GÓRSKI: Zaraza i demokracja. Wirus schmittiański

W Europie Środkowej stan wyjątkowy wykorzystywany jest do sięgania przez rządzących po kolejne obszary i narzędzia władzy, a także budowania swojego kapitału żelaznego

1 maja 2020

Sytuacje graniczne czy stany wyjątkowe więcej nam mówią o nas samych niż powszedniość. Dotyczy to zarówno każdego z nas, jak i wspólnot, w których żyjemy. W obu przypadkach mogą być też momentami przełomowymi, zwrotnymi. Jak pisała Wisława Szymborska „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.

Tak samo wyjątek będący odstępstwem od reguły bardziej popycha nas do zastanowienia się nad konkretną normą. To dlatego niektórzy uważają, że „normalność” jest nieciekawa, banalna, nie zmusza do myślenia.

„Wyjątek jest bardziej interesujący niż normalna sytuacja. Normalność o niczym nie świadczy, wyjątek świadczy o wszystkim (…). Wyjątki są wyrazem prawdziwego życia, przełamującym rzeczywistość skostniałą w mechanicznej powtarzalności”.

Przeczytaj pozostałe teksty z tego numeru

Tak właśnie tłumaczy Carl Schmitt, niemiecki filozof polityki, zajęcie się kwestią stanu wyjątkowego. Swój słynny esej Teologia polityczna. Cztery rozdziały poświęcone nauce o suwerenności, z którego pochodzi ten cytat, rozpoczął od stwierdzenia: „suwerenny jest ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym”. Stało się ono swoistym viralem i od blisko stu lat jest powtarzane i wykorzystywane przez teoretyków i praktyków państwa.

W Polsce świadczy o tym zdjęcie Waldemara Pawlaka, który siedząc w ławach sejmowych i rozmawiając przez telefon, zasłania twarz wypożyczonym z biblioteki sejmowej pierwszym wydaniem pism Schmitta. Również Bartłomiej Sienkiewicz sięgnął po koncepcje niemieckiego filozofa prawa, próbując określić, kto jest suwerenem w Polsce na mocy projektu prawa antyterrorystycznego.

Schmitta jednak mniej zajmowały prawno-instytucjonalne zapisy (dopiero w późniejszych o kilka lat pismach, bardziej zaangażowanych politycznie, tłumaczył, kto na podstawie artykułu 48. konstytucji weimarskiej jest obrońcą prawa), lecz ostre zdefiniowanie kluczowego pojęcia politycznego – suwerenności. Interesowało go „skażenie” czystego prawa praktyką społeczną rządzących i rządzonych[1].

Dziś wiemy, że nawet za niewinnie brzmiącymi formułami prawnymi może skrywać się drapieżne działanie czy walka o interes własny lub swojej grupy. Do tego, jak pokazały ostatnie lata w Polsce, rządzący nie czują się związani nie tylko opiniami, wnioskami, przepisami czy procedurami.

Ponadto sytuacja nadzwyczajna, rozumiana nie jako stan formalno-prawny, jest wykorzystywana przez rządzących do umacniania swojej pozycji właśnie poprzez specjalne ustawodawstwo, co najwyraźniej widać na Węgrzech, ale co jest widoczne również w Bułgarii czy Izraelu. Może być też elementem gry o władzę jak w przypadku Polski, gdzie sięgnięcie po już przewidziane w prawie środki nadzwyczajne może być niekorzystne dla rządzących, dlatego obierają własną ścieżkę mającą przynieść im więcej korzyści.

Z tego powodu warto sięgnąć po rozważania Schmitta o stanie wyjątkowym i suwerenności. Chcę jednak potraktować niemieckiego filozofa polityki nie jako przewodnika, ale jako kogoś, kto niepokoi, wybudza z letargu, wytrąca z powszechnych przeświadczeń, zmusza do zmierzenia się z obawami.

Niewidzialny wróg

Rozważania Schmitta powstawały w sytuacji dramatycznej, podobnie jak u Thomasa Hobbesa, będącego wcześniej punktem odniesienia dla wszelkiej refleksji o suwerenności.

Hobbes swoje uwagi o suwerenie pisał poruszony doświadczeniami wojny domowej w Anglii w XVII w. Dla Schmitta punktem odniesienia były Niemcy tuż po I wojnie światowej, w których panował permanentny kryzys polityczny, walka o władzę skrajnych ugrupować, morderstwa polityczne, tragiczna sytuacja gospodarcza.

Numer pt. Bitwa o suwerenność dostępny w naszej księgarni.

Pamiętać również należy, że był to czas rodzącej się demokracji zarówno w Niemczech, jak i pozostałych krajach europejskich. Potrzeba przywrócenia stanu „normalnego” była przemożna – i podzielało ją wiele środowisk, choć każdy miał na to swój pomysł. Wiadomo było jednak, że przedwojenny świat całkowicie się rozpadł, a pierwszy globalny konflikt przyspieszył tylko zachodzące już wcześniej procesy.

Dziś sytuacja wyjątkowa w wielu państwach wywołana jest nie przez (albo – nie tylko przez) wewnętrzną sytuację polityczną, ale przez, zdawać by się mogło, niepolityczny czynnik – sytuację zagrożenia epidemicznego, walkę z wirusem – niewidzialnym wrogiem (wróg to inne pojęcie ze słownika politycznego Carla Schmitta, oznaczające zagrożenie egzystencjalne państwa). Ten na pierwszy rzut oka niepolityczny czynnik okazuje się jednak arcypolityczny.

Suwerenny jest ten, kto „w sytuacji konfliktu rozstrzyga, na czym polega interes publiczny i państwowy, publiczne bezpieczeństwo i porządek, kwestia ocalenia publicznego itd.”. W obliczu pandemii podstawowa oś polityczna dotyczy odpowiedzialnego i nieodpowiedzialnego podejścia do zdrowia publicznego. Spór polityczny dotyczy zatem określenia tego, jakie działania i zachowania spełniają jedno bądź drugie kryterium, jak pogodzić konieczne ograniczenia i nie doprowadzić do potężnego kryzysu gospodarczego, który wpędzi państwo na skraj przepaści.

Przy okazji tej zasadniczej kwestii politycznej pojawiają się gry interesów osób posiadających władzę, którzy wykorzystując sytuację, tworzą przepisy tak, by były korzystne dla nich i ich środowiska.

To podwójne oblicze polityki w sytuacjach granicznych jest stare jak świat… europejski. Mamy z nim do czynienia już w pierwszej, arcypolitycznej scenie pierwszego eposu europejskiego, Iliady. Podczas narady równych sobie królów, gdy ważą się losy miasta i wojsk je oblegających, dwóch głównych bohaterów spiera się o branki, łupy i dumę.

Lewiatan wynurza głowę

Jedną z przemożnych sił w polityce są wyobrażenia na temat władzy, tego, jak się powinna realizować, jakimi zasadami się kierować. Te wyobrażenia są po dwóch stronach – rządzonych i rządzących.

W trudnych sytuacjach mniejsze znaczenie zaczyna mieć treść, ponieważ w bezprecedensowych sytuacjach, a z taką mamy dziś do czynienia, trudno przewidywać scenariusze, a co za tym idzie równie ciężko stwierdzić, jakie środki okażą się skuteczne.

Numer internetowy Państwo obnażone.

W czasie kryzysu wielu przywódców pozuje więc na zbawców narodów. Nie inaczej jest i dziś. W sytuacji zagrożenia i chaosu ludzi pociągają i uspakajają zdecydowane działania, może nawet mniejsze znaczenie ma ich słuszność. Na tej nucie starają się grać obecnie rządzący politycy w Europie Środkowej. W końcu spełniają się ich sny, mają pole do popisu i pretekst do użycia narzędzi opartych na całkowitej arbitralności.

W ten sposób w ich oczach spełnia się ideał władzy suwerennej, której dysponentem jest jedna osoba otoczona tajnymi radcami. Tej wizji przeciwstawiają władzę podzieloną, rozproszoną wśród wielu niezależnych instytucji oraz „rozgadanych” ciał zbiorowych, czego symbolem jest parlament. Ten może być w zasadzie tylko atrapą, pozbawioną swej istoty i rzeczywistego znaczenia.

Od XX w osób zakażonych tym wirusem schmittiańskim było całkiem sporo. Nie musieli oni czytać ani nawet znać idei niemieckiego filozofa prawa. On tylko wyraził dobitnie ten element dziedzictwa europejskiego, którego, nawet jako tak bardzo niechcianego, nie pozbędziemy się.

Nawroty będą się zdarzać. Skutecznej szczepionki nie wynaleziono. W wielu państwach Europy Zachodniej po II wojnie światowej starano się leczyć je objawowo, dbając o dobrobyt społeczeństw, unikać ostrych konfliktów politycznych zarówno wewnątrz kraju, jak i na zewnątrz. Te warunki sprzyjały też budowaniu systemu immunologicznego, jakim jest demokratyczno-liberalna kultura polityczna.

Rządzący w krajach, w których tej terapii nie było dane przejść, w walce z koronawirusem nie ustrzegają się pokusy władzy – podporządkowywania sobie kolejnych obszarów, rozszerzania swoich kompetencji, budowania zaplecza oligarchicznego lub nomenklaturowego.

Wielkie kryzysy przyspieszają procesy, które przed ich wybuchami już się toczą, choć powoli i przy oporze starego porządku. Pierwsza wojna światowa przyspieszyła rozpad pękającego już od dziesięcioleci liberalnego, arystokratycznego i burżuazyjnego świata. Społeczeństwo europejskie wyszło z wojny zupełnie odmienione i rozpoczęła się walka o jego przyszły kształt. Do rywalizacji stanęły wówczas komunizm, faszyzm i demokracja liberalna.

To, w jaką rzeczywistość wkroczymy po ustaniu epidemii, powie nam, na ile silny i stabilny był nasz dotychczasowy świat, a na ile stwarzał tylko tego pozory. To wielki test zarówno dla naszych gospodarek, jak i demokracji. Jeśli go nie zdamy, zacznie się walka o nowy kształt przyszłości. Choć w Europie Środkowej taki scenariusz osłabiłby rządzące obecnie siły nieliberalne, to jednak lepiej będzie, jeśli nie dojdzie do dramatu.

Piotr Górski – redaktor prowadzący „Res Publikę Nową”, historyk idei.

Na zdjęciu obraz Sándora Bihariego Programbeszéd.


[1] Tak do formalnych zapisów prawnych podchodzi się w tradycji marksistowskiej, jak czynił to Michel Foucault czy wywodzący się z odmiennych nurtów filozoficznych Michael Oakeshott To również mocno ugruntowane podejście w tradycji niemieckiej, o czym możemy się przekonać sięgając po rozważania socjaldemokraty Ferdinanda Lassalle’a o istocie konstytucji z 1862 r. czy liberała-demokraty Maxa Webera o polityce, panowaniu czy prawomocności z przełomu XIX i XX w., jednego z twórców konstytucji weimarskiej.

Piotr  Górski

Piotr Górski - historyk idei, redaktor Res Publiki Nowej, koordynator programu Partnerstwo Wolnego Słowa.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.