Przestarzała edukacja

System szkolnictwa w Europie Środkowej jest obciążony komunistycznym biurokratyzmem

26 czerwca 2015

Równe rzędy biurek, ustawianie się w szeregu i dzwonki, które obwieszczają początek i koniec szkolnego dnia to symptomy niezawodnie pokazujące, jak bardzo kształt współczesnej edukacji publicznej ugruntowany jest w rewolucji przemysłowej. Obowiązkowe nauczanie podstawowe rozpoczęło się na przełomie XIX i XX wieku wraz z projektem przekształcenia społeczeństwa chłopów w robotników. Do połowy XX wieku edukacja stała się nierozerwalnie związana z rozwojem ekonomicznym państwa, a najbardziej dynamiczne gospodarki światowe opierały się na przemyśle. Dziś jednak trzeba uznać to za nieaktualne.

Kształt dotychczasowej edukacji jest nieaktualny.

Przemysł w Iranie stanowi 40 proc. PKB, ale w Danii jego udział w produkcie krajowym jest o połowę mniejszy. Produkcja przemysłowa stanowi 42 proc. rocznego dochodu Chin, ale w uznawanych za przemysłową potęgę Niemczech już tylko 28 proc. W ciągu ostatniego stulecia nauka, moda, dieta, praca, rozrywka, a nawet granice międzynarodowe uległy radykalnym przeobrażeniom. Mimo to od uczniów wciąż się oczekuje, że ich dzień będzie wyglądał tak, jakby od zeszłego wieku nic się nie zmieniło. Firma konsultingowa McKinsey przeprowadziła badanie, które pokazało, że chociaż większość państw OECD podwoiło lub potroiło wydatki na edukację między 1970 a 1994 rokiem, wiele z nich odnotowywało takie same albo nawet gorsze rezultaty. Nawet jeśli edukacja nie jest w rzeczywistości na niższym poziomie niż była, jest na pewno zdecydowanie gorzej przystosowana do współczesnych potrzeb.

Screen Shot 2015-06-16 at 6.02.48 PM

W Europie Środkowej system edukacji jest przy tym obciążony scementowaną strukturą biurokratyczną odziedziczoną po czasach komunizmu. To dodatkowe wyzwanie, ale i okazja, by w sposób bardziej radykalny przemyśleć kształt edukacji w tych krajach i zadać szereg fundamentalnych pytań, takich jak: kto zostaje nauczycielem, jakie tematy porusza się w szkole i czy edukacja powinna skupiać się na wczesnych latach rozwoju? W wywiadach przeprowadzonych z wybranymi z listy New Europe 100 czołowymi ekspertami z regionu zaprezentowano różne sposoby na to, jak powinno to zostać zrobione. Pośród wszystkich tych pomysłów zaskakująco wspólny okazał się być horyzont, wedle którego idealnym celem jest edukacja, która kładłaby nacisk na rozwiązanie problemu niż zapamiętywanie, na umiejętność przystosowania się niż na rutynę, zapewniałaby więcej kontaktu z praktykującymi profesjonalistami i byłaby mniej nastawiona na specjalizację.

„Epoka przemysłowa zyskała głównie na usprawnieniu procesu produkcyjnego i ekonomii skali” – mówi Peter Arvai, dyrektor Prezi, firmy założonej w Budapeszcie, która produkuje oprogramowanie oparte na technologii chmury informacyjnej do tworzenia prezentacji. „W społeczeństwie informacji kreatywność ceni się wyżej niż doświadczenie.”

Pomimo zróżnicowania systemów edukacyjnych w Czechach, Polsce, na Węgrzech i Słowacji, większość zasadnej krytyki uderza w to, co podobne we wszystkich państwach wyszehradzkich: sam etos systemu szkolnictwa.

Największa słabość we wszystkich czterech systemach leży dużo głębiej niż problemy natury technicznej czy administracyjnej. Za mało jest „zajęć praktycznych” – mówi Patryk Strzelewicz, założyciel polskiego Dice+, twórca sterowanych przez Bluetooth kostek do gier cyfrowych. Procedura zatrudniania nauczycieli i dyrektorów nie jest „nastawiona na przyciąganie talentów” – konstatuje Stanislav Boledovič, dyrektor Teach for Slovakia, grupy starającej się umieszczać absolwentów uniwersyteckich z wysokim stopniem naukowym w najsłabszych szkołach w kraju.

Jednak być może najważniejszym punktem wyjścia dla reform jest fakt, że „edukacja ma marginalne znaczenie dla rządu i opinii publicznej”.

Tak twierdzą Iva Jelínková i Lenka Říhová, założycielki iSnu – czeskiej grupy wspomagającej technologicznie nauczycieli i rodziców w pracy z uczniami specjalnej troski.

Boledovič zgadza się z tą diagnozą: „politycy nie konkurują o to, kto ma lepszy program polityczny pod kątem edukacji”. Ci bardziej ambitni ukierunkowują swoją karierę pod kątem stanowisk ministra finansów, sprawiedliwości, spraw wewnętrznych albo spraw międzynarodowych. Trud kształtowania kolejnego pokolenia myślicieli, robotników i innowatorów uważa się za niewdzięczną pracę. „Ministerstwo Edukacji zwykle dostaje się mniejszej partii jako część umowy koalicyjnej” – twierdzi Ivan Stefunko, mieszkający w Bratysławie anioł biznesu i „venture capitalist” – inwestor dostarczający kapitału wysokiego ryzyka. „Żaden pierwszoligowy polityk nie był nigdy ministrem edukacji” dodaje Stefunko.

Jeśli XXI-wieczny system edukacji powinien zapewnić kształcenie zdolności takich jak kreatywność, umiejętność adaptacji i współpracy, to instytucje ministerstwa, szkoły czy klasy „powinny być prowadzone przez ludzi, którzy mają podobne nastawienie” mówi Arvai.

Utalentowani nauczyciele

Nawet jeśli opinii publicznej udałoby się wymóc na politykach wzmożone zainteresowanie reformą edukacji, zaraz wyłonią się nowe problemy. Rządy chętnie powołują się na brak funduszy jako główną przeszkodę na drodze do lepszego systemu edukacji, choć badania pokazują, że istotniejsze od samego budżetu jest ulokowanie funduszy.

Wspomniane wcześniej badania McKinsey dowodzą, że nie ma bezpośredniej korelacji pomiędzy zwiększonymi wydatkami i lepszym szkolnictwem.

W Hongkongu i Hiszpanii wydano porównywalną ilość pieniędzy na ucznia, a jednak osiągnięto znacząco różne rezultaty. Finansowanie edukacji w Finlandii stanowi mniej niż 80 proc. rocznego budżetu wydawanego w Stanach Zjednoczonych, ale fińscy piętnastolatkowie radzą sobie średnio o 13 punktów procentowych lepiej w testach PISA (Program for International Student Assesment), który sprawdza umiejętności matematyczne, poziom wiedzy naukowej, znajomość ekonomii, a także umiejętność krytycznego czytania i pisania.

McKinsey dzieli narodowe systemy szkolnictwa na cztery kategorie: słabe do przyzwoitych, przyzwoite do dobrych, dobre do świetnych i świetne do doskonałych. Wszystkie państwa Grupy Wyszehradzkiej podpadają pod środkową kategorię – ich ocena waha się pomiędzy dobrą a świetną. W kalkulacji McKinsey’a poprawa w obrębie tej kategorii zasadza się na „zapewnieniu profesji nauczycielskiej i dyrektorstwu statusu pełnoprawnego zawodu”. Reformy powinny skupiać się na tworzeniu „ścieżek kariery, by zagwarantować jak najściślejsze ich zdefiniowanie – na równi z medycyną i prawem.”

Innymi słowy, priorytetowe powinno stać się wypracowanie uznanej renomy zawodu nauczycielskiego, a inwestycje powinny skupiać się na wyszukiwaniu i zatrudnianiu profesjonalistów. Są to zupełnie inne cele niż te, które formułuje dla mniej rozwiniętych systemów edukacji – takie państwa powinny koncentrować się na strukturach organizacji. Inne też są cele wyznaczone dla państw o najlepiej rozwiniętym szkolnictwie, jak Estonia, Finlandia, Korea Południowa, Szwajcaria i niektóre obszary Kanady. Dla nich horyzontem dążenia powinno być nieustanne skłanianie utalentowanych i zmotywowanych ludzi do podjęcia kariery nauczycielskiej i ciągłe dokształcanie ich podczas wykonywania zawodu – plan ten swoją drogą odzwierciedla reprezentowany przez wielu sposób myślenia o tym, że system edukacji powinien także służyć społeczeństwu.

„Istotne jest, żeby zapewnić nauczycielom systemowe wsparcie w ich rozwoju osobistym i wyznaczyć ścieżkę, która stworzy z tego karierę” – mówią Jelínková i Říhová z iSnu – „łączy się to także z większą wolnością i autonomicznością samych szkół.”

Jednym z oczywistych sposobów na przyciągnięcie utalentowanych ludzi do szkolnictwa jest podniesienie pensji nauczycielskiej. „Nie potrzebujemy dramatycznej podwyżki, ale nasza podstawowa pensja wynosi połowę tego, co zarabiają inni absolwenci” – mówi Boledovič. „Poza tym praca o słabej reputacji, nawet jeśli świetnie opłacana, nie będzie przyciągać najlepszych pracowników. Ludzie, którzy mają posłuch wśród opinii publicznej, muszą zacząć kreować wizerunek nauczyciela jako godny naśladowania”.

baner_fb_12

Zmiany w polityce i mentalności, wpływające na siebie nawzajem, mogłyby przyciągnąć nowych ludzi do zawodu nauczyciela. Na przykład na poziomie uniwersyteckim w państwach wyszehradzkich finansowanie jest nadal uzależnione od liczby studentów. Na wyższych stopniach studiów wierzytelność i budżet programów nauczania zależy od poręczycieli danego programu. Zwykle są to ludzie z najdłuższym stażem na akademii, a więc i najmniej narażeni na praktykę świata zewnętrznego. „W większości przypadków programy nauczania straciłyby fundusze, jeśli dałyby możliwość nauczania młodszym praktykantom” – twierdzi Peter Komornik, założyciel Sli.do, firmy starającej się stworzyć bardziej interaktywne warunki na konferencjach i warsztatach. „Trzeba mieć zachęcający system motywacji, żeby przyciągnąć ludzi z zewnątrz do klasy”.

Niskie czesne może spowodować, że do uniwersytetów napłynie więcej pieniędzy, ale może to też usprawnić proces okiełznywania dochodów z praw autorskich, związanych z projektami badawczymi w niektórych instytucjach. Uniwersytet Stanford w Stanach Zjednoczonych jest radykalnym przykładem fabrycznego wręcz przekształcania odkryć studentów i wykładowców w patenty i wymierne dochody, ale są też przykłady tego rodzaju sukcesów w bliższej okolicy. Budżet Czeskiej Akademii Nauk prawie w jednej trzeciej składa się z przychodów uzyskanych na podstawie patentów Instytutu Chemii Organicznej i Biochemii. Obecnie większość regionalnych badań zostaje dofinansowana przez uniwersytety zanim odkrycia i idące za nimi dochody zdążą odpłynąć gdzie indziej. „Posiadając własne biura ds. transferu technologii, uniwersytety mogą budować własne spin-offy” – mówi Stefunko.

Poza specjalizacją

Poza studiami na Słowacji, Komornik z Sli.do uczył się także w Stanach Zjednoczonych, Norwegii i Południowej Korei, ma więc szerokie rozeznanie w porównywaniu systemów edukacyjnych. „Chodzi o to, żeby przeanalizować problem, a nie znaleźć jedną poprawną odpowiedź” – mówi o swojej najcenniejszej lekcji.

Zwiększenie nacisku na rozwiązywanie problemów i umiejętności analityczne jest zbyt istotne, żeby pozostawić to zadanie nauczycielom, nawet jeśli są oni wysoce wyspecjalizowani. Tak jak Komornik, Michalea Jacová ma doświadczenie edukacji międzynarodowej. Jako absolwentka amerykańskiego Princeton ukończyła studia magisterskie w Szwajcarii. Dziś jest założycielką Słowackiej Nagrody Start-upów i menadżerem inwestycji w Neulogy Ventures. Jak mówi: „żeby zbudować kreatywność w biznesie potrzebne jest dobre połączenie komplementarnych umiejętności w zespole. (…) Za granicą uczniowie zmuszeni są do wewnętrznych interakcji w obrębie miasteczka uniwersyteckiego, a to oznacza interakcje pomiędzy różnymi ludźmi o różnych interesach”.

Według Jacovej specjalizacja, którą studenci państw wyszehradzkich muszą obrać na wczesnym etapie swojej edukacji, pozbawia tę interakcję różnorodności i kreatywności. W rzeczy samej studenci często wybierają szkoły szczególnie zorientowane na edukację techniczną i ekonomiczną. Nawet akademiki są często podzielone według kierunku studiów, ograniczając możliwość wzajemnego odziaływania pomiędzy różnymi światopoglądami, także w czasie wolnym.

„To głupota wymagać od dziewiętnastolatka, żeby wybrał swoją ścieżkę kariery” – mówi Jacová.

„Praca, którą teraz wykonuję, jest bardzo daleka od tego, co studiowałam, ale wszystkie rzeczy, których się uczyłam, znalazły w niej swoje zastosowanie”.

bajtlik no jobs

Jeśli rozmowy o pracę są jakimkolwiek wskaźnikiem, to w większości przypadków zatrudniający w najbardziej innowacyjnych firmach państw wyszehradzkich są całkowicie niezainteresowani formalnymi osiągnięciami szkolnymi. Same stopnie, w przeciwieństwie do tytułów, których umieszczanie na wizytówce stało się niemalże specjalną konkurencją w tym regionie, są dużo mniej istotne niż kiedyś. Podczas gdy Strzelczewicz, założyciel Dice+, przyznaje, że znajomość języków obcych stała się bardziej powszechna w ostatnich latach – zgodnie z ostatnimi badaniami CBOS około 30 proc. Polaków uznaje, że mówi po angielsku w stopniu „umożliwiającym komunikację” – twierdzi też, że nowi pracownicy „muszą właściwie zacząć od zera, żeby stać się przydatnym dla firmy”.

„Decyzje o zatrudnieniu podejmuje się na podstawie charakteru – przyszły pracownik musi sprawiać wrażenie, że chce ciężko pracować” – mówi Strzelewicz. „Wtedy dopiero trzeba zacząć go szkolić, licząc na to, że będzie się szybko uczył”. Komornik uznaje, że gdy ma kogoś zatrudnić, najbardziej interesuje go, co młodzi ludzie robią poza zajęciami. „Może organizują coś w swoim mieście rodzinnym, próbują coś zmienić” – mówi – „To tego rodzaju aktywność pokazuje najlepiej, że ktoś ma umiejętności przywódcze”.

Dominujące myślenie zgodnie z którym „im więcej tytułów, tym lepiej” sprawia, że studenci często idą na studia drugiego, a nawet trzeciego stopnia, ani razu nie pracując pełnoetatowo. „Nie jest to wielki problem, o ile jest się po licencjacie” – mówi Peter Badik, współzałożyciel Greenway Operator, słowackiej wypożyczalni dostarczającej elektrycznie napędzane vany na zamówienie. „Trzeba się choć na moment zatrzymać, żeby odnaleźć właściwą ścieżkę kariery, a kiedy się ją już znajdzie – spędzić pół roku na nauce”.

Tego rodzaju behawioralne zmiany mogłyby zaowocować przemianami na niższych poziomach i sprawić, obniżając wartość pustego dyplomu, że mniej studentów wybierałoby kolejne stopnie wyższej edukacji, które ani nie dają im szczególnej stymulacji intelektualnej, ani nie zapewniają praktycznych korzyści. Mniejsza liczba studentów z kolei wymusiłaby zmianę finansowania szkolnictwa wyższego i tak dalej. Zmiana systemu edukacji w Europie Centralnej „jest ponad wszystko pytaniem, które ma wyznaczyć horyzont myślenia, a nie dotyczyć warunków finansowych czy geograficznych” – konstatuje Peter Arvai. Teoretycznie w funkcjonującym systemie demokratycznym wybrani przedstawiciele państwowi są zmuszeni do reagowania na zmianę oczekiwań społecznych, jeśli chcą utrzymać swoje stanowiska, choć sama zdolność państwa do adaptacji jest raczej wątpliwą kwestią.

„Po 1989 roku miałem nadzieję, że radykalne zmiany na świecie sprawią, że ludzie staną się bardziej twórczy i odważni, a nie tylko, że zaczną naśladować schematy Zachodu” – mówi Arvai.

„Nie powinniśmy starać się odtwarzać porządku Zachodu, a raczej powinniśmy zacząć myśleć o tym, jak stworzyć coś lepszego. To właśnie stanowi najbardziej nieobecną perspektywę w debacie na temat rozwoju”.

W rzeczy samej, większość najznaczniejszych edukacyjnych niedoborów w regionie przypomina w dużej stopniu te znane z państw wysokorozwiniętych, ale nie wszystko jeszcze stracone. Polscy piętnastolatkowie przewyższają niemieckie dzieci w testach PISA mimo wydatków o połowę mniejszych w przeliczeniu na ucznia. Nie jest to bynajmniej oznaka tego, jak domniemany motor gospodarczy Europy świetnie poukładał swój system edukacji. Gdy przychodzi do pytania o to, jak najlepiej kształcić ludzi w epoce informacji cyfrowej, odpowiedzi wciąż są do opracowania.

„Tutaj kryje się ogromny potencjał” – mówi Arvai. „Nie sądzę, żeby do tej pory ktokolwiek całkowicie rozgryzł ten orzech”.

Benjamin Cunningham pisze o Europie Środkowej i Wschodniej dla „The Economist””, The Christian Science Monitor”, „Time Magazine” i innych.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.