, komunistom nie wierzył; uważał, że zerwą umowy Okrągłego Stołu a wybory sfałszują.

Obchody 4 czerwca, rocznicy powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego, transformacji nie odbywają się ponad podziałami. Nie udało się na początku, niewiele wskazuje na to, że w przewidywalnym czasie coś się tutaj zmieni na lepsze. Może, gdybyśmy zaczęli wcześniej? Może, gdybyśmy potrafili wysłuchać, nawiązać współpracę czy elementarną więź z tymi, którzy kwestionują dorobek wolnej Polski? Ale jak?

W zeszłym roku na pl. Konstytucji toastem skończył się marsz Komitetu Obrony Demokracji.

W tym roku 4 czerwca spotykamy się na pl. Konstytucji o 19.00

____________________________________________________________

Zdjęcie (c) Chris Niedenthal

Danuta Stołecka – w latach 70. studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, działaczka Studenckiego Komitetu „Solidarności” we Wrocławiu, później NSZZ „Solidarność”, w stanie wojennym internowana, w roku 1984 wyemigrowała do Austrii, Od 2009 roku koordynatorka Inicjatywy RAZEM 89, pracowała w Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.