Pan Turner – nietypowa biografia

Przyglądając się filmografii Mike'a Leigha można odnieść wrażenie, że raczej trudno byłoby znaleźć w niej miejsce dla filmu takiego jak „Pan Turner”.

28 sierpnia 2015

Leigh przez większość swojego zawodowego życia, zarówno jako reżyser filmowy, ale też i bardzo produktywny twórca spektakli teatralnych, dał się poznać światowej publiczności jako przede wszystkim zajadły i przenikliwy krytyk współczesnego brytyjskiego społeczeństwa. W „Nagich” (1993) konfrontuje się z ciemną stroną mieszczańskiej libidalności; depresją, sadyzmem i autodestrukcyjnymi zachowaniami. „Vera Drake” (2004) opowiada o kobiecie wykonującej nielegalne aborcje w robotniczym Londynie lat pięćdziesiątych. W „Sekretach i kłamstwach” (1996), chyba swoim najbardziej znanym filmie, zderza on dwa przeciwne sobie klasowo-kulturowe bieguny społeczne, opowiadając historię czarnoskórej, wyemancypowanej ekonomicznie lekarki, która w poszukiwaniu swojej biologicznej. matki zmuszona jest do konfrontacji z trudną rzeczywistością ubożejącej brytyjskiej working class.

„Pan Turner” – biografia jednego z najwybitniejszych brytyjskich malarzy przełomu XVIII i XIX wieku, niezrozumiałego prekursora impresjonizmu – to nie tylko podróż do innej epoki, ale również porzucenie w oczywisty sposób krytycznego języka, czytelnie artykułującego społeczne geografie i antagonizmy.

Już od pierwszych minut uwyraźnia się tradycja, w której należy szukać źródeł bezpośrednich inspiracji Leigha. To wystawne, niespieszne europejskie i amerykańskie kino kostiumowe lat 80. i 90. Precyzyjne wyselekcjonowanie charakterystycznych dla niego elementów – od oczywistych tropów wizualnych, przez obejmującą dwadzieścia pięć lat z życia malarza kompozycję scenariusza, aż po sięgającą blisko dwóch i pół godziny objętość filmu – każe przypomnieć sobie takie produkcje jak „Amadeus” (1984) Milosa Formana, „Wiek niewinności” (1993) Martina Scorsesego, czy próby odświeżenia tej estetyki, jakich w ostatnich latach podejmowali się między innymi Agnieszka Holland w swojej „Kopii mistrza” (2006), czy Jane Campion w „Najjaśniejszej z gwiazd” (2009). Leigh inkorporuje tę konwencję z całym dostępnym inwentarzem, dbając zarówno o wierne odtworzenie realiów epoki w scenografii, skrupulatnie odtworzonych dialogach i – co być może najistotniejsze – błyskotliwej pracy obrazu, pozwalającej na wybrzmienie zarówno „zakulisowym” wydarzeniom, skrywającym się za samymi pracami J.M.W. Turnera, jak i samym dziełom malarza. Stąd część ujęć skomponowana jest w sposób, który bezpośrednio odwołuje się do poszczególnych obrazów. Film otwiera kadr odwzorowujący obraz „Arundel Castle on the River Arun, with a Rainbow”, a dalej pojawiają się jeszcze między innymi „The Fighting Temeraire” czy „Rain, Steam and Speed – The Great Western Railway”, przeczuwające nadejście epoki industrialnej. Wieloletni współpracownik Leigha operator Dick Pope wiernie oddał charakterystyczną wizualną wyobrażeniowość epoki, zawieszonej z jednej strony pomiędzy romantyzmem a impresjonizmem, a z drugiej – pomiędzy preindustrialnym oświeceniem a maszynową rewolucją. Nie poświęcił jednak na jej rzecz materii filmu, która opiera się przede wszystkim na długich scenach dialogicznych.

To właśnie w nich dość szybko wali się cały misternie zbudowany przez reżysera szafarz. Przedstawiony przez niego – i kapitalnie zagrany przez weterana brytyjskiego kina (jak i filmów Mike’a Leigha) Timothy’ego Spalla – Turner to antyteza wszystkich powierzchownych stereotypów składających się na obraz „romantycznego artysty”. Jest ociężały, gburowaty i małomówny. Nie przepada za innymi ludźmi, a zamiast słów woli pomrukiwać i chrząkać. Potrafi być ostry i nieprzyjemny, choć nie brak mu wrażliwości i współczucia, również na otaczającą go biedę – sam w końcu jest zaledwie synem londyńskiego golibrody, niepotrafiącym do końca odnaleźć się na arystokratycznych salonach. Mierzi go ekstrawertyczność i konwenanse w kontaktach z klasą wyższą – sam nie do końca radzi sobie z podstawami międzyludzkiej komunikacji, choć z drugiej strony to nieprzystosowanie nie przyczynia się do wykształcenia się w nim żadnych społecznych lęków czy socjopatii. Jest oschły i obcesowy, szczególnie w stosunku do kobiet. Bez większych skrupułów molestuje swoją służącą, a kiedy odwiedza dom publiczny ogranicza się do wydania tamtejszej prostytucce kilku lakonicznych komend. Gdy umiera jego nieślubna córka, jest nieobecny na jej pogrzebie, a jej śmierć nie porusza go w żadnym stopniu. Przeciwnie jest z odejściem ojca, z którym był niezwykle zżyty. Gdy w końcu decyduje się zamieszkać z Sophią Booth, wdową z Chelsea, proponuje jej to w sposób o tyle naturalny, co pozbawiony jakichkolwiek czytelnych emocji. Niezrozumienie jego twórczości w konserwatywnych kręgach artystycznych budzi w nim nieudolnie skrywaną irytację, podobnie jak fakt, że zostaje obiektem kpin w jednej z londyńskich komedii. Umierając w podeszłym wieku nie potrafi do samego końca oderwać się od pracy.

To przede wszystkim wielopłaszczynowa, trudna do zakwalifikowania rola Spalla, doskonale poprowadzona i rozwinięta w gęstym, pełnym dygresji i zróżnicowanych tonów scenariuszu, jest jedną z najsilniejszych stron filmu. Jego J.M.W. Turner wydaje się iść naprzeciw wszelkim możliwym oczekiwaniom publiczności związanym z konwencją kina biograficznego. Nie jest on ani ozłoconym, nadczłowieczym mędrcem, ani bezpośrednio ustanawiającą się w opozycji wobec tego schematu figurą antybohatera; buntownika, którego antagonistyczną postawę wobec społeczeństwa można ująć w łatwo komunikowalnych współczesnemu widzowi kodach „alienacji” czy „traumy”. Prace Turnera były wizjonerskie, ale on sam był jak najbardziej człowiekiem swojej epoki – ze wszystkimi psychologicznymi, libidalnymi i habitualnymi tego konsekwencjami.

Stąd „Pan Turner” – z pozoru bezpieczne, łase na prestiżowe nagrody kino utytułowanego, ale starzejącego się reżysera – okazuje się być pozycją równie odważną i kontestacyjną, co reszta filmografii Leigha. To nie tyle efekt zamiaru oddania hołdu wielkiemu artyście na wielkim ekranie, co próba sprawdzenia granic wyobrażeniowości współczesnego kina biograficznego – przepełnionego fałszem, mitem i przede wszystkim „kolonizowaniem” przeszłości przez teraźniejszość, dającym się we znaki przede wszystkim w języku i nadawaniu historycznym postaciom współczesnych rysów. Mike Leigh – na marginesie swojej świetnie i bezkompromisowo opowiedzianej historii o geniuszu sprzed dwóch stuleci – pyta się rówież o naszą relację z przeszłością i kształtujące się poprzez jej zawiązywanie mitologie. To film może nie tak spektakularny i namacalny w swojej aktualności jak „Sekrety i kłamstwa”, ale wcale nie mniej współczesny.

fot. kadr z filmu „Pan Turner”

„Pan Turner” (Mr. Turner), reż. Mike Leigh, produkcja: Francja, Niemcy, Wielka Brytania. W Polsce w kinach od 14 sierpnia 2015 r.

Jakub  Wencel

Student filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się krytyką muzyczną i filmową oraz pisze o grach komputerowych. Publikował teksty między innymi na łamach serwisów i czasopism „Res Publika Nowa”, „Dwutygodnik”, „Krytyka Polityczna”, „Wakat”, „Filmweb”, „Gry-OnLine”, „Polygamia”, „Porcys” „Książę i żebrak”. Wyróżniony w XIV, XV i XVIII edycji Konkursu im. Krzysztofa Mętraka.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.