Koniec ery Gutenberga?

O tym, dlaczego warto wystawić pogrzeb literaturze i jaka jest recepta na trywializację i bezsens epoki Google'a opowiada Enrique Vila-Matas w porywającej "Dublinesce"

29 lipca 2015

Powieść Dublineska katalońskiego pisarza Enrique Vila-Matasa  jest błyskotliwą i ożywczą odpowiedzią na kondycję współczesnej literatury i sytuację pisarzy oraz wydawców. Wciągająca sieć cytatów i kryptocytatów, gąszcz odniesień literackich i filmowych i wreszcie balansowanie między tonem zabawnym a melancholijnym stanowią znakomitą i inspirującą ucztę czytelniczą.

Samuel Riba, bohater powieści, to jeden z ostatnich przedstawicieli ginącego gatunku prawdziwych wydawców literackich. Chroniąc się przed bankructwem, przechodzi na emeryturę i obserwuje upadek ukochanej profesji: wydawców, którzy nie czytają, rozkwitu powieści gotyckiej i kryminałów, pasywnych i niewymagających czytelników. On sam on nigdy nie odnalazł wyjątkowego geniusza, młodego pisarza, który przewyższałby wszystkich dotychczasowych twórców. Wspominając swoje dawne życie, pełne splendoru i kontaktów literackich, ma żal do pisarzy, iż nie zapraszają go już na  spotkania i konferencje.

Z drugiej zaś strony wie, ze niewiele można się po nich spodziewać, ponieważ „są nieufni, chorobliwie wręcz zawistni, zawsze bez forsy i zawsze niewdzięczni, bez względu na to, czy są biedni, czy bardzo biedni”. Niepokój bohatera wzmagają jeszcze docierające prognozy: „wszyscy pisarze znikną; ustąpią miejsca jednej uniwersalnej księdze, nieskończonemu strumieniowi słów dostępnych w Internecie”. Osamotniony Samuel daje się wciągnąć w epokę Google’a, spędza długie godziny przed ekranem komputera i porównuje swój tryb życia do japońskich informatycznych hikikomori, młodych ludzi nie opuszczających właściwie wirtualnego świata.

W głowie emerytowanego wydawcy, zaludnionej przez motywy z ulubionych powieści i cytatów, rodzi się plan symbolicznego pożegnania z erą książki drukowanej, złotych czasów Gutenberga. Miejscem uroczystości ma być Dublin, a odpowiednim czasem święto Bloomsday, obchodzone na cześć Ulissesa Jamesa Joyce’a.  Podróż do stolicy Irlandii z przyjaciółmi pisarzami oraz świętowanie końca pewnej epoki pozwolą bohaterowi znów otworzyć się na świat i odkryć, że w jego życiu wciąż jest miejsce na  przyszłość.

„Angielski skok” okazuje się być znakomitym lekiem na apokaliptyczne nastroje końca literatury. Jeden z uczestników wygłasza swoje osobiste requiem dla starej dziwki literatury, recytując Dublineskę Philipa Larkina (od tytułu poematu pochodzi tytuł powieści). Modlitwy za pisarzy, pożegnanie ery Gutenberga nad symbolicznymi grobami bohaterów Joyce’a oraz podniosła recytacja cytatów wybranych przez uczestników, wieszczących  koniec cywilizacji to tak naprawdę parodia pogrzebu. Dopóki miłośnicy arcydzieła będą chcieli spotykać się w dniu Bloomsday, dopóty pamięć o wielkiej literaturze nie zginie. Sama idea apokalipsy jest podważona: tego rodzaju przeczucia istniały od zawsze, poczynając od Biblii i Eneidy. Wszystkie pokolenia wierzą, że ich generacja jest tą ostatnią, a tymczasem wiele apokalips będzie jeszcze przed nami.

374542-352x500Fot. Materiały prasowe

Akcja powieści toczy się w trzech miastach: Barcelonie, Dublinie i Nowym Jorku. Zaciera się granica między jawą a snem, miastem realnym a wyobrażonym, tym współczesnym a tym znanym z kart powieści czy wyszukiwarki internetowej. Niespokojny umysł niepogodzonego z rzeczywistością wydawcy konfrontuje ważne dla niego motywy ze świata kultury z zaprzyjaźnionymi pisarzami. Tak jak to było w przypadku wielu powieści i opowiadań Vila-Matasa, jego bohaterowie zdają się żywić wyłącznie literaturą.

Enrique Vila-Matas to pisarz niezbyt znany w Polsce, a uznawany za jednego z najwybitniejszych hiszpańskich współczesnych prozaików, bardzo ceniony we Francji i Włoszech, cieszący się sławą w Ameryce Łacińskiej. Z jego imponującej bibliografii powieści, opowiadań i esejów w Polsce ukazało się zaledwie kilka pozycji. Centralną rolę w całej twórczości Vila-Matasa odegrała Trylogia Metaliteracka, cykl powieści, nazwany tak przez wydawcę pisarza Jorge Herralde, których tematyka krąży wokół anomalii świata literatury. W pierwszym tomie Bartleby i spółka (2001, wydanie polskie 2007) mowa jest o autorach, którzy nagle z niewyjaśnionych powodów przestają pisać, kolejny El mal de Montano (2002) traktuje o ludziach pióra, którzy nie potrafią wyjść poza literaturę i chorują na obsesje literackie, wreszcie  tom trzeci Doctor Pasavento (2002) opowiada o autorach, którzy usiłują zniknąć i roztopić się w swoim dziele.

Dublineska (wydana w Hiszpanii w 2010 roku) jest triumfalnym powrotem Vila-Matasa do swojej najlepszej formy powieściowej po przerwie spowodowanej chorobą. Na kartach tej książki wracają pisarze, którzy zatarli się na kartach poprzednich, wyobraźnia wydawcy Samuela Riby przywołuje swoich mistrzów, Joyce’a i Beketta, ale także Nabokova, Larkina, Céline’a, Austera. Dublineska nie jest już tylko żartem i katalogiem określonej postawy twórczej. Nabiera tonu bardzo poważnego, chwilami ostatecznego. Kataloński pisarz zdaje się przyznawać, że owszem, literatura jest pogrążona w kryzysie, ale jednak wciąż istnieje i jest jedyną odpowiedzią na trywializację, banał i bezsens, a  rzeczywistość staje się dopiero wtedy znośna, gdy opowie o niej dobry pisarz. Powieść ma także silny wymiar autobiograficzny. Po raz pierwszy Vila-Matas mówi tak dużo o sobie: o odzyskanej żonie, przyjaciołach, starzejących się rodzicach czy odbieraniu kolejnych sześćdziesiątych urodzin jako pętli zaciskającej się na szyi.  Dublineska  już nie jest tylko zimną intertekstualną grą, ale osobistym przesłaniem i opowieścią o podróży.

Enrique Vila-Matas, Dublineska, Grupa Wydawnicza Foksal, 2015

 

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.