TÓRZ: Przebudzenie Rumunii

Największa mobilizacja społeczna od czasów Rewolucji ’89 daje Rumunom szansę na zmianę nie tylko osób u sterów władzy, ale i standardów jej sprawowania.

8 lutego 2017

Od blisko dwóch tygodni na ulicach wielu rumuńskich miast trwają protesty na niespotykaną od dawna w tej części Europy skalę. Jak podaje portal informacyjny Digi24 największa do chwili obecnej manifestacja zgromadziła 600 000 uczestników – na samym Piața Victoriei w Bukareszcie przed siedzibą rumuńskiego rządu zebrało się 300 000 osób. Mniejsze protesty organizowane są również za granicą wśród członków rumuńskiej diaspory.

Wśród protestujących znajdują się przedstawiciele wszystkich grup społecznych; za dnia rodzice przyprowadzają swoje dzieci na – jak to określają – lekcję demokracji, a wieczorami ciemności rozświetlają komórki i latarki przyniesione przez uczestników. Skandowane są takie hasła jak „Przyjdzie po was policja”, „Złodzieje”, na transparentach widnieje „We don’t beLiviu” czy „Chcemy demokracji ze złodziejami za kratkami”, w mediach społecznościowych popularność zyskał hasztag #rezist, mający wyrażać siłę oporu i stały charakter protestów.

Bezpośrednią przyczyną fali społecznego niezadowolenia było uchwalenie przez nowo wybrany rząd podjętego w trybie pilnym rozporządzenia wprowadzającego zmiany pozwalające na uniknięcie kary oskarżonym o przestępstwa korupcyjne. Na jego mocy ściągane przez Kodeks Karny miały być tylko te przestępstwa, które naraziły budżet państwa na straty powyżej 200 000 lei (równowartość ok. 200 000 zł). De facto oznaczało ono amnestię dla skorumpowanych polityków, w tym Liviu Dragnei, przywódcy zwycięskich socjaldemokratów, któremu ciążące na nim zarzuty korupcji i fałszerstw wyborczych z czasów referendum w 2012 roku uniemożliwiły ubieganie się o godność premiera.

Pod naporem presji społeczne kontrowersyjne prawo zostało uchylone na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu w niedzielę 5 lutego 2017 r. Jednakże walka nadal się toczy, ponieważ rząd premiera Sorina Grindeanu przedstawił projekt ustawy o treści niemal identycznej, co tekst rozporządzenia. W dzisiejszym przemówieniu w Parlamencie prezydent Klaus Iohannis wyraził swoje poparcie dla protestujących, dodając jednak przy tym, że, jeśli chodzi o reakcję na głos społeczeństwa, to „wycofanie rozporządzenia i wymuszona dymisja ministra to zbyt mało, lecz wcześniejsze wybory to zbyt dużo”.

Ulice więc nie pustoszeją. W mediach społecznościowych organizowane są kolejne manifestacje – w ciągu tygodnia w stolicach regionów, a w nadchodzący weekend w Bukareszcie. Protestujący domagają się dymisji rządu, a przede wszystkim Ministra Sprawiedliwości Florina Iordache, jak i usunięcia z życia publicznego osób obciążonych zarzutami karnymi. Demokracja i transparencja to ideały, których poszanowania domaga się rumuńska ulica. Inną wartością, której żądają Rumuni, jest normalność – w latach burzliwej transformacji była ona w odbiorze społecznym raczej dobrem deficytowym, zwłaszcza w sferze publicznej. Z drugiej strony, pomimo panującego obecnie na Starym Kontynencie kryzysu zaufania do instytucji Unii Europejskiej, manifestanci poprzez hasła na transparentach i grafikach laserowych wyświetlanych na budynkach wyrażają swoje oddanie idei zjednoczonej Europy. Podobnie jak na kijowskim Euromajdanie, Unia Europejska staje się tu symbolem nadziei na normalizację życia politycznego.

Charakterystyczną cechą rumuńskich protestów, poza imponującą liczebnością, jest ich całkowita oddolność. Nie sposób wskazać lidera ani jednej konkretnej organizacji, której można by przypisać rolę przywódczą czy sprawczą. Według Cristiana Câmpeanu z opiniotwórczego czasopisma Revista 22 to przekraczające możliwości mobilizacyjne jakiegokolwiek NGO społeczne poruszenie jest dziełem przebudzenia się świadomości obywatelskiej i jednym z rzadkich momentów, w których wyraża się jedność narodu.

Poparcie dla protestujących wyraziła nawet zwykle trzymająca się na uboczu życia społecznego rumuńska Cerkiew, potępiając w oficjalnym komunikacie prasowym korupcję oraz nawołując do dialogu, modlitwy i odpowiedzialności. Inną wartą zauważenia cechą jest ich pokojowy i zdyscyplinowany przebieg. Nie odnotowano żadnych poważniejszych incydentów, protestujący wręczają kwiaty pilnującej porządku żandarmerii, a po skończonej manifestacji… zbierają śmieci. Chcą „czystej Rumunii” – dosłownie i w przenośni – i jak widać nie wahają się wziąć spraw w swoje ręce.


Nowy numer Res Publiki Nowej „Jak być razem?”, o potrzebie odbudowy wspólnoty w Polsce i w Europie, jest już dostępny w naszej internetowej księgarni.


Podkreślić należy, że nie jest to pierwsza fala protestów w ostatnich latach w Rumunii. Podczas tzw. „rewolucji hipsterów” we wrześniu 2013 roku tamtejsze społeczeństwo obywatelskie mobilizowało się z powodzeniem przeciwko budowie kopalni złota w rejonie Roșia Montana, której powstanie oznaczałoby katastrofę ekologiczną i zniszczenie unikatowych stanowisk archeologicznych. Presja społeczna, w tym manifestacje uliczne, spośród których jedna zgromadziła 15 000 uczestników, doprowadziły do zablokowania inwestycji amerykańskiego koncernu Chevron. Rumuni wychodzili na ulicę również w ubiegłym roku w reakcji na tragiczny pożar podczas koncertu rockowego w klubie Colectiv. Sala, w której miał on miejsce, nie spełniała przepisów przeciwpożarowych, została jednak dopuszczona do użytku na skutek korupcji i niekompetencji wśród urzędników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo instytucji.

Protesty doprowadziły do dymisji rządu Victora Ponty i burmistrza dzielnicy Bukaresztu, w której znajdował się ów klub, Cristiana Popescu Piedone. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich w mediach społecznościowych organizowały się grupy mające czuwać nad uczciwym przebiegiem wyborów, piętnujące nieprawidłowości (np. utrudnienia w głosowaniu za granicą) i zachęcające do głosowania. Zwycięstwo Klausa Iohannisa obiecującego w kampanii wyborczej zaostrzenie walki z korupcją rozbudziło nadzieję na zmiany na lepsze w zakresie transparencji w polityce. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że ci, którzy protestowali przeciwko projektowi Chevronu czy manifestowali swój ból i oburzenie po tragedii w Colectivie, dziś również aktywnie występują przeciwko korupcyjnym układom.

Rumuni mieli już zatem okazję odczuć swoją siłę jako społeczeństwo i choć słaba frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych mogłaby wskazywać na tendencję przeciwną, są coraz bardziej skłonni do aktywnego udziału w życiu obywatelskim. Stereotyp Rumuna-fatalisty, biernie godzącego się z przeciwnościami losu, zdaje się odchodzić w zapomnienie. Największa mobilizacja społeczna od czasów Rewolucji ’89 daje zatem szansę na zmianę nie tylko osób u sterów władzy, ale i standardów jej sprawowania. Na to w każdym razie mają nadzieję protestujący z Bukaresztu, Klużu, Timișoary oraz innych rumuńskich miast – i w obronie tejże nadziei, zagrożonej przez skompromitowane elity, wyszli na ulice.

 

Marta Tórzdoktorantka w Zakładzie Rumunistyki UAM, badaczka literatury autobiograficznej rumuńskich więźniów politycznych z okresu komunizmu, tłumaczka z języka rumuńskiego i francuskiego.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.