Punkt widzenia

Z perspektywy Szmulek wykluczenie społeczne wygląda trochę inaczej niż z takiego na przykład Miasteczka Wilanów. Podobno wykluczeni to margines społeczeństwa. Ale co się dzieje, jeśli margines stanowi większość? Mówimy: wykluczeni, myślimy: bezdomni, żebracy, biedni, niezaradni… Niby racja. Traktujemy odrzuconych dobrze lub źle, pochylamy się nad nimi z troską albo odwracamyRead more

5 września 2012

Z perspektywy Szmulek wykluczenie społeczne wygląda trochę inaczej niż z takiego na przykład Miasteczka Wilanów. Podobno wykluczeni to margines społeczeństwa. Ale co się dzieje, jeśli margines stanowi większość?

Mówimy: wykluczeni, myślimy: bezdomni, żebracy, biedni, niezaradni… Niby racja. Traktujemy odrzuconych dobrze lub źle, pochylamy się nad nimi z troską albo odwracamy z odrazą, ale zwykle widzimy w nich innych, nie takich jak my, dziwnych. „Margines zawsze będzie marginesem” – mawia czasem mój sąsiad. Pytanie tylko, czy ci z szufladki „Margines” chcieliby przejść na półkę „Społeczeństwo”. I czy na tej półce nie byłoby dla nich za ciasno.

Marginalizacja ma dwa końce. W miejscach takich jak Szmulki – gorszych, naznaczonych, trochę żulerskich – zwraca się w odwrotną stronę niż zwykle. Wyklucza nowych, obiektywnie lepszych, bogatszych, bardziej wykształconych, „porządnych”. Dyktuje własne zasady i uznaje za normę to, co gdzie indziej nią nie jest. „Takie prawo złodzieja, że kradnie” – powiedziała ze stoickim spokojem znajoma, kiedy spod bloku zniknął jej samochód. Dzielnica taka jak Szmulki rządzi się swoimi prawami. Czasem – tak jak zasada „Złodziej swoich nie okrada” – są one jedynie mitem konstytuującym porządek rzeczywistości. Niemniej jednak za ich sprawą „gorszy’ świat jest spójny i – tak, tak! – wyjątkowy.

W takich rejonach źle się będą czuli ludzie przyzwyczajeni do anonimowości. „Dziś tyle bułeczek co zwykle?” – pyta pani w piekarni, gdy tylko zobaczy stałego – czyli każdego – klienta. Trudno zresztą nie znać lokatorów kamienicy, skoro jeszcze niedawno łączyła ich wspólna toaleta na piętrze czy podwórku. Taki świat miejsko-wiejski, trochę małomiasteczkowy, trochę zaściankowy, bardzo mocno określa, kto swój, kto obcy. „Do naszej piaskownicy przychodziła taka babka – opowiadała jakiś miesiąc po przeprowadzce na Szmulki znajoma z nowego bloku, takiego z ogrodzeniem i własnym placem zabaw – myślałam, że ona jest od nas, ale czy ty wiesz, że ona tu przychodziła z tej starej kamienicy?!”.

o fotografii Macieja Pisuka – Podskórna Praga

Pod pewnymi względami życie w gorszych okolicach przypomina to w najlepszych. Opowiadał mi znajomy o swoim dziadku, matematyku, którego pewna turystka w Krakowie spytała, czy to dobry kierunek, jeśli chce się dojść na Wawel. „Kierunek dobry – powiedział dziadek. – Tylko zwrot przeciwny”. Trochę podobnie wygląda sprawa z dzielnicami znacznie powyżej lub poniżej średniej. I tu, i tu od razu widać intruzów. W obydwu trzeba umieć się poruszać – w jednej lawirując między parkanami i ochroną, w drugiej – poznając siatkę miejsc bezpiecznych i niebezpiecznych. W dzielnicy, gdzie nie ma mieszkań, tylko apartamenty, nie ma balkonów, tylko tarasy, nie ma bloków, tylko rezydencje, dwie cechy decydują o przynależności do „swoich”: kasa i klasa. Na Szmulkach jest podobnie – tylko z przeciwnym zwrotem. Mieszkańcy Bardzo-dobrej-dzielnicy i Szmulek dobrze i swobodnie czują się tylko u siebie – ci pierwsi dlatego, że uważają się za lepszych niż średnia krajowa, ci drudzy – bo u siebie nikt im nie zarzuca, że są gorsi.

W towarzystwie samych swoich wykluczenie zostaje zawieszone. Nabiera wyrazistości dopiero na tle „innego”. W miejscach, gdzie „gorsi” są u siebie, „lepsi” stają się marginesem. Któregoś dnia w bramie na Szmulkach spisywałam co ciekawsze bazgroły. Takie pseudograffiti na skrzynce z bezpiecznikami. Do bramy weszła kobieta z mężem – na oko wykluczeni na 90 procent. Żona bacznie zaczęła mi się przyglądać. „No chodź” – ponagla mąż. „Nigdzie nie idę – oponuje żona. – Ja pójdę, a tu znowu korki wykręcą”.

Kiedy kilka lat temu powstało osiedle Przy Bazylice, jeden z lokatorów narzekał na sąsiadów ze starych kamienic na ul. Michałowskiej, pisząc w internecie: „Nie mam nic przeciwko mieszkańcom tych starych budynków, ale to hołota. Żeby porządny człowiek bał się we własnym domu?!”. Owego lokatora zgubiło kompletne niezrozumienie sytuacji – błędne założenie, że wszędzie większość mają „porządni” i że margines zawsze jest marginalny.

To zaskoczenie, że wykluczeni mają swój świat, uderza w reportażu Janusza Korczaka. Autor dziwi się jednak dyskretnie, nie podnosi larum, ale też nie ucieka od swych nowych znajomych z Zacisza. Nie ma tu mowy o „hołocie”, są biedni ludzie. Korczak nie przychodzi do nich ani jako reformator, ani jako badacz, ani jako moralizator. Po prostu uczestniczy w ich życiu na tyle, na ile chce i na ile chcą oni. Zanim wymyśli sposób, jak im pomóc, próbuje ich poznać. O wspieraniu odrzuconych mówi bowiem wielu – od czasów Korczaka wcale tak dużo się nie zmieniło. Niewielkie są jednak szanse, że pomoc trafi do celu, jeśli pomija poznanie, i to takie, u którego podstaw leży mniejsza lub większa sympatia. Kilka lat temu w oratorium przy bazylice na Kawęczyńskiej (co to jest, sprawdźcie sobie w internecie) salezjanie organizowali „Zimę w mieście”. Śniadanie, zajęcia, możliwość pogrania w ping-ponga przyciągały wiele miejscowych dzieciaków, w których naturze nie leży bynajmniej wdzięczność. „Ksiądz Sławek jest leszczem” – pojawił się któregoś poranka wielki napis na świeżo odnowionej ścianie kościoła. „Nie jesteś leszczem, zacznij od nowa” – brzmiał tytuł zajęć „Zimy w mieście” dzień później, nieoczekiwany dla „hołoty” i reszty świata.

Marginalizacja żywi się stereotypami. „Mam zamiar przeprowadzić się na Kawęczyńską – pisze na forum Magda. – Czy to prawda, że jest tam dużo lumpów i dresiarzy?”. „Szmulowizna to taka dzielnica, gdzie kwaterunkowa bieda i stada młodych, drapieżnych złoczyńców” – sugerowała parę lat temu „Polityka”. Stereotyp wydaje się korzystny dla obu stron. Obcych zniechęca do odwiedzin, swoim daje komfort pozostawania we własnym gronie. Stereotyp jednak nie uznaje niuansów. A jeśli do dyspozycji są tylko dwa kolory, z góry wiadomo, kto będzie tym czarnym.

Łatka gorszego pochodzenia, gorszej dzielnicy dla jednych staje się piętnem, dla innych powodem do dumy. „Szmulki OK” głoszą napisy na ścianach, śmietnikach i w bramach. Wielu by się zdziwiło, słysząc, że stanowią margines. Wielu stygmatyzuje tych normalnych, którzy z punktu widzenia wykluczonych są inni. „Tam w Śródmieściu to nawet inne gęby są, inne rysy twarzy” – komentowało z pewnym obrzydzeniem dwóch pijaczków na przystanku tramwajowym przy zajezdni Praga. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Pojęcie marginesu również.

Wykluczenie nie jest stanem danym raz na zawsze. Nie jest też w każdym przypadku jednakowe. Można być wykluczonym bardziej lub mniej, w jednej dziedzinie życia lub kilku. Zajmowanie się marginalizacją ma sens – ale pod pewnymi warunkami. Warunkiem sine qua non jest odrobina sympatii do tych, którym w życiu powiodło się inaczej. Zresztą – z drugiej strony – nawet drukarka komputerowa ciągle przypomina, że marginesy są potrzebne.

***

Tekst pochodzi ze zbioru Układanka – publikacji, której redaktorzy postawili przed sobą zadanie ożywienia tych wątków z życia Janusza Korczaka , które mogą dziś inspirować do krytycznego myślenia i do odważnego, pozbawionego wyższości działania. Układankę stworzono z wybranych elementów, celowo pomijając niektóre wątki — o tragicznym finale jego życia napisano jedynie między wierszami. Zamiast tego na nowo postawiono pytania, które towarzyszyły Korczakowi przez całe życie, a dziś nie straciły na aktualności. Problem podwójnej tożsamości, badanie biedy i wykluczenia oraz wypracowywanie autorskich metod działania. Tatiana Hardej do Układanki napisała o tym, jak na współczesnych Szmulkach można rozumieć termin „wykluczenie”

Układankę można otrzymać w:

– siedzibie Res Publiki
– Żydowskim Instytucie Historycznym
– Fundacji Stocznia
– księgarni Tarabuk
– pracowni Duży Pokój
– kawiarni Wrzenie Świata

 

Wersja pdf jest dostępna na stronie www.miastospoleczne.pl (pierwszy link po lewej)

Projekt sfinansowany ze środków m. st. Warszawy

 

Tatiana  Hardej

socjolog, fotograf, redaktor, dziennikarz, mama, polonista, korektor, bloger, varsavianista ze Szmulek, autorka książki "Szmulki dla początkujących"

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.