Gałczyński i buddyzm tybetański

65 lat temu, na łamach „Przekroju” (1946, 21-27 lipca), ukazał się artykuł Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, zatytułowany „Rozmowa z Badmaszą”. To jeden z pierwszych tekstów o buddyzmie tybetańskim publikowanych w powojennej Polsce. Co skłoniło „poetę z bożej łaski”, jak określił Gałczyńskiego Jerzy Turowicz w hagiograficznym wspomnieniu z 1946 roku, do napisaniaRead more

3 sierpnia 2011

65 lat temu, na łamach „Przekroju” (1946, 21-27 lipca), ukazał się artykuł Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, zatytułowany „Rozmowa z Badmaszą”. To jeden z pierwszych tekstów o buddyzmie tybetańskim publikowanych w powojennej Polsce. Co skłoniło „poetę z bożej łaski”, jak określił Gałczyńskiego Jerzy Turowicz w hagiograficznym wspomnieniu z 1946 roku, do napisania tego artykułu?

Gdyby ów tekst ukazał się dziś, nie wzbudziłby sensacji. W księgarniach jest wiele książek poświęconych tybetańskiemu buddyzmowi. Zagadnienie kultury dalekiego Tybetu jest też obecne w świadomości młodych Polaków. To nie tyle rezultat gruntownych studiów, ile skojarzeń odnoszących się do symboli życia publicznego, takich jak Dalajlama. Dowodzą tego badania sondażowe prowadzone w ostatnich latach na grupach osób w wieku nieprzekraczającym 24 lat. W pierwszej dziesiątce autorytetów cenionych przez młodzież, obok Jerzego Owsiaka czy Roberta Kubicy, znajduje się właśnie przywódca narodu tybetańskiego…

W roku 1946 zagadnienie buddyzmu tybetańskiego nie istniało w Polsce w żadnym ze wskazanych wyżej wymiarów. Nie istniało ono także w świadomości samego Gałczyńskiego, dopóki śmiertelnie nie zachorowała jego ukochana żona.

Natalia i potomek buriackich lamów

„Kraków bez jednego wystrzału, a więc bez zniszczeń, został wyzwolony przez armię marszałka Koniewa kilka dni wcześniej niż Kalisz czy Warszawa. Do starej stolicy Polski, miasta nietkniętego przez wojnę, zwalały się ze wszystkich stron potoki ludzi pozbawionych domów, rodzin, najbliższych, zdrowia, pieniędzy, cienia perspektyw. Poza jedną: wojna i okupacja należą do przeszłości, życie raz jeszcze trzeba zaczynać od początku” – wspominała Kira Gałczyńska, córka poety. Do Krakowa przybyła razem z matką Natalią i babką Wierą w połowie 1945 roku. Dom znalazły w kamienicy przy ulicy Basztowej, wysoko, na siódmym piętrze. Matka, ciężko dysząc, z trudem wspinała się do wyśnionego mieszkania. „Brałam jej rękę – pisała Kira – i próbowałam pomóc w mozolnym pokonywaniu schodów. Uśmiechała się do mnie swoim smutnym, jakby nieobecnym uśmiechem. A mnie chciało się płakać”. Z okna oglądać mogły obsypane zielenią Planty. Natalia większość czasu spędzała jednak w łóżku, lekarze specjaliści nie potrafili orzec, co jej dolega. Ginęła w oczach, z utęsknieniem wyczekując wieści o Kostku. Nie wiedziała, czy przeżył wojnę. Ratunku dla niej stale szukała babka Wiera i zaprzyjaźniony z Gałczyńskimi Jerzy Zagórski. Aż pewnego dnia, w drzwiach mieszkania na Basztowej stanął doktor „w niczym nieprzypominający swych na biało odzianych kolegów. Miał całkiem skośne oczy (…). A kiedy się uśmiechał, promieniało z niego coś na kształt szczęścia, jakby cały był nim wypełniony”. „Dowiedziałam się później, że jego przodkowie pochodzili z Tybetu. – zanotowała Kira – Od tamtego dnia przychodził co kilka dni, przynosząc nowe zioła, nowe dziwne medykamenty. I Natalii zaczęły one przynosić ulgę, przywracać siły”. Doktor zdiagnozował nowotwór, zwany rakiem limfy. I choć leczenie trwało długo, pacjentka wyzdrowiała, by przeżyć kolejne 30 lat.

Kim był ów tajemniczy lekarz i w jaki sposób znalazł się on w Krakowie? Nazywał się Włodzimierz Badmajew. To potomek parających się medycyną buriackich lamów buddyzmu tybetańskiego, wywodzących się z klasztoru Aga, położonego we wschodniej Syberii. Jego przodkowie osiedlili się w Sankt Petersburgu w połowie XIX stulecia. Sultim Badma oraz Gelong Badma byli braćmi i buddyjskimi mnichami. Powodzenie zawdzięczali wypadkowi podobnemu do tego, który przydarzył się rodzinie Gałczyńskich. Gdy latem 1857 roku generał-gubernator Mikołaj Murawjow wyprawił się do wschodniej Syberii, towarzysząca mu żona ciężko zachorowała. Rosyjscy lekarze ogłosili, że cierpi ona na nieuleczalną chorobę i niedługo umrze. Zdesperowany gubernator zgodził się, by jego żonę zbadał miejscowy lekarz. Wyleczył ją 65-letni Sultim i podróż kontynuowano, odtąd w asyście buddyjskiego mistrza.

Jak podaje Richard Kaufmann, w niedługi czas po przybyciu do Piotrogrodu Sultim i jego młodszy brat Gelong zmienili oficjalne wyznanie na prawosławne i przyjęli chrześcijańskie imiona – Aleksander i Piotr – oraz rosyjsko brzmiące nazwisko – Badmajew. Pozwoliło to na swobodny kontakt z miejscową ludnością i wolną praktykę lekarską. Opierała się ona nadal na wiedzy wyniesionej z klasztoru Aga, którą bracia stosowali nie tylko w ramach własnej przychodni, lecz także na pooperacyjnym wydziale miejscowej Akademii Medycznej.

W 1882 roku zmarł Aleksander Badmajew. Mimo konwersji, obaj bracia przestrzegali buddyjskich ślubowań, obejmujących celibat. Piotr rozpoczął więc poszukiwania następcy, który kontynuowałby dzieło krzewienia medycyny tybetańskiej. Dowiedział się, że syn jego siostry również kształci się w klasztorze Aga, i w 1894 roku sprowadził siostrzeńca do Petersburga. Ochrzczono go imieniem Włodzimierz. Przed wybuchem I wojny światowej Włodzimierz ukończył Cesarską Wojskową Akademię Medyczną w Piotrogrodzie i uzyskał stopień doktora. Pod opieką wuja nadal studiował buddyzm i medycynę tybetańską.

Po śmierci Piotra Włodzimierz Badmajew opuścił ogarniętą rewolucją Rosję. Przyjechał do Polski. Mieszkał jakiś czas w Tomaszowie Mazowieckim, w województwie łódzkim. Nauczył się języka polskiego, by w połowie lat dwudziestych otworzyć w Warszawie własną przychodnię i aptekę. Szybko zyskała ona dużą popularność, za sprawą hrabiego Heinricha von Korvin-Krasinskiego. Kiedy zachorował jego syn Johaness, nie potrafili mu pomóc znani na Zachodzie lekarze, uczniowie Roberta Kocha czy Jean-Martin Charcota. Postępująca z dnia na dzień nieznana choroba pozbawiała młodzieńca sił. Wyleczył go Badmajew, zadość czyniąc tradycji, której depozytariuszem uczynił go niegdyś wuj Piotr. Johaness odwdzięczył się doktorowi w zaskakujący sposób: został benedyktyńskim mnichem i przyjął imię Cyryll. W 1953 roku opublikował cenną pozycję poświęconą tybetańskiej medycynie pod tytułem Die tibetische Medizinphilosophie. Der Mensch als Mikrokosmos. „Nie zaprzestałem utrzymywać przyjacielskich stosunków z Badmajewem, póki nie rozłączyła nas jego śmierć [w 1961 roku] – wspominał Cyryll von Korvin-Krasinski. Odwiedzałem go i sporo do siebie pisaliśmy. W tym czasie rozpocząłem pracę nad książką o filozofii medycyny tybetańskiej”.

Kiedy wybuchła II wojna światowa, doktor starał się – z różnym skutkiem – kontynuować swoją praktykę lekarską, którą definitywnie przerwało powstanie warszawskie. Badmajewowi udało się ujść z życiem do Krakowa, gdzie po wojnie otworzył nową przychodnię lekarską.

Wojciech  Wendland

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego i Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, laureat konkursu i nagrody Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Sztuki Hesji, uczestnik Międzynarodowej Szkoły „Cultural Contact in Transformation Societies” na Państwowym Uniwersytecie Kazańskim w Rosji (2009), stażysta Uniwersytetu Justusa Liebiga w Giessen (2010). Dyrektor ds. Projektów Stowarzyszenia Promocji Kultury im. Aleksandra Tansmana w Łodzi, organizatora Międzynarodowego Festiwalu i Konkursu Indywidualności Muzycznych im. A. Tansmana. Przedsięwzięcie otrzymało I Nagrodę Pro Publico Bono w kategorii kultura i dziedzictwo narodowe” (2005). Publikował w Polsce i zagranicą, w „Gazecie Wyborczej”, „Tyglu Kultury”, „Więzi”, „Midraszu”, „Odrze”, „Znaku”, „Toposie”, „Sensus Historiae”, „East European Review of Historical Anthropology”.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.