Doświadczenie socrealizmu

Do codziennego języka młodzieży, ale też innych grup wiekowych, chyba już na stałe weszły pojęcia retro, vintage, revival. Powroty przebrzmiałych i zapomnianych mód, trendów i stylów stały się na tyle regularnie występującym zjawiskiem w popkulturze, że dotarły również do samoświadomości jej uczestników. Wiele tych revivali ma przy tym zakres jeśliRead more

24 marca 2011

Do codziennego języka młodzieży, ale też innych grup wiekowych, chyba już na stałe weszły pojęcia retro, vintage, revival. Powroty przebrzmiałych i zapomnianych mód, trendów i stylów stały się na tyle regularnie występującym zjawiskiem w popkulturze, że dotarły również do samoświadomości jej uczestników. Wiele tych revivali ma przy tym zakres jeśli nie globalny, to przynajmniej transkulturowy charakter, dotyczy bowiem społeczeństw po obu stronach Oceanu Atlantyckiego, a czasem i w innych regionach globu. W odróżnieniu od nich zdarzają się też nawracające mody o charakterze lokalnym. Za taką można uznać na pewno kiełkującą w latach dziewięćdziesiątych, a obecnie powszechną wśród młodego pokolenia popularność socrealizmu. Od dawna kupić można kalendarze z reprodukcjami plakatów z lat pięćdziesiątych, DVD z filmami z epoki, a nagrania Kroniki Filmowej dołączane są do poczytnych tygodników. Na tym tle szczególną popularnością cieszy się architektura socrealistyczna: w Krakowie Nowa Huta, w Warszawie Pałac Kultury i Nauki oraz Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa.

Jak ugryźć miasto?

Właśnie tej ostatniej poświęciła swoją książkę Martyna Obarska. Wydawać by się mogło, że temat jest już nieźle opisany: bez trudu znajdziemy książki o historii MDM-u, jego architekturze, masowych spektaklach władzy ludowej odbywających się na Placu Konstytucji, albumy prezentujące robotniczą dzielnicę – zarówno w latach jej świetności, jak i współcześnie. Jednak większość z tych opracowań ma charakter albo popularyzatorski, albo historyczny czy historyczno-artystyczny. O ile każdemu łatwo dotrzeć do charakterystyk poszczególnych detali architektonicznych i rekonstrukcji założeń urbanistycznych, o tyle mało kto zastanawia się, jak w realizacji tych wszystkich projektów i założeń odnajdywali się ludzie: mieszkańcy, pracownicy, spacerowicze. Tę lukę stara się wypełnić książka MDM. Między utopią a codziennością.

Antropologia miasta w Polsce dopiero raczkuje, przy czym badania pozostają w tyle za rozważaniami teoretycznymi. Obarska musiała się zatem zmierzyć z brakiem wyraźnie ukonstytuowanego pola tej subdyscypliny. W tym celu odwołała się do chicagowskiej socjologii miasta, do esejów Georga Simmela, wreszcie do rozważań nad codziennością Michela de Certeau. A że materiałem, którym się posługiwała, były dokumenty osobiste (zapiski, pamiętniki, dzienniki) i literatura piękna, sięgnęła również po antropologię pisma. Rozmach metodologiczny jest niewątpliwie bardzo mocną stroną tej książki.

Innym problemem, któremu autorka musiała stawić czoło, jest antymiejskie i antymieszczańskie nastawienie polskiej kultury. Bez zwrócenia uwagi na ten aspekt, antropologiczna praca o mieście byłaby niepełna. Na szczęście MDM. Między utopią a codziennością przedstawia tę kwestię dosyć wyczerpująco. Przypomnijmy, że polska kultura zdominowana jest przez dwa nurty, ludowy i szlachecki (czy też wiejski i dworkowy). W pierwszym przypadku wieś i lud są esencją polskości i solą ziemi, skarbnicą tradycji i mądrości, żywicielami i obrońcami, światem prostych wartości i zdrowego życia. W drugim to dwór i szlachta w swoim etosie kodyfikują wartości takie jak znaczenie rodowodu, patriotyzm, przekonanie o powinności działania na rzecz innych klas społecznych. W przeciwieństwie do nich miasto jest siedliskiem obcych – Niemców lub Żydów – cynicznym światem pieniądza, handlu, władzy, a później także wyzysku w fabrykach, zatrutym środowiskiem zamieszkałym przez pożałowania godny tłum zdegenerowanych jednostek. To w takiej kulturze, dodatkowo przeoranej przez pięć lat wojny, Józefowi Sigalinowi i jego pracowni przyszło projektować w centrum Warszawy dzielnicę mieszkaniową dla robotników. Cennym, ale i kłopotliwym ideologicznie dziedzictwem czasów przedwojennych było doświadczenie WSM, czyli Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na Żoliborzu.

MDM wielobarwny

Bardzo wartościową cechą książki jest zawarta w niej antropologiczna wrażliwość autorki. Obarska nie feruje wyroków, nie oskarża ani nie usprawiedliwia, co w pracach dotyczących lat stalinizmu zdarza się bardzo często. Pokazuje za to ideologiczne, instytucjonalne i ekonomiczne uwikłania wszystkich uczestników budowy MDM-u, na przykład dylematy architektów, na ile mogą wykorzystać awangardowe rozwiązania funkcjonalistyczne, a na ile muszą podporządkować się obowiązującej doktrynie realizmu socjalistycznego. Na stronach pracy Obarskiej mamy do czynienia z żywymi ludźmi o rozmaitych trajektoriach życiowych i wyborach ideowych, a nie z abstrakcyjnymi projektami.

Obserwujemy niemal na własnych oczach budowę dzielnicy, czytając relacje zarówno pisarzy, jak i zwykłych warszawiaków. Zaskakuje rozstrzał opinii: jedni są zachwyceni i entuzjastycznie włączają się w ciężkie roboty, drudzy chwalą wybrany model, ale mają zastrzeżenia co do jego realizacji, inni są bardziej sceptyczni wobec socrealistycznego stylu modernizacji. Wreszcie są i tacy, którzy nostalgicznie wspominają przedwojenną Marszałkowską. Co godne podkreślenia, Obarska daleka jest od częstego błędu idealizacji okresu międzywojnia i przypomina, że choć Marszałkowska mogła mieć wówczas bardziej ludzki, a mniej monumentalny charakter, to dla gnieżdżących się w ciasnych mieszkaniach i oficynach ubogich warszawiaków życie tam było koszmarem.

Szalenie ciekawa jest też dynamika zmian postaw przyjmowanych wobec MDM-u wywoływanych przemianami politycznymi. Dzielnica zaczęła być krytykowana jeszcze zanim powstała (a przypomnijmy, że zrealizowano i tak tylko około jednej trzeciej planu), a krytyka ta wzmogła się w czasie popaździernikowej odwilży i potępienia stalinizmu. Z jednej strony oficjalne dyskursy wpłynęły na życzliwość ludności stolicy dla MDM-u, z drugiej zaś przyczyniły się do utożsamienia tego rejonu z błędami, a nawet zbrodniami czasów kultu jednostki. Obraz malowany przez autorkę okazuje się zaskakująco wielobarwny w porównaniu z obecną szarością kamienic przy placu Konstytucji.

W stronę życia codziennego

Książka pozostawia znaczny niedosyt. Wydaje się, że zaproponowana eklektyczna metodologia pozwalała na znacznie szersze ujęcie tematu. Gigantomania placu Konstytucji przesłania uroki kameralnego i przytulnego placu Zbawiciela. Także powszednie praktyki społeczne mieszkańców dzielnicy domagają się dokładniejszej analizy, a nie tylko anegdotycznej wzmianki o zwisających z okien kurach przeznaczonych na obiad. Książka jest otwarciem nowej perspektywy spojrzenia na MDM, perspektywy zogniskowanej na doświadczeniu ludzi, którym przyszło żyć w otoczeniu skonstruowanym w myśl utopijnych wzorców i panującej ideologii. To otwarcie na ludzki wymiar w badaniach miasta jest fundamentalne.

Xawery  Stańczyk

Urodzony w 1985 roku, absolwent kulturoznawstwa w Instytucie Kultury Polskiej UW i socjologii w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW, studiował też filmoznawstwo w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ. W IKP UW przygotowuje doktorat o polskiej kulturze alternatywnej w latach osiemdziesiątych. Interesuje się subkulturami młodzieżowymi, kulturą alternatywną, sztuką współczesną i przestrzenią publiczną. Publicysta, krytyk, poeta, performer, członek stowarzyszenia Miasto Moje A W Nim. Pisuje w "Res Publice Nowej", "Arteonie", "Kulturze Współczesnej", "Literatkach", "Lampie", "Przekroju". Prowadzi bloga "Złoto prekariuszy" (zlotoprekariuszy.blogspot.com).

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.