Koniec chadecji w Europie?

Czas by, znajdujące się w kryzysie partie, takie jak Platforma Obywatelska nauczyły się czegoś ze zwycięskich strategii wypracowanych w ramach tysiącleci chrześcijaństwa.

27 grudnia 2021

Ugrupowania chadeckie nauczyły Kościół zasad demokracji i wygrały dwudziestowieczną grę o Europę. Odnowa przychodzi tylko wówczas, gdy do grona wiernych zaprasza się pogan, a ich bożki przemianowuje się na różne wersje Maryi. Koniec chadecji zapowiada się od co najmniej dziesięciu lat. Poprzedzał go długi marsz sekularyzacji. Wielu analityków twierdzi, że nawet jeśli takie partie jak CDU w Niemczech nadal będą wygrywać wybory, to i tak formacja chadecka na kontynencie znajduje się w schyłkowej trajektorii.

„Jeśli skręci na lewo, przestanie odróżniać się od lewicy; jeśli skręci w prawo, podniosą się zarzuty o »neoliberalizm«. Jeśli stanie się bardziej religijna, to zwyczajnie zabraknie jej głosów” – pisał w 2010 r. Jan-Werner Muller, w najtrudniejszym momencie rządów Angeli Merkel, gdy sondaże jej poparcia wykazywały radykalną tendencję spadkową. Kanclerz rządziła Niemcami i wpływała na losy Europy przez kolejne 11 lat. Ale w 2021 r., po przegranej CDU, podobnie jak wiele innych partii centro-prawicowych, szuka na siebie pomysłu w kontekście przemian społecznych, które z punktu widzenia partii mają znaczenie fundamentalne. Bodaj najważniejszą jest ta dotycząca kościołów i religijności.

Gorące debaty, które przetaczają się dziś przez Polskę stanowią w dużej mierze echo głównego europejskiego nurtu i sprowadzają się do kwestii: jeśli nie Kościół, to co? Jedni wyobrażają sobie szczęśliwe życie tylko po apostazji, inni wręcz przeciwnie. To wymiar indywidualny kryzysu, który ma jednak ogromne znaczenie dla kondycji społeczeństwa. O ile społeczeństwo bez Kościoła sobie poradzi, to partie chadeckie już niekoniecznie. Społeczne konsekwencje sekularyzacji mają znaczenie w szczególności dla partii, które od czasów powojennych konsekwentnie wpisywały chrześcijaństwo w europejski system demokracji: dla chadecji, dla chrześcijańskich demokratów.

Przypomnijmy, że w Polsce rolę tę pełnią nominalnie Platforma Obywatelska oraz Polskie Stronnictwo Ludowe, ale to Prawo i Sprawiedliwość zawarło faktyczny pakt z Kościołem wygrywając wybory w 2015 r. Proces sekularyzacji nie jest dla tych partii ani łaskawy ani obojętny. Tak, jak nieobojętną jest dla nich przegrana CDU – najważniejszej chadeckiej partii w Europie i zejście ze sceny Angeli Merkel. Spór między obydwoma frakcjami w epoce sekularyzacji to w istocie spór o kurczącą się schedę. W całej Europie przybiera on podobny polaryzacyjny ton.

Społeczeństwo bez Kościoła katolickiego

W wymiarze społecznym spór, który toczy się o to, czy i jak nasze społeczeństwo ma zachować spoistość, gdy upada instytucja wrosła w pamięć, kulturę, porządkująca hierarchię wartości jest ostry a zarazem fascynujący. Widząc, że Kościół przestaje odgrywać rolę demiurga, konserwatyści (od lewej do prawej) zdają się głównie podnosić lament, podczas gdy ich oponenci upatrują w tym szansy dla nowego porządku.

Na początku tego roku Andrzej Leder na łamach „Dwutygodnika” celnie opisał toczącą się od dawna debatę na ten temat jednocześnie opowiadając na zadane przez siebie pytania: Po pierwsze, czy Polska może istnieć bez Kościoła katolickiego? Po drugie, dlaczego w ogóle stawiamy sobie takie pytanie, zamiast odpowiedzieć: oczywiście, może. Autor słusznie dowodził, że obawy starej lewicy o zdziczenie obyczajów, kiedy Kościół katolicki upadnie, są bezpodstawne, bo społeczeństwo sięgnie po emocje solidarności i przypilnuje uczciwych (neutralnych) usług publicznych w państwie.

Zgadzam się, że Polska bez Kościoła katolickiego może istnieć – bardzo dobrze i nawet lepiej niż teraz, jeśli mówimy o codziennej praktyce społecznej. Mam przynajmniej taką nadzieję. A jednocześnie trudno sobie wyobrazić istnienie wspólnot obywatelskich rozsianych po kraju złożonych w ogromnym stopniu z małych i średnich miejscowości, które ni z tego ni z owego zorganizują się wokół post-chrześcijańskich idei ignorując przy tym najwyższą budowlę w ich okolicy.

Nikt w Polsce kościołów burzyć nie będzie, choć niewykluczone, że z czasem budynki te zaczną zmieniać swoje przeznaczenie przechowując ledwie kulturową pamięć bez treści religijnej. Dotyczy to przede wszystkim tysięcy wsi i małych miast, w których mieszka w sumie nieco powyżej 20 milionów osób, a więc dwa razy więcej niż w wielkich i dużych miastach. Wiele usług publicznych w tych miejscowościach, od organizacji życia kulturalnego po pochówek realizują w rzeczywistości parafie.

Jednocześnie monopol jednej instytucji, w każdej dziedzinie życia, prowadzi do nadużyć, a czasem wręcz do patologii, czego świadectwem są choćby wstrząsające dokumenty braci Sekielskich. Równie oburzające są przykłady nadużyć polegających na wyłudzaniu wygórowanych opłat za pochówek w małych miejscowościach, gdzie cmentarze katolickie są często miejscem ściągania haraczu – proceder opisany przez Bartłomieja Sienkiewicza w „Państwie teoretycznym”.
Bez wątpienia, monopol usług katolickich kruszy się – co także widać na przykładzie liczb: małżeństw, rozwodów, frekwencji na lekcjach religii. Życie nie lubi próżni i z czasem wytworzy w ich miejsce własne formy samoorganizacji – od samorządowych po nieformalne. Proces ten, choć nie toczy się gwałtownie, stał się przedmiotem zaciętej walki instrumentalizowanej dla celów politycznych.

Teologia wyborcza

Emocje, które w tej debacie nam towarzyszą dają jasny dowód na polityczną moc religii. Nie da się przecież wygrać wyborów bez wiary – obojętnie jakiej. Tylko, że nie chodzi przecież o to, żeby w erze dezinformacji wierzyć „w cokolwiek”.

Odpowiedzią Jarosława Kaczyńskiego na ów proces miał być iście ultramontański zwrot przez burtę – Polska pomyślana, jak to za zaborów bywało, jako wyspa katolicyzmu pośród innowierców. Ręcznie naprawiony kompas moralny prowadzi PiS rzeczywiście w określonym kierunku – na rafę. Z jednej strony utwardza przekonania kurczącego się elektoratu przy pomocy siermiężnej propagandy, która wyalienowała większość społeczeństwa, a z drugiej sam już nie jest w stanie manewrować i skazany jest na dryf.

Z punktu widzenia sponsorów teorii spiskowych, od ojca Rydzyka po rosyjską agenturę, to istny raj na ziemi. Można się obłowić publicznymi dotacjami poprzez zaszantażowanie partii jej własnymi fantasmagoriami. Można też dalej paść w internecie farmy trolli przekuwające religijne uczucia Polaków w ideologię katolicką – narzędzie polaryzacji.

Niektórzy biskupi zdają się zauważać poniewczasie błąd, niuansując w komunikacji publicznej stanowisko, by nie zlewało się z przekazami wyłącznie jednej partii. Czy skutecznie? Wątpię.

Obok błędów taktycznych podyktowanych najwyraźniej krótkoterminowym interesem, głównym powodem tej słabości pozostają strukturalne wyzwania związane z sekularyzacją – odwracaniem się społeczeństw europejskich od kościołów w ogóle. Kto potrafi zajrzeć ludziom do sumień niech odpowie: to upadek wiary, czy tylko instytucji? Ale nawet jeśli zmiana praktyk społecznych nie stawia przed nami poważniejszych pytań o źródła społecznej solidarności, to rzuca kłody pod nogi partiom centro-prawicowym.

Chadeckie rozdroża

Dzisiejsze wyniki wyborcze i sondażowe chadecji spod znaku Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Platforma Obywatelska i PSL nie odbiegają w zasadzie poziomem poparcia od siły niemieckiej CDU oraz pozostałych europejskich partii tej formacji. Co więcej, wszystkie one odnotowują w Europie od co najmniej trzech dekad regularny odpływ członków, podobnie jak kościoły, które dosłownie pustoszeją.

Wyzwanie polegające na spadku uczestnictwa ma nie tylko charakter z gatunku socjologii polityki (i religii) ale zagraża głównej idei politycznej tej formacji, która bez mała ukształtowała współczesną Europę. Powojenny sukces chadecji, a więc wpisanie instytucji Kościoła wywodzącej się z tradycji antydemokratycznej w ramy polityki demokratycznej jest dziś też przyczyną jej słabości.

Drugą bowiem ważną i zarazem paradoksalną przyczyną dzisiejszego kryzysu chadecji jest sukces centralnej idei politycznej przez nią sformułowanej, a więc pokojowa integracja kontynentu. Do 2004 r. żadna inna formacja polityczna nie odniosła podobnego sukcesu – w Europie i na świecie.

Jednak dziś idea zjednoczenia Europy raczej broni się niż zdobywa – przed nacjonalizmem wrogim jej fundamentom, przed autorytarnymi rządami wewnątrz Unii i działaniami Chin i Rosji starających się skorumpować i obezwładnić UE jako kluczową siłę kształtującą obok USA ład międzynarodowy. Głosami deputowanych EPL – wciąż największego ugrupowania w Europarlamencie i przy wsparciu pozostałych partii – oraz poprzez komisarzy wywodzących się z partii tego ugrupowania umacniane są instytucje, które mają obronić wypracowany potencjał Unii, ale nikt z nich nie ma odwagi, by mówić o dalszym rozszerzeniu Unii.

Chadecka Europa konsoliduje więc osiągnięcia poprzednich dziesięcioleci, ale bez określonych ambicji na przyszłość. Tymczasem atak przychodzi z najmniej oczekiwanej dla chadeków strony – z prawej flanki, której byli przez lata strażnikami.

Kiedy tuż po wojnie chadecja formowała swój program ideowy, miała ku temu idealne warunki. Narodowy socjalizm i faszyzm, z którymi kolaborowała wcześniej niemała część chrześcijańskiej Europy, przegrały i zbankrutowały ideowo. Chrześcijańscy działacze nie mogli sięgać już po dziewiętnastowieczne ultramontańskie koncepcje Josepha de Maistre’a. Filozoficzne fundamenty dyktatury i upolitycznienia katolicyzmu zaproponowane przez Juana Donoso Cortesa, a rozpropagowane przez Carla Schmitta oznaczały automatyczne wykluczenie.

Dziś nacjonaliści sięgają po te idee dlatego, że chadecja nie przypilnowała edukacji obywatelskiej i politycznej. Narodowcy różnej maści wciągają nowe pokolenia liderów opinii do rozmowy o Europie i wartościach na bazie idei narodowych i chrześcijańskich. A to przecież przez dekady było zadaniem centroprawicy. Zjednoczenie Europy staje się w konsekwencji tego łatwym celem pokoleniowej rewolty – marsz 11 listopada wyrósł właśnie na takim zaniedbaniu. Natomiast dla młodzieży postrzegającej Europę w kategoriach normatywnych bodajże pierwszą sensowną ofertą włączenia do dyskusji był Campus Polska.

Jednocześnie chrześcijańscy demokraci zbyt długo pozwalali, szczególnie w Polsce, by idea europejska zrosła się wyłącznie z przekazem o europejskich funduszach. Z tego punktu widzenia trafnie punktował Polskę i inna państwa regionu Emmanuel Macron napominając, że Europa to nie supermarket.

Spłycenie dyskusji zaowocowało brakiem tematów do rozmowy z nowymi pokoleniami, dla których „ciepła woda” w kranie to przekaz dla „dziadersów”, a wypracowane z pomocą funduszy europejskich standardy to punkt wyjścia, a nie spełnienie ambicji.

Młodzi chcą rozmawiać o wartościach i silnych, wyrazistych ideach tak, jak silne i wyraziste są w nich emocje. To nie ideologia, to biologia. Dziś, takim gorącym tematem jest chociażby Europa pomyślana nie jako (chłodna) gospodarka, ale jako żywy i gorący spór o przyszłość naszego bezpieczeństwa – od granic po bezpieczeństwo ekonomiczne i osobiste związane z normami jakie obowiązują na kontynencie.

Odpuszczając to pole w dyskusji międzypokoleniowej przez lata polska chadecja wyhodowała sobie konkurencję. Tak, jak bez chrześcijaństwa kwitły wierzenia pogańskie tak dziś, bez pomysłu na ich powrotne przyjęcie partie chadeckie przekreślą swoją przyszłość.

Jednym ze sposobów na ich reintegrację są sprawdzone strategie opisane między innymi przez Josepha Ratzingera we Wprowadzeniu do chrześcijaństwa (1968). W roku rewolucji kontrkulturowej na Zachodzie późniejszy Benedykt XVI dowodził tego, jak chrześcijaństwo podbiło serca pogan i stopniowo przemalowało wszelkie odmiany bożków polnych na figurki Maryi; stąd taka ich ilość i różnorodność w pozornie monoteistycznej kulturze.

Przez analogię, jeśli więc Platforma Obywatelska chce odbudowy swojego potencjału, ma do wykonania konkretne zadanie polegające na wysłuchaniu i adaptacji do tych przekonań i praktyk, które dziś pozostają poza marginesem chadeckiego nurtu, i włączenie ich do dyskusji na temat miejsca Polski w Europie.

Wojciech Przybylski – prezes Fundacji Res Publica, redaktor naczelny „Visegrad Insight”.

Fot. Jon Tyson / Unsplash.

Wojciech  Przybylski

Wojciech Przybylski prowadzi największy w Europie Środkowej program foresightu strategicznego na temat polityk europejskich. Jest redaktorem Visegrad Insight w Fundacji Res Publica w Warszawie. W przeszłości redaktor naczelny Res Publiki Nowej, a następnie EUROZINE - paneuropejskiej sieci magazynów kultury. Wykłada gościnnie dla Foreign Service Institute for U.S. Government, Central European University Democracy Institute, Katolickim Uniwersytet Pázmánya w Budapeszcie. Absolwent MISH UW, Europe’s Future Fellow w IWM - Instytucie o Człowieku w Wiedniu. Członek rady doradczej LSE IDEAS Ratiu Forum, Europejskiego Forum Nowych Idei i Międzynarodowego Forum Strategii Schmidt Futures i Stowarzyszenia Inkubator Umowy Społecznej. Publikował m.in. w Foreign Policy, Politico Europe, Journal of Democracy, Project Syndicate, EUObserver, VoxEurop, Hospodarske noviny, Internazionale, Zeit, Dzienniku Gazecie Prawnej, Gazecie Wyborczej. Pojawia się także w BBC, Al Jazeera Europe, Euronews, TRT World, TVN24, TOK FM, Szwedzkim Radiu i innych. Publikacje książkowe pod jego redakcją: Understanding Central Europe, Routledge (2017) oraz On the Edge. Poland, Culturescapes (2019).

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.