Komentarze
Polityka
Strona główna
Świat
Zmęczeni zwycięstwami
29 kwietnia 2025
23 września 2016
Za sprawą Prawa i Sprawiedliwości od blisko roku Polacy przechodzą szybki kurs mechanizmów władzy. Ruchy polskiego rządu sprawiły, że dotychczas niewidoczni aktorzy zostali poruszeni i wyłonili się z cienia, natomiast szlachetni towarzysze podróży w budowaniu demokracji po upadku komunizmu, tacy jak europejscy urzędnicy i sędziowie pokazali swoje inne oblicze. To sprawiło, że coraz więcej obywateli odczuwa, że nie mają do czynienia z demokracją.
Jarosław Kaczyński od lat obwieszczający rzeczywiste mechanizmy władzy, w końcu zaczął je demaskować. Lecz strategia dobra do obalania władzy może okazać się nieskuteczna w jej sprawowaniu. Czy po odczarowaniu świata da się rządzić inaczej niż za pomocą bezpośredniego wpływania na kolejne obszary? Nie tego oczekują obywatele.
Tekst pochodzi z dzisiejszego wydania dziennika Polska.
W tym roku Polacy powszechnie dowiedzieli się o istnieniu agencji ratingowych. W zeszły piątek Moody’s wydał komunikat, że zapowiedziana ocena zdolności kredytowej nie zostanie zaktualizowana. Kilka miesięcy temu agencja zmieniła perspektywę oceny na negatywną, m.in. ze względu na wzrost wydatków bieżących państwa (na program 500+) i zapowiedź obniżenia wieku emerytalnego. Na możliwość obniżenia ratingu miał wpływ również „przedłużający się konflikt pomiędzy rządem a Trybunałem Konstytucyjnym, prowadzący do znaczących odpływów kapitału”. Agencja pozytywnie odnosiła się natomiast do konsolidacji finansów publicznych przyczyniającej się do zmniejszenia deficytu budżetowego.
Poczynania te unaoczniły obywatelom, że kwestia ich dobrobytu leży również za oceanem, w rękach prywatnej firmy, odpowiadającej głównie swoją reputacją. Ocena działań polskiego rządu przez jej pracowników odgrywać może większą rolę niż głos samych Polaków. Może nie byłoby to tak dojmujące, gdybyśmy mieli większy wpływ na otaczającą nas rzeczywistość choćby w innych obszarach.
Ocena agencji ma głównie wpływ na dużych inwestorów, a polski rząd walczy z ich nadmiernymi wpływami. Ostatnią tego odsłoną są zapowiedzi zakazu handlu w niedzielę. Obok programu 500+ jest to kolejny element nowej polityki gospodarczej. W myśl proponowanego prawa, właściciele sklepów, w których sami handlują będą mogli liczyć na dodatkowe wpływy. Skoro za wielki sukces może uchodzić 500 zł, to o wpływy w skali 200-300 zł miesięcznie również warto walczyć. Jak na to zareagują duże podmioty gospodarcze? Czy wyjdą z cienia?
Póki decyzje rządów zgrywały się z oczekiwaniami rynków finansowych i dużych podmiotów gospodarczych, były one niewidoczne. Razem tworzyliśmy wzrost gospodarczy i demokrację, choć ograniczoną głównie do aktu wyborczego – demokracja stopiła się z wolnym rynkiem i instytucjami jemu służącymi. Taki był klimat intelektualny lat 90., który dopiero teraz powoli się zmienia.
W tym tygodniu Polacy zobaczyli kolejną odsłonę spektaklu z Polską i instytucjami europejskimi (nie tylko unijnymi) w rolach głównych. Za sprawą debaty w Parlamencie Europejskim i głosowanie nad rezolucją Polacy mogli odczuć miękką próbę wpływania na otaczającą ich rzeczywistość. Podjęto już nie tylko kwestię Trybunału Konstytucyjnego, ale także szeregu innych tematów: mediów publicznych, ustawy o policji, a nawet wycinki w Puszczy Białowieskiej. Łączenie tak różnych spraw z pewnością nie dodaje powagi sytuacji, a raczej może wywołać oburzenie na nadmierne angażowania się UE w sprawy państwa. Właśnie takie posunięcia zniechęcają obywateli do projektu europejskiego, a utrzymanie go (do dyskusji w jakiej formule) powinno być teraz kluczowym zadaniem, obok wzmocnienia głosu obywateli.
Od 10 miesięcy Polacy mogli poczuć swoją słabość również za sprawą sporu o TK. Dowiedzieli się, że ostateczny głos mają nie tyle wybierani przez nich reprezentanci, a pozbawieni bezpośredniej legitymizacji demokratycznej sędziowie. Usłyszeli, że środowisko to jest solą ziemi, strażnikiem demokracji przed nadużyciami władzy. To prawda, że TK dzierży władzę bez demokratycznego mandatu, lecz za sprawą bezstronności i refleksyjności, o czym pisał Adam Bodnar („Res Publica Nowa” nr 16/2011). Może nie byłoby w tym nic oburzającego, gdyby nie wpajano nam od lat, że żyjemy w demokracji.
Istniejąca konstrukcja jest jednak charakterystyczna dla republik, ustroju w którym poszczególne władze czerpią swoją legitymizacje z różnych źródeł, by się lepiej równoważyły. Polska Konstytucja jest tego najlepszym przykładem, o czym świadczy dzisiejszy spór, w którym żadna ze stron nie jest w stanie samodzielnie wyjść z impasu. Nie przypadkowo jesteśmy Rzeczpospolitą.
Największą bolączką współczesnych republik jest jednak komponent demokratyczny – rzeczywista partycypacja obywateli we władzy. Na jej deficyt od lat narzeka lewica i prawica, ostatnio dołączyli do nich liberałowie (m.in. Marcin Król). Dotyczy to nie tylko Polski, ale i Europy. Pojawiły się ostatnio nawet postulaty powrotu do metody losowania (David Van Reybrouck), która miałaby zastąpić fetysz wyborów. Konkurs na ożywienie demokracji należy więc uznać za otwarty. Jego wynik zależy od nas.
Fot. Portret Nikola Machiavellego | Wikimedia Commons
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.