Kultura
Rozmowa
RPN
Strona główna
Technologia
Wino lepsze od pączka? Neuroenolożka tłumaczy, jak nasz mózg czasem oszukuje
31 maja 2025
24 lipca 2013
Performans narodził się jako śmiała forma dialogu z rzeczywistością społeczno-polityczną oraz sformalizowanymi wzorami twórczości artystycznej. Zadziwiające, że przez kilka dekad istnienia zdołał zachować swój rewolucyjny pierwiastek. Kolejne odsłony realizowanego w warszawskim CSW projektu Performance Day prowokują do dociekań nad jego początkami oraz aktualną kondycją.
Performans drażni tych, który lubią poruszać się w obrębie precyzyjnie wytyczonych granic. Nie ma oficjalnego programu, manifestu, definicji ani daty powstania. Brak też zgody co do jego genezy. Niektórzy upatrują jej w działaniach dadaistów, którzy już w latach 20. stosowali różne zabiegi mające zaktywizować publiczność. Przykładowo na jedną z wystaw wprowadzili ubraną w sukienkę komunijną dziewczynkę, która recytowała nieprzyzwoite wiersze. Inni początków szukają u włoskich futurystów, którzy prowokowali widzów do gwałtownych reakcji, np. smarując siedzenia na widowni klejem. W latach 50. do zaistnienia performansu przyczynił się Jackson Pollock. Swoim action painting, wylewaniem i rozpryskiwaniem farb na rozłożone na ziemi płótno, przekształcił malarstwo w zdarzenie. Kontynuatorzy jego rewolucji śmieli w ogóle zrezygnować z płótna – w Stanach Zjednoczonych odbywały się coraz liczniejsze happeningi, a w latach 60. działalność zainaugurował ruch Fluxus, do którego należeli m.in. John Cage, Wolf Vostell, Joseph Beuys i Nam June Paik. W ten sposób ruszyła lawina zdarzeń nieoczywistych, która pogrzebała dotychczasowe podstawy sztuki.
Nieco łatwiej określić początki performansu na gruncie polskim. Należy ich szukać w latach 60., w pierwszych manifestach Jerzego Beresia oraz pokazach synkretycznych Włodzimierza Borowskiego. Dlaczego nie wcześniej? Przede wszystkim dlatego, że ówczesny system polityczny skutecznie skazywał polskich artystów na izolację, a tym samym opóźnienie w stosunku do Zachodu. To, w jak trudnych warunkach zmuszeni byli działać, ilustruje przykład duetu KwieKulik – Zofii Kulik i Przemysława Kwieka. Po opublikowaniu w katalogu wystawy w Malmö zdjęcia ich pracy zatytułowanej Człowiek-kutas (wysłanego przez samych artystów z ominięciem cenzury), władze PRL odmówiły wydania im paszportów. Do niemożności wyrażania własnych poglądów duet odnosił się później nie raz, m.in. w Działaniu na głowę, w którym Kwiek uwięził głowę Kulik w wypełnionej wodą miednicy, a kiedy woda zalała kobiecie usta, próbował przemocą zmusić ją, by zaczęła mówić.
Silnie zaangażowanych znaczeń nadawało performansowi wielu artystów. Ewa Partum uczyniła go odważną wypowiedzią myśli feministycznej, o czym informowały już same tytuły jej akcji: Zmiana – mój problem jest problemem kobiety, Kobiety, małżeństwo jest przeciwko wam!, Stupid Women. Partum wielokrotnie wykonywała je nago, także na zatłoczonych miejskich ulicach. Sam problem przestrzeni publicznej także nie był jej obcy – w projekcie Legalność przestrzeni z 1971 roku na łódzkim Placu Wolności ustawiła obok siebie liczne znaki drogowe i tabliczki z zakazami. Działanie to było przez nią odtwarzane, ostatni raz w lipcu 2012 roku, w tym samym miejscu. Partum zachęcała wtedy ludzi, by odwrócili przekaz, budując pozytywne komunikaty (np. teren wspólny, wejście polecane).
Podobnie tematy podejmował Zbigniew Warpechowski. Jednym z jego najbardziej znanych performansów stał się poruszający kwestie bałwochwalstwa „Champion of Golgotha”, oparty na wizerunku Jezusa-boksera. Oczywiście, tych kilka nazwisk nie wyczerpuje listy artystów, którzy swoimi działaniami przecierali szlaki dla zaistnienia polskiego performansu. Równie zasadnym byłoby poświęcenie uwagi temu, co na polu teatru robili Jerzy Grotowski, Adam Rzęsa i Tadeusz Kantor. Wybór najważniejszych przedstawicieli zawsze będzie wzbudzał potencjalne zarzuty nietrafności. Tym bardziej, że performans uwielbia niezgodę.
Paradoksalnie, przy całym swoim umiłowaniu niedoprecyzowań, performans w Polsce pozwolił się określić dokładną datą i ująć w ramy konkretnego wydarzenia, które pozwoliło mu na stałe zagościć w słowniku polskiej sztuki współczesnej. Było nim I am. International Artist Meeting zorganizowane na przełomie marca i kwietnia 1978 roku przez Henryka Gajewskiego w warszawskiej Galerii Remont. W tym swoistym festiwalu, na który składały się akcje uliczne, pokazy sztuki video, spektakle, koncerty oraz dyskusje, wzięli udział artyści z 15 krajów. Drzwi do rozwoju sztuki, która dopełnia się poprzez udział widza, zostały otwarte.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.