Komentarze
Polityka
Strona główna
Świat
Zmęczeni zwycięstwami
29 kwietnia 2025
6 maja 2016
W oczach komentatorów wczorajsze wybory samorządowe w Wielkiej Brytanii były przede wszystkim pierwszym poważnym egzaminem jednego lidera – Jeremy’ego Corbyna. Przechodząca przez ostatnie lata jeden z najpoważniejszych kryzysów w historii, Partia Pracy dokonała w ubiegłym roku, po kilku liderach dryfujących w stronę „ugodowego” centrum, gwałtownej korekty swojej ideowej identyfikacji. Jej przywódcą został doświadczony, ale marginalizowany polityk, który nie tylko reprezentuje jej lewe, socjalistyczne skrzydło, ale też od dekad uznawany był raczej za jej egzotyczny wyjątek niż materiał na przywódcę.
Nic więc dziwnego, że od chwili przejęcia władzy w Partii Corbyn był bardziej zajęty gaszeniem wewnętrznych konfliktów niż budowaniem spójnego frontu, który mógłby skończyć polityczną dominację Konserwatystów. Nic również dziwnego w tym, że oczekiwaniom na wczorajsze wyniki towarzyszyła wśród członków i sympatyków Partii Pracy wyjątkowa nerwowość. Nie brakowało opinii, że ewentualna klęska oznaczałaby przekreślenie szans na przejęcie władzy w 2020 roku. Uspokojeniu nastrojów nie pomógł również głośny skandal w szeregach formacji, którym przez ostatnie tygodnie obficie żywiły się media. Jego główny „bohater”, znany już z wcześniejszych antysemickich wypowiedzi były mer Londynu Ken Livingstone, stając w obronie swojej partyjnej koleżanki Naz Shah, która na swoim Facebooku zaproponowała „przeniesienie Izreala do Stanów Zjednoczonych”, nazwał Izrael „syjonistycznym pomysłem Hitlera”. Choć w efekcie został on zawieszony to wstępne wyniki wyborów pokazują, że w dzielnicach zamieszkanych przez duże społeczności żydowskie sprawa nie pozostała bez wpływu na preferencje wyborców.
Czy pod podszewką każdej demokracji ukrywa się przemoc? O tym nowy numer Res Publiki. Kup już teraz w naszej internetowej księgarni.
To jednak nie najgorsze, co spotkało Partię Pracy podczas wyborów. Ich wynik zdecydowanie rozczarował, nawet jeśli udało się uniknąć spektakularnej klęski. Największym zaskoczeniem okazały się być rezultaty w Szkocji, gdzie ugrupowanie Corbyna przegrało nie tylko z silną Szkocką Partią Narodową – zdobywającą większość już trzeci raz z rzędu – ale nawet z Konserwatystami, co jeszcze kilka lat temu wydawało się całkowicie nieprawdopodobne. Laburzyści wygrali co prawda wybory w Walii, ale do zbudowani większości w sześćdziesięcioosobowym parlamencie zabraknie im dwóch mandatów. Znacznie lepsze okazały się wyniki z wyborów w Anglii – w większości, pomimo symbolicznych strat, udało jej się utrzymać miejsca w radach, choć delikatne wzrosty Partii Konserwatywnej pokazują, że perspektywa kolejnej kadencji Camerona może stawać się coraz bardziej realna. Wygrane zanotowały też dwie mniejsze, przedwcześnie skazane na straty ugrupowania – powstający z martwych Liberalni Demokraci i największa eurosceptyczna siła w Wielkiej Brytanii – UKIP. Choć partia Nigela Farage wciąż cieszy się względnie niedużym poparciem, to niewątpliwie odniosła duży sukces zarówno w Anglii, jak i Walii, gdzie udało się jej się wejść do lokalnego parlamentu.
I choć nie doszło do politycznego trzęsienia ziemi, to te wyniki potwierdzają – niepokojącą z „liberalnego” czy „lewicowego” punktu widzenia – ogólnoeuropejską tendencję coraz bardziej wyraźnego artykułowania się polityki „tożsamościowej”, kosztem polityki „idei” czy „programu”. Najlepiej pokazują to wyniki do szkockiego parlamentu, gdzie nie tylko Konserwatyści po raz pierwszy od 1910 roku zajęli drugie miejsce, ale gdzie również dominująca pozycja Szkockiej Partii Narodowej wydaje się już, pomimo przegranego referendum niepodległościowego, prawie nienaruszalna.
SNP jest w skali europejskiej ugrupowaniem, które trudno porównać do któregokolwiek innego. Z jednej strony otwarcie opowiada się za niepodległością Szkocji i gospodaruje narodowościowe sentymenty, z drugiej ideowo pozostaje centrolewicowe oraz proeuropejskie. To właśnie w liberalnej Szkocji – bardziej liberalnej od Anglii – Laburzyści liczyli na polityczne zyski, przelicytowując na lewo obietnice SNP.
Katastrofalny wynik Partii Pracy w wyborach do szkockiego parlamentu pokazuje jednak nie to, jak chcieli by niektórzy, że Corbyn pozostaje w oczach wielu „egzotycznym socjalistą”, ale to, że politykę opartą na ideowych czy programowych różnicach zastępuje powoli polityka oparta przede wszystkim na tożsamościowych podziałach. Labour Party przegrało, bo nie potrafiło zaproponować swoim wyborcom tożsamościowej identyfikacji – lub dlatego, że identyfikacja uniwersalistyczna, pozbawiona „dumy narodowej” okazała się mniej atrakcyjna od identyfikacji narodowej zaproponowanej przez SNP. I choć oczywiście różni się ona od „tożsamości” UKIP-u, to posługuje się tym samym podziałem, niosąc ze sobą podobne zagrożenia.
Jeśli coś może podnieść Jeremy’ego Corbyna na duchu po wczorajszej nocy to chyba tylko wyniki wyborów na burmistrza Londynu – tutaj niemal pewne jest już zwycięstwo Sadiqa Khana, polityka Partii Pracy i muzułmanina. To właśnie o „wygranej muzułmanina” krzyczą dzisiaj nagłówki polskich portali od prawa do lewa. Tymczasem wiara Khana jest na Wyspach sprawą drugorzędną – częściej mówi się o jego centrolewicowych poglądach czy poparciu dla małżeństw homoseksualnych, za co otrzymywał od religijnych fundamentalistów pogróżki.
Jak widać nawet przy „tożsamościowym zwrocie” brytyjskiej polityki jest ona ciągle bardziej racjonalna niż polityka polska, gdzie język wojny kulturowej jest już standardem nawet na łamach „liberalnych” portali i gazet. I być może właśnie ta racjonalność zatrzyma zbliżający się coraz większymi krokami Brexit.
fot. Steve Punter | wikimedia
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.