Załęski: Co po składkach ZUS?

Zapowiedź likwidacji składek ZUS przez premier Kopacz pokazuje, że osiągnęliśmy już dostateczny poziom podatkowego dna i czas na gruntowną reformę systemu fiskalnego.

16 września 2015

Obietnica wyborcza PO, by znieść składki na ZUS i finansować go z innych wpływów budżetowych, jest kompletnie zaskakującym ruchem. Wprowadza problem najbardziej regresywnego podatku obciążającego pracę polskich obywateli w samo centrum politycznej debaty. Ruch ten powinien być bliski sercu liberałów ekonomicznych, dla których wszelkie podatki to zło. Ale przede wszystkim powinni się z niego cieszyć socjaldemokraci, dla których regresja podatkowa jest źródłem nierówności ekonomicznych, wykluczenia społecznego i szkodzącej gospodarce nadmiernej koncentracji kapitału.

Ta wyborcza kiełbasa pokazuje, że osiągnęliśmy już dostateczny poziom podatkowego dna i czas na gruntowną reformę systemu fiskalnego. Dzięki przełomowej książce Thomasa Piketty’ego wiemy dziś, że podstawowym mankamentem rynku ekonomicznego jest stała tendencja do nadmiernej koncentracji kapitału, z którego zwrot zawsze przewyższa zyski z pracy. Towarzyszą temu negatywne konsekwencje społeczne i gospodarcze, których zaczynamy doświadczać obecnie. Tylko progresywny, czyli stopniowalny, system podatkowy może temu zaradzić. Zmniejszenie obciążeń podatkowych pracy jest tego pierwszym etapem. PO chce to osiągnąć nie tylko przez likwidację systemu składek, ale także przez wprowadzenie dodatkowego niskiego progu podatkowego PIT na wysokości 10% dla najmniej zarabiających.

Problemem jest jednak brak progresywności innych podatków: przede wszystkim korporacyjnego CIT, który zmniejszono z 40 do skandalicznych 19%. Problemem jest również brak progresywności VAT, który jest obecnie jednym z głównych źródeł wpływów z podatków. Jednak z perspektywy badań Piketty’ego największym problemem jest brak progresywnego podatku majątkowego i od nieruchomości: wszystko, co jest warte więcej niż milion złotych, powinno przynosić państwu poważne dochody.

Zniesienie najbardziej dokuczliwego obecnie podatku nazywanego składkami ZUS, powinno być początkiem głębszych reform. Cieszy, że na pierwszy ogień rzucono najbardziej regresywny podatek. Jego regresywność znają dobrze samozatrudnieni, ale mało kto wie o górnym limicie podstawy składki, który powoduje, że lepiej uposażeni nie muszą jej w ogóle płacić (zgodnie z wprowadzonymi przepisami limit ten nie może wynieść więcej niż 30-krotność prognozowanego przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, co w praktyce oznacza, że osoby dobrze uposażone płacą składkę tylko przez część roku, np. osoba zarabiająca 20 tys. zł. miesięcznie odprowadza składkę emerytalno-rentową tylko przez pół roku). Niestety propozycja PO właśnie samozatrudnionych nie obejmuje. A przydałoby się całkowite cofnięcie reform rządu Buzka (w koalicji z nieśmiertelnym PSL) z 1998 roku i zakończenie fiskalnego i socjalnego dumpingu w Polsce. Domniemywać należy tylko, że przy tak korzystnych warunkach zatrudnienia etatowego samozatrudnionym, podobnie jak tułającym się na umowach cywilno-prawnych, zacznie się opłacać legalnie pracować etatowo, a pracodawcom zatrudniać ich w ten sposób. Więcej osób zatrudnionych na stałe to nadzieja dla związków zawodowych, których ostoją są właśnie etatowcy. Szczególnie ważne może to być w kontekście innej propozycji PO – ograniczenia obowiązku pracodawców do finansowania związkowych pensji.

Paweł Stefan Załęski – socjolog, autor książki Neoliberalizm i społeczeństwo obywatelskie

fot. adnowak / pixabay.com

Czytaj najnowsze wydania Res Publiki: o wychowaniu do innowacyjności, o potrzebie mocy i o miejskiej wspólnocie. Wszystkie dostępne na stronie naszej księgarni3 okladki czerwiec 2015

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.