Komentarze
Polityka
Strona główna
Świat
Zmęczeni zwycięstwami
29 kwietnia 2025
30 czerwca 2015
Fałszywe mity o oligarchach umacniają wizerunek, kreowany w ich własnym interesie. Tak naprawdę oligarchia to systemowa patologia, wymuszona przez proces kontrolowanej transformacji, która grozi dziś samym podstawom demokratycznego państwa i uniemożliwia zmiany
Powszechnie przyjęło się postrzegać oligarchów w Europie Środkowej i Wschodniej przez pryzmat ich bogactwa. Ponieważ w dzisiejszych czasach istnieje moda na porównywanie majątków najbogatszych ludzi świata, przyjmuje się, że mogą być one również punktem odniesienia do analizy zjawiska oligarchii. Niedawno przeprowadzone badanie Polityki Insight zostało zatytułowane Oligarchia: gdzie w Europie najbogatsi znaczą najwięcej, co sugeruje po pierwsze, że oligarchowie są w całej Europie najbogatsi, a po drugie, że między byciem oligarchą a byciem najbogatszym istnieje swoista zależność. Co więcej, lokalnych oligarchów umieszcza się na rozmaitych listach najbogatszych osób w danym kraju, regionie, kontynencie czy na świecie. Nie wiadomo tylko, czy dla zwykłego obywatela miałby to być powód do dumy, czy rozpaczy.
Pieniądze to nie wszystko
W istocie bowiem nie każdy krezus jest oligarchą. Dopóki spełnia się, operując wyłącznie w sferze gospodarczej, trudno jest mu przykleić tę etykietę. Ze środkowo-wschodnioeuropejskiej perspektywy nie zasługuje na nią ani Bill Gates, ani Steve Jobs czy Tim Cook. Analiza sytuacji materialnej oligarchów z regionu niewiele nam powie z tej prostej przyczyny, że w całej tej sprawie majątek jest sprawą drugorzędną. Istotą środkowo- wschodnioeuropejskiej oligarchii jest połączenie kapitału gospodarczego z wpływami politycznymi, które przekładają się na zdobycie uprzywilejowanej pozycji umożliwiającej dalsze gromadzenie dóbr i wpływów.
W środkowo-wschodniej części Europy termin „oligarcha” nie ma pozytywnej konotacji. Na typ wzorcowego oligarchy składają się: niejasna przeszłość, a w niej często (choć to niekonieczne) działalność na granicy prawa lub związki z byłymi służbami bezpieczeństwa bądź partią komunistyczną, nieprzyzwoicie wielki majątek, aktywność w wielu dziedzinach i gałęziach przemysłu, posiadanie własnych mediów oraz sprawowanie funkcji publicznych. Każdy z tych elementów jest niezbędny, gdyż tworzą one cały system wzajemnych zależności.
Jednakże dla pojawienia się oligarchii potrzebne jest również odpowiednie środowisko. Po pierwsze, musi to być ustrój wysoce scentralizowany, jak w przypadku systemów odziedziczonych po państwach komunistycznych. Tylko tam istnieją trwałe relacje uzależnienia, które z jednej strony pozwalają uzyskać uprzywilejowaną pozycję, z drugiej zaś wymagają pielęgnacji i ochrony. Po drugie, musi istnieć monopol, który byłby w stanie kumulować trwałe fortuny, możliwie najmniej podatne na oddziaływanie mechanizmów wolnorynkowych. Po trzecie, istnieniu oligarchii sprzyja słabość mechanizmów kontrolnych, zarówno instytucjonalnych, jak i społecznych. Po czwarte, istotnym czynnikiem była transformacja ustrojowa, która umożliwiła przekształcenie dobra wspólnego w dobro prywatne i nieświadomie „zalegalizowała” przejęcie dóbr na zasadach faworyzujących konkretnego nabywcę, gdzie z reguły nie było wiadomo, skąd pochodzą jego pieniądze ani dlaczego wybór padł właśnie na niego. Po piąte, niezbędny element tego środowiska stanowią byłe elity komunistyczne oraz służby specjalne, posiadające stosowną wiedzę i możliwości, z których nie sposób było nie skorzystać.
Oligarchowie stali się nieodłączną częścią nie tylko imperium postradzieckiego, ale i szeregu państw Europy Środkowej i Wschodniej. Pojawiający się na pierwszych stronach gazet w każdym z tych krajów, otoczeni przez ochroniarzy, popisujący się nieprzyzwoitym bogactwem oraz podejrzewani o niejasne powiązania z władzą stanowią swoistą emanację możliwości nowego systemu, a zarazem trwałości starego.
Wraz z rozwojem gospodarki neoliberalnej w jej wschodnioeuropejskim wydaniu dostali narzędzia i wiedzę, która pozwoliła im rozpocząć proces konsekwentnego przejmowania ekonomicznego kapitału państwa.
W pierwszych latach po upadku komunizmu zastosowano różne sposoby przejścia od gospodarki planowej do wolnego rynku. W większości państw regionu stare elity zostały odsunięte od władzy w stopniu znacznie mniejszym niż w Polsce, a nawet jeśli to się udało, dotyczyło przede wszystkim sfery polityki i to wyłącznie dzięki wprowadzeniu demokratycznych wyborów. Wola większości nie była jednak w stanie wyeliminować definitywnie komunistycznych struktur bezpieczeństwa oraz partyjnej kontroli nad gospodarką, którą należało przestawić na wolnorynkowe tory. Dlatego utratę politycznej kontroli (i nawet to nie wszędzie) byłe elity rekompensowały sobie utrzymaniem kontroli nad gospodarką. W niektórych krajach byłego ZSRR albo w Bułgarii, gdzie praktycznie nie było transformacji politycznej w formie wymiany elit, proces ten był tym bardziej nieskrępowany.
Artykuł znajdziesz w najnowszym wydaniu kwartalnika „Res Publica Nowa”. Zapraszamy do księgarni
Całkiem nieprzypadkowe osoby stały się bohaterami zawrotnych karier i zgromadziły majątki, które w sposób naturalny pozwoliły im zaistnieć również w polityce. Raczkująca demokracja, cechująca się permanentną fragmentaryzacją oraz chroniczną niestabilnością, stwarzała w tym zakresie nieograniczone możliwości. Poza wpływami politycznymi, które łatwo można było wykorzystać nie tylko do zabezpieczenia zdobytego majątku, ale również do ukształtowania prawa we własnym interesie, obecność w parlamencie (osobista lub za pośrednictwem kontrolowanych posłów) gwarantowała również nietykalność, która w mętnych wodach kształtującej się nowej rzeczywistości pozwalała utrzymać się na powierzchni.
Pokutuje mit, że oligarchowie łatwo odnaleźli się w świecie transformacji i dzięki swojemu sprytowi, wiedzy i kontaktom zdołali szybko zgromadzić wielki kapitał. Niewątpliwie taka idealizacja na modłę amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera” jest oligarchom bardzo przydatna z wizerunkowego punktu widzenia. Jednak nic bardziej mylnego. Oligarchowie nie zbudowali swojej potęgi dzięki własnej kreatywności i umiejętnościom, lecz w wyniku pozyskania kapitału, którym mieli zarządzać.
Oligarcha jako rola, podmiot i instytucja
W poprzednim systemie komunistyczne elity i służby specjalne posiadały pełną kontrolę nad gospodarką. Stojąc przed alternatywą utraty lub zagospodarowania prywatyzowanych przedsiębiorstw, często korzystały z szansy uwłaszczenia się w nowej rzeczywistości. Ponieważ nieskrępowane przejęcie mogłoby mieć negatywne skutki, wybierano osobę zaufaną i mało znaną, którą najczęściej łatwo było kontrolować, by mogła skutecznie realizować powierzone jej zadania. W trudnej rzeczywistości okresu transformacji chętnych z szeregów komunistycznych organizacji młodzieżowych (typu Komsomoł) lub spokrewnionych z osobami należącymi do służb bezpieczeństwa nie brakowało. W ten sposób nowe, nieznane wcześniej twarze tworzyły oblicze procesu transformacji. Istotny jest również fakt, że zadaniem nowych biznesmenów nie było li tylko zarządzanie powierzonym majątkiem, lecz również zapewnienie odpowiedniego zaplecza finansowego ich mocodawcom.
Fot. Thierry Ehrmann/Flickr/CC
Wraz z rozwojem pokomunistycznej rzeczywistości postępowała również emancypacja oligarchów. Poszerzając swoje majątki, niektórzy zaczęli wierzyć, że posiadają siły i możliwości, które zapewnią im niezależność. Dynamiczny rozwój wydarzeń politycznych, kruchość rządów oraz pojawiające się i znikające partie polityczne pozwoliły niektórym oligarchom usamodzielnić się. Ci, którym się to udało, musieli zainwestować w budowę silnego zaplecza politycznego do ochrony swych interesów albo zmienić protektora. Losy oligarchów pokazują, że droga do emancypacji była i pozostaje wyjątkowo wyboista. Stąd szereg spektakularnych dramatów, od sztandarowego przykładu Chodorkowskiego czy Bierezowskiego przez Ilię Pawłowa po aktualny przypadek Cwetana Wasiliewa. Kiedy jednak im się powiedzie, oligarchowie zostają nie tylko znanymi przedsiębiorcami, lecz również aktywnymi politykami.
Oligarchowie nie są innowacyjni. Swój byt opierają na gospodarce grabieżczej, konsumującej moce przerobowe poprzedniego systemu i zdolnej przetrwać jedynie dzięki subsydiom ze strony państwa.
Dlatego źródłem ich siły są takie gałęzie przemysłu, jak zasoby naturalne, przemysł ciężki, banki, sieci przesyłowe. Wszędzie, gdzie bezpieczeństwo wymaga zaangażowania państwa, lecz brakuje skutecznych mechanizmów kontroli, oligarchowie naturalnym biegiem rzeczy zagarniają przestrzeń. Przejmując główne gałęzie przemysłu, dające miejsce pracy i byt tysiącom ludzi, stają się również głównymi pracodawcami, zastępując w tej roli państwo. Generują w ten sposób kapitał społeczny, który bez trudności przekształcają w poparcie polityczne .
Przejmując funkcje nieudolnego państwa, borykającego się z własnymi problemami okresu transformacji i prywatyzacji, oligarchowie zaczęli odgrywać rolę jego zbawców. W latach 2000-2008, gdy Roman Abramowicz był gubernatorem Czukotki, zainwestował ponad 1.3 mld dolarów swoich prywatnych pieniędzy w region, co przełożyło się na najlepsze wyniki przyrostu naturalnego oraz wzrost średniej wynagrodzeń w regionie ze 165 do 826 dolarów w przeciągu sześciu lat. Wydawałoby się, że powinno to być zadanie dla państwa, a nie dla gubernatora.
Znaczący, choć na mniejszą skalę, jest również przykład Giennadija Kernesa, mera Charkowa, który był blisko związany z Wiktorem Janukowyczem i został postrzelony po jego ucieczce. W wywiadzie dla Ukraińskiej Prawdy, dopytywany o sposób wspierania wysiłku militarnego armii ukraińskiej zadeklarował, że całe swoje wynagrodzenie za pełnione stanowisko przekazuje na cele dobroczynne. Tymczasem wiadomo na przykład, że mieszka we własnym hotelu. W państwach cywilizacji zachodniej najbardziej naturalną rzeczą jest otrzymanie wynagrodzenia za wykonywaną pracę, przedmiotem dyskusji może być co najwyżej jego wysokość. W rzeczywistości oligarchów, gdzie stanowisko jest źródłem kumulacji bogactwa, ochłapy w postaci wynagrodzenia za piastowane funkcje służą za narzędzie taniego PR-u, a nie prawdziwe źródło utrzymania.
Błędem jest jednak postrzeganie oligarchów wyłącznie jako rozgrywających w pokomunistycznej rzeczywistości. Jak wcześniej wspomniano, ich pojawienie się nie było wynikiem skutecznego przeniesienia amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera” na grunt wschodnioeuropejski, lecz świadomego rozdania kart przez odchodzące elity, umacniające swoje reduty w nowej rzeczywistości. Oligarchowie byli im potrzebni do tego, by skanalizować kapitał, zalegalizować stan posiadania, zagwarantować swoją przewagę finansową oraz zapewnić nowe źródła finansowania w warunkach gospodarki wolnorynkowej i politycznego pluralizmu. Oligarchowie odgrywają rolę skarbonek, mających pełnić konkretną funkcję, której zaniechanie zazwyczaj równoznaczne było (i jest) z ich spektakularnym zniszczeniem.
Krucha wiarygodność, permanentne zagrożenie
Oligarchowie oderwani są od życia i gardzą rzeczywistością, którą traktują jak materiał do kształtowania na własną modłę. Nie przeszkadza im to angażować się w różnego rodzaju działalność dobroczynną i mecenat, lecz aktywność ta nie jest porównywalna z analogiczną działalnością bogatych przedsiębiorców świata zachodniego. Podstawowa różnica tkwi w wątpliwych źródłach dochodów, co sprzeniewierza się podstawowej idei działalności dobroczynnej jako świadomego wkładu w życie wspólnoty. Przeciwnie, mecenat i dobroczynność stają się tu kolejną okazją do legitymizacji własnego majątku, budowania wizerunku i kreowania zależności. Dzisiaj, gdy mówi się o problemach Hilary Clinton związanych z niejasnymi źródłami finansowania jej fundacji, należy przypomnieć, że w trakcie kampanii do senatu w 1999 roku ówczesna pierwsza dama zwróciła czek na 1 000 dol., wręczony przez Darinę Pawłową, żonę wspomnianego wcześniej bułgarskiego oligarchy, zabitego w 2003 roku, tłumacząc swą decyzję nieznanym źródłem pochodzenia darowanych pieniędzy.
Kolejną osobliwą prawidłowością dotyczącą wschodnioeuropejskich oligarchów jest to, że ich najbliższa rodzina mieszka przeważnie za granicą. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się to naturalne – skoro głowę rodziny stać na finansowanie pobytu, dlaczego nie mieliby skorzystać? Tak naprawdę chodzi jednak o to, że oligarchowie doskonale zdają sobie sprawę z kruchości powiązań, na których opierają swoją pozycję. Ich fortuna nie jest dziedziczna i są świadomi, że jedynym sposobem na zapewnienie bytu swoim najbliższym jest odesłanie ich do tej części świata, gdzie własność prywatna jest świętością i raz zdobyta (jak również zalegalizowana) staje się trwałym dobrem. Po drugie, odesłanie rodziny za granicę zmniejsza, przynajmniej do pewnego stopnia, możliwość ataku na oligarchów. Po trzecie wreszcie, stwarza dla nich samych możliwość potencjalnej ewakuacji.
Otaczająca rzeczywistość kształtuje rolę, miejsce i wpływy oligarchy. Nawet jeżeli w wielu wypadkach funkcjonują oni niejako ponad prawem, kiedy tylko parasol ochronny (w Rosji nazywany „kryszą”) zostaje usunięty, ich byt i przetrwanie uzależnione są bezpośrednio od koniunktury politycznej. Najlepiej widać to na Ukrainie, gdzie z jednej strony doszło do oligarchicznego podziału państwa, a z drugiej mamy do czynienia ze wzlotami i upadkami tych, którzy próbują tę równowagę naruszyć. Bodajże najlepszym przykładem był sam Janukowycz. Z kolei w Rosji kasta oligarchów odgrywa rolę współczesnych wasali, cieszących się władzą tylko i wyłącznie pod warunkiem uznania swej roli i miejsca w systemie. Brak samoograniczenia oraz przekonanie, że potężne zaplecze finansowe i wpływy polityczne są w stanie zagwarantować nieskrępowany wzrost własnej pozycji, w ostatecznym rozrachunku są drogą do zatracenia. Oligarchowie wyrastają z państwa i to ono najskuteczniej może im zagrozić.
Cóż po oligarchach?
Dzisiaj, po ponad dwudziestu latach, społeczeństwa państw Europy Środkowej i Wschodniej z niemrawą apatią akceptują okupację państwa przez oligarchów i powiązanych z nimi polityków. W miarę jak słabnie praworządność, rośnie liczba oligarchów na stanowiskach politycznych. Oligarchowie stali się pasem transmisyjnym pomiędzy dawnymi elitami a teoretycznie wolnym narodem, który naiwnie uwierzył w rzekomo głębokie przemiany ustrojowe, mające zbudować podwaliny nowego ładu i dobrobyt na modłę zachodnią. Tymczasem to właśnie oligarchowie są największymi pracodawcami, posiadają zasoby, pozyskane w wyniku przejęcia majątku państwowego, jak również wpływy polityczne i bezpośrednią kontrolę nad kieszenią wyborców. Dlatego ich istnienie stanowi dziś jeden z głównych powodów upadku demokracji przedstawicielskiej oraz politycznej apatii, która nasila się we wschodniej części kontynentu.
Nieprzypadkowo w ciągu ubiegłych dwóch lat w państwach od Bośni po Ukrainę miały miejsce protesty społeczne. Chociaż każdy z nich dotyczył specyficznej sytuacji danego kraju, ich wspólnym mianownikiem była desperacja i irytacja obywateli, którzy poczuli się bezradni w obliczu istniejących zależności ekonomiczno-politycznych. Oligarchowie zdobyli taką przewagę w społeczeństwie, że wyzbyli się jakichkolwiek skrupułów i ograniczeń, które skłaniały ich wcześniej do maskowania swoich intencji. Najbardziej dobitnie ilustruje to ukraińska rewolucja godności, która była sprzeciwem nie tylko wobec poczynań prezydenta Janukowycza w sprawie umowy stowarzyszeniowej z UE, ale przede wszystkim wobec przytłaczającej, patologicznej rzeczywistości.
Dramat dzisiejszej Ukrainy nie zaczął się w chwili, gdy Berkut otworzył ogień do protestujących, ani gdy Rosja anektowała Krym, lecz wówczas, gdy protestujący zgodzili się na współpracę z niektórymi oligarchami.
Od tego momentu ukraińska rewolucja została zawłaszczona przez system, przeciwko któremu powstała. Problem oligarchów i ich wpływu na życie społeczne nie jest nowy. Już dekadę temu Anders Aslund proponował, by oligarchowie zasilili częścią swojego majątku (który można by nazwać czymś na kształt podatku transformacyjnego) budżet państwa, co pozwoliłoby im jednocześnie zalegalizować jego pozostałą część. W ten sposób państwo dostałoby pokaźny zastrzyk, czy raczej zwrot pieniędzy, a oligarchowie zyskaliby społeczną akceptację. Propozycja Aslunda jest godna uwagi przede wszystkim dlatego, że stanowi kwintesencję absurdalnej rzeczywistości, w której znalazło się społeczeństwo w dobie oligarchów. Jest to bodajże najbardziej realistyczne rozwiązanie, pozwalające pogodzić interesy państwa i oligarchów w sytuacji, gdzie z jednej strony należy przestrzegać liberalnych zasad ochrony własności prywatnej i praworządności, a z drugiej nie sposób udowodnić, w którym momencie złamano prawo. Nierozstrzygnięte pozostaje jednak pytanie o moralne uzasadnienie takiego rozwiązania. Czy jest to kara czy podatek? Jeżeli kara, to czy jest ona pełna i wymierna, czy tylko symboliczna? Czy oligarchowie z uszczuplonym majątkiem będą bardziej pożyteczni dla społeczeństwa? Warto również zastanowić się, czy takie działanie ma w ogóle sens, zważywszy na fakt, że podstawowym źródłem siły oligarchów nie jest majątek, lecz powiązania. Jeżeli zależy nam na naprawie szkód wyrządzonych przez nich społeczeństwu, należałoby raczej przeciąć ich powiązania z polityką niż dobierać się do ich skarbów. Jedno bowiem wiadomo na pewno – jeżeli rozległy wpływ oligarchów na politykę i gospodarkę zostanie utrzymany, w ich krajach nic się absolutnie nie zmieni.
Oligarchia zabija demokrację. Najsilniej zagraża ona miękkim i słabo zakorzenionym elementom systemu, takim jak kultura polityczna, przedsiębiorczość i wolność. Jest również źródłem bezprecedensowego rozwarstwienia społecznego. Zdobycie uprzywilejowanej pozycji i zastępowanie państwa pozwala oligarchom wykreować alternatywną rzeczywistość. Dla większości społeczeństwa materialny dobrobyt jest osiągalny wyłącznie na zasadzie klientelizmu. Elity polityczne, dla których istnienie oligarchów jest korzystne, nie widzą bezpośrednich powodów, aby stawać po stronie jednostki. Tym samym zanika więź łącząca państwo i społeczeństwo. Bezsilność zwykłych ludzi, którą z czasem zaczynają sobie coraz silniej uświadamiać, przeradza się w cichą, lecz szybko postępującą apatię społeczną. Myślenie na zasadzie „my i oni” nabiera nowego znaczenia, innego niż w koncepcji umowy społecznej, wedle którego istnieją dwie oderwane od siebie rzeczywistości, gdzie „my” musimy sobie radzić, trzymając się z dala od państwa, podczas gdy „oni” potrzebują państwa, by utrzymywać system.
Komunizm wypaczył koncepcję równości, a transformacja z miejsca odrzuciła ją w nadziei, że zastąpi ją dobrobyt jednostki. Tam gdzie zabrakło opozycji politycznej z prawdziwego zdarzenia, gdzie świadomość praworządności musiała być importowana, a komunistycznej kultury politycznej nie było czym zastąpić, oligarchowie stali się nieodłączną cechą systemu. Problem w tym, że dzisiaj nie za bardzo jest na czym oprzeć alternatywę. Neoliberalizm skompromitował się legitymizacją złodziejstwa, a realny socjalizm pozostaje utopią, której urok nie przestanie nigdy wabić i której pamięć długo jeszcze będzie odstraszać.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.