Państwo motorem innowacji

Bądź innowacyjny lub zgiń. Opinie trzech ekonomistów o głośnej książce Mariany Mazzucato pokazują, jak szerokie jest pole interpretacji w nauce z pozoru ścisłej

28 marca 2017

Tomasz Kasprowicz: Nieuchwytne

Innowacje to fetysz dyskusji o gospodarce. Bądź innowacyjny lub zgiń! Wszystko to w czasach, gdy w gospodarce światowej zaczynają dominować kraje, które do specjalnie innowacyjnych nie należą. I nie chodzi tu tylko o odmieniane przez wszystkie przypadki Chiny. Proszę pomyśleć – jaki kraj w Europie przeszedł kryzys bez recesji? A gdzie się plasuje w rankingach innowacyjności? Oczywiście, to jeszcze nie oznacza, że innowacyjność jest czymś złym – znaczy jedynie tyle, że jej rola na obecnym etapie wydaje się znacząco przeceniana.

Jednak rozsądek jedno, a polityka to drugie. Innowacyjni musimy być, choćby przyszło umrzeć z głodu. Innowacyjności ma służyć szeroki dostęp do funduszy na działalność innowacyjną – cokolwiek by to miało znaczyć. W efekcie powstają podmioty gospodarcze zupełnie nieprzystosowane do warunków rynkowych, za to uzależnione od kolejnych programów finansowych.

Jedyna innowacyjność w tych przedsiębiorstwach przejawia się w pisaniu uzasadnień do kolejnych wniosków oraz rozliczaniu wydanych pieniędzy. Więcej o bezcelowości dotowania innowacji w sektorze prywatnym można przeczytać w tekście Krzysztofa Iszkowskiego.

Jednak to, co najbardziej drażni inżynierów społecznych w procesie innowacji, to fakt, że nie poddaje się on planowaniu i zarządzaniu. Iskra geniuszu zapala się bez planu i powodu – trochę jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.

A zatem nie da się innowacji wpisać w plan, strategię, politykę. Oczywiście w teorii wiemy, co sprzyja innowacji, ale nawet zapewniwszy jej optymalne warunki, nie możemy być pewni, czy takie pomysły w ogóle się pojawią, a nawet jeśli – to czy będą odpowiadały na jakiekolwiek zapotrzebowania. Przekonali się o tym władcy wielu krajów europejskich finansujący badania nad pozyskiwaniem złota z ołowiu. Złota nie uzyskano, ale utworzono zręby chemii – również dzięki pracom polskiego geniusza Michała Sędziwoja.

Jak zatem rozliczać z innowacyjności? Czy brak efektów to brak szczęścia, czy brak wysiłków? Nie sposób określić. Dlatego instytucje mające „zawodowo” zajmować się innowacjami często zamieniają się w przechowalnie ludzi o wątpliwych talentach intelektualnych, za to świetnych w gierkach politycznych i personalnych. Nie ukrywajmy – geniusze to najczęściej ludzie nie mający zdolności ani chęci na podobne zabawy. Dlatego projekty polegające na zebraniu najzdolniejszych, zamknięciu ich razem i zasypaniu pieniędzmi – jak w projekcie Manhattan – w dłuższej perspektywie muszą zawieść.

Doskonałym potwierdzeniem tej tezy jest kondycja polskiej nauki, która nie potrafi sprostać wyzwaniom ani na niwie badań, ani w zakresie dydaktyki. Zhierarchizowane, zabetonowane struktury charakteryzujące się nie tyle posłuszeństwem, ile poddaństwem, przypominają bardziej Kościół katolicki niż żywe środowisko intelektualne.

Dowodów na taką diagnozę nie brakuje. Zakupione za pieniądze unijne ultranowoczesne aparatury kurzą się, nieużywane. Za kilka lat ultranowoczesne zamieni się w przestarzałe. Zapotrzebowanie przemysłu na odkrycia lub choćby wykwalifikowaną kadrę spotyka się z odmową, co przekłada się na zerowy poziom wdrażania innowacji akademickich w naszej gospodarce. […]

Polska nauka nie jest i nie może być źródłem innowacji. Nie chodzi tu nawet o konieczność przeprowadzania jakichś reform. System jest zgniły i nie nadaje się do naprawy. Pojedyncze przykłady wybitnych postaci są tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę – bo nie o wybitne jednostki tu chodzi, ale o płodne środowisko, będące najlepszym zarzewiem innowacyjności. […]

Zatem próby przekonania opinii społecznej, że poziom innowacyjności zależy od polityki państwa, to w najlepszym przypadku przejaw myślenia życzeniowego. Tomy strategii i miliony wydanych euro nie przełożyły się na właściwie żadne spektakularne efekty. Nie przeszkadza to jednak teoretykom pokroju Mazzucato podnosić argumentu, że właściwie wszelkie wielkie wynalazki powstały dzięki polityce państwa.

W końcu internet to rozbudowana sieć wojskowa, bomba atomowa powstała podczas II wojny światowej dzięki funduszom rządowym, a każdą technologię da się właściwie sprowadzić do jakiegoś komponentu opracowanego za publiczne pieniądze. Tyle że na tej samej zasadzie można powiedzieć, że żaden z istniejących wynalazków by nie powstał, gdyby kiedyś nie wynaleziono ognia. A przecież innowacyjność to proces stopniowy, opierający się na wcześniejszych osiągnięciach – takie argumenty są absurdalne.

Fragment artykułu Tomasza Kasprowicza pt. Nieuchwytne. Całość do przeczytania w numerze Technolodzy i technokraci.


Łukasz Hardt: Przedsiębiorcze państwo – mit czy rzeczywistość.

Prowadzona w ostatnich latach przez ekonomistów debata o roli państwa w gospodarce zdaje się podważać tezę Roberta Lucasa z 1993 roku. Głosiła ona, że granicznym pytaniem w polityce gospodarczej pozostaje wybór pomiędzy merkantylizmem i interwencjonizmem państwowym a leseferyzmem i wolnym rynkiem. Coraz częściej jednak zamiast pytać: ile państwa? pytamy: jakie powinno ono być? Ta zmiana perspektywy wynika z jednej strony z niezwykłej dynamiki procesów, które zachodzą we współczesnych państwach i rynkach (między innymi globalizacja, Wielka Recesja, rewolucja cyfrowa oraz transformacja ustrojowa kraj.w postsocjalistycznych), z drugiej – z modyfikacji w ramach samej teorii ekonomii, w której popularność zdobywają chociażby różnego typu ujęcia ewolucyjne. […]

Więcej dyskusji o innowacjach w numerze „Technolodzy i technokraci”

W tak zarysowanym kontekście chciałbym odczytywać książkę Mazzucato, w której już sam tytuł intryguje – bo czy państwo może być przedsiębiorcze? Dla wielu tytuł jej książki jest oksymoronem. Ich zdaniem państwo jest przeszkodą w prowadzeniu biznesu i to ono tłumi „zwierzęce instynkty” (by posłużyć się pojęciem Keynesa), które drzemią w przedsiębiorcach, zniewolonych gąszczem regulacji i omnipotentną, widzialną ręką rządu.

Teza Mazzucato jest jednak następująca: to państwo poprzez finansowanie badań podstawowych i procesu ich komercjalizacji odpowiada za zdecydowaną większość wynalazków, które w ostatnich latach zmieniły oblicze świata. Działanie państwa w tym obszarze jest niezwykle aktywne i to ono bierze na siebie gros ryzyka związanego z opracowywaniem rozwiązań biotechnologicznych, informatycznych, farmaceutycznych czy tych z obszaru energii odnawialnej. […]

Ciekawym wątkiem książki profesor z University of Sussex jest pokazanie, że poprzez finansowanie badań podstawowych i technologicznych startupów doprowadzono do sytuacji, w której ryzyko z tym związane zostało upublicznione i zrzucone na barki państwa, a zyski sprywatyzowane i przejęte przez firmy prywatne. Co więcej, firmy te unikają płacenia podatków w kraju macierzystym, nie prowadzą długoterminowych projektów badawczych, a zyski przeznaczają na skup własnych akcji i ewentualnie na wypłatę dywidendy dla akcjonariuszy. […]

Mazzucato w podsumowaniu proponuje kilka modyfikacji obecnego systemu wspierania technologii i innowacji. Po pierwsze, w kontekście dyskusji o konieczności wzrostu konkurencyjności gospodarki UE, zauważa, że należy wspierać innowacyjność nie w sposób, który w dyskusji publicznej promują elity amerykańskie – mniej państwa, więcej rynku – bo to według Mazzucato retoryka mająca niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale należy naśladować faktyczne działania rządu amerykańskiego na rzecz postępu technologicznego, to jest prowadzić aktywną politykę kreacji technologii i subsydiowania firm je komercjalizujących, by państwo nie tylko redukowało wady rynku (market failures), lecz także tworzyło nowe rynki oparte na innowacjach, na przykład w obszarze energii odnawialnej.

Po drugie, konieczna jest zmiana alokacji ryzyka i zysków z nowych technologii pomiędzy państwem a firmami komercyjnymi; podobnie jak w przypadku sektora finansowego, w którym po 2008 roku stało się oczywiste, że prywatyzacja zysków i upublicznienie strat (private gains and public losses) jest ekonomicznie nieefektywna i społecznie nie do przyjęcia, tak też w obszarze finansowania przez państwo technologii zyski z ich komercjalizacji powinny wracać do podatników w większym stopniu.

Po trzecie wreszcie, należy skończyć z ideologicznym przekonaniem, że rynek – wsparty dobrą polityką regulacyjną państwa – sam będzie w stanie wytworzyć społecznie pożądane produkty. Mazzucato zgadza się w tym względzie z Keynesem, który w The End of Laissez-faire zauważa, że sektor publiczny musi być aktywny, aby mogły wydarzyć się rzeczy, które bez niego nie mogłyby się urzeczywistnić. Dla Mazzucato przedsiębiorcze państwo nie jest więc mitem, lecz rzeczywistością, która w wielu miejscach musi się dopiero wydarzyć. […]

Analiza Mazzucato jest bardzo istotna z punktu widzenia dyskusji o państwie, która toczy się obecnie w Polsce. Wielu uznaje nasz kraj za niezmiernie kruchy i słabo zarządzany (fragile state) i wolałoby, aby państwo wycofało się z życia społeczno-gospodarczego. To błędna droga. Modernizacja Polski wymaga sprawnego państwa, które potrafiłoby odgrywać rolę podmiotu nie tylko redukującego niesprawności rynku, lecz także pełniącego istotną funkcję kreatora innowacji, czy też – mówiąc już językiem ekonomii złożoności – ułatwiającego swobodną ewolucję systemu społeczno-gospodarczego. Nie jest to możliwe przy wysokich kosztach handlu (niskiej jakości systemu transportu), czy też małej mobilności kapitału, w tym kapitału ludzkiego.

Fragment artykułu Łukasza Hardta pt. Przedsiębiorcze państwo – mit czy rzeczywistość.


Krzysztof Iszkowski: Dwa oblicza innowacji

Bycie innowacyjnym stało się – przynajmniej na poziomie języka – synonimem cywilizacyjnych osiągnięć społeczeństw, atutem przedsiębiorstw i cnotą ich pracowników.  Jak często bywa z zaletami, istota innowacyjności pozostaje jednak niedookreślona, a pod jednym terminem kryje się wiele różnych zjawisk. W oczywisty sposób utrudnia to nie tylko planowanie polityki, kotra innowacyjność miałaby promować, lecz także sensowną debatę na ten temat. […]

Pierwsze oblicze innowacyjności nazwać można spontanicznym. Jego klasycznego – i mimo upływu lat wciąż najpełniejszego – opisu dokonał austriacko-amerykański ekonomista Joseph A. Schumpeter, a istota sprowadza się do obserwacji mechanizmów konkurencji w wolnorynkowej gospodarce. „Bez innowacji nie ma przedsiębiorców” – czytamy w Cyklach biznesowych wydanych w roku 1939. „Bez przedsiębiorczości nie ma kapitalistycznych zysków i kapitalistycznego napędu. Atmosfera rewolucji przemysłowych – «postępu» – jest jedyną, w której kapitalizm może istnieć”.

Mechanizmem, który w Schumpeterowskim ujęciu umożliwia zaistnienie innowacji, jest „twórcze niszczenie” – ciągłe zastępowanie dotychczasowych metod produkcji nowymi i bardziej w danym momencie efektywnymi, dzięki czemu firmy wdrażające je jako pierwsze osiągają zyski większe niż ich konkurenci, których często udaje się im wyeliminować. „Twórcze niszczenie ma kluczowe znaczenie dla kapitalizmu. Ustabilizowany kapitalizm to termin wewnętrznie sprzeczny” – pisze Schumpeter. W potocznym wyobrażeniu, które ma tendencję, by historię ludzkości oglądać jak na przyspieszonym filmie, twórcze niszczenie oznacza zastąpienie kuźni fabryką, konnych powozów samochodami, ciągnionego przez woły pługu traktorem, a maszyny do pisania laptopem. Rzeczywiste innowacje, które stanowią o kapitalistycznym rozwoju, są jednak mniej spektakularne. Mają mniejszy zasięg, dokonują się każdego dnia i z reguły dzięki wykorzystaniu powszechnie znanych materiałów lub rozwiązań. Zawsze przynoszą przynajmniej krótkoterminowy zysk wdrażającym je przedsiębiorcom, lecz czasem mogą wręcz przynieść szkodę ich klientom. Innowacją jest bowiem nie tylko otwarcie pomiędzy drogimi barami sushi tańszej polskiej jadłodajni czy zachęcenie pasażerów samolotów, by sami drukowali swoje karty pokładowe, lecz także zastąpienie szklanej butelki na mleko foliową torebką, a soli spożywczej używanej do produkcji kiełbas – solą drogową. Wszystko to pozwala uzyskać oszczędności i przewagę nad innymi graczami na rynku – i wszystko ktoś wymyślił jako pierwszy, zyskując więcej od innych. […]

Istotną cechą spontanicznych innowacji jest to, że szybko rozprzestrzeniają się w branży, w której zostały wprowadzone. Ci, którzy nie dokonają ich wystarczająco szybko, giną (świeżym i spektakularnym przykładem tej prawidłowości jest bankructwo Kodaka). Okresy, w których wyjątkowo dużo dotychczasowych uczestników wypada z gry (między innymi dlatego, że innowatorzy są w stanie opłacalnie kontrolować większą niż uprzednio część rynku), znamy jako kryzysy.

Według ekonomistów takich jak Carlotta Perez globalne kryzysy gospodarcze są rezultatem dopełniania się kolejnych przełomów technologicznych, u źródeł których leżą wielkie innowacje: rozpowszechnienie elektryczności – Wielki Kryzys lat 30. XX wieku, silnik spalinowy – załamanie gospodarcze lat 70., rewolucja teleinformatyczna – kryzys obecny. Bez względu na to, jak trafna jest powyższa hipoteza, zależność wydaje się prosta: im więcej innowacji, tym częstsze kryzysy!

Drugi rodzaj innowacji dokonywanych we współczesnym świecie można określić mianem kierowanych, a za badaczkę mającą wszelkie szanse stać się dla nich tym, czym Schumpeter był dla innowacji spontanicznych, można uznać włoską ekonomistkę Marianę Mazzucato. W książce Przedsiębiorcze państwo. Obalić mit o relacji sektora publicznego i prywatnego pokazuje, że to, co najczęściej kojarzy się nam z pojęciem innowacji – przełomowe wynalazki zmieniające sposób życia całej ludzkości – przynajmniej w ostatnim stuleciu było z reguły skutkiem działania państwa, a nie prywatnych podmiotów.

Książka Mazzucato tłumaczy, dlaczego bez rządowego zaangażowania nie doszłoby do wielu wynalazków: koszty badań przekraczały możliwości prywatnych podmiotów, a skala przyszłych zysków była wątpliwa. Mazzucato udowadnia w ten sposób aktualność klasycznego Keynesowskiego stwierdzenia, według którego rolą państwa jest „zrobienie tego, co samo się nie zrobi” (Keynes 1926: The End of Laissez-faire). Polityczne implikacje tego dowodu sięgają oczywiście daleko.

Po pierwsze, jest on gwoździem do trumny neoliberalnej doktryny, w myśl której państwo tylko opóźnia spontaniczny rozwój i przeszkadza w tworzeniu bogactwa. Według Mazzucato jest dokładnie odwrotnie – państwo nie dość, że usprawnia działanie istniejących rynków, to wręcz aktywnie kreuje nowe. […]

Po drugie – co również stanowi argument za neo-Keynesowską korektą kapitalizmu – podane przez Mazzucato przykłady dobitnie pokazują, że w ostatnich dziesięcioleciach mieliśmy do czynienia z systematyczną nacjonalizacją ryzyka i kosztów rozwoju nowych technologii przy równoczesnej prywatyzacji płynących z nich zysków. Jeżeli nawet uznać, że system ten jest opłacalny i społecznie akceptowalny, to i tak trudno dowieść, że czynnikiem zwiększającym innowacyjność są niskie podatki. Wprost przeciwnie: im więcej państwo zbierze pieniędzy od przedsiębiorstw i obywateli, tym więcej będzie mogło zainwestować w badania i rozwój. […]

Po trzecie, jeżeli rzeczywiście państwo jest bardziej skutecznym innowatorem niż sektor prywatny, to wszelkiego rodzaju programy, których celem jest wsparcie innowacyjności małych i średnich przedsiębiorstw, są nieporozumieniem i wyrzucaniem publicznych pieniędzy w błoto. Świadczy o tym nie tylko teoria Mazzucato, lecz także praktyczne doświadczenia polskich przedsiębiorców, którzy nawet jeśli uzyskają dofinansowanie z unijnych funduszy strukturalnych, zwracają uwagę na bardzo wysokie koszty obsługi systemu, zachęty korupcyjne, które stwarza, oraz fakt, że w klasycznym (Schumpeterowskim!) kapitalizmie jego rolę o wiele skuteczniej odgrywa drobny rynek kapitałowy i fundusze business angels, które oprócz finansowania oferują także rady, jak kierować firmą. Spontaniczni innowatorzy rzeczywiście poradzą sobie bez publicznego wsparcia. A rzeczywiście przełomowymi innowacjami trzeba kierować.

Fragment artykułu Krzysztofa Iszkowskiego pt. Dwa oblicza innowacji. Całość do przeczytania tutaj.

Tomasz  Kasprowicz

Redaktor naczelny Res Publiki Nowej, wiceprezes Fundacji Res Publika. Doktor finansów, absolwent Southern Illinois University, National Louis University, wykładowca akademicki z doświadczeniem na trzech kontynentach. Publicysta zajmujący się ekonomią i nowymi technologiami publikujący w Polsce i za granicą. Autor raportów dotyczących m.in. Metawersum, Euro, perspektyw finansowych UE. Przedsiębiorca prowadzący firmę zajmującą się informatyzacją i automatyzacją procesów biznesowych.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.