Jastrzębski: Za dużo cyberpunku

W każdym społeczeństwie jest pod dostatkiem młodych mężczyzn, gotowych zabijać i umrzeć w obronie uprzedzeń swych przodków. Szczególnie, gdy czują się ze sobą zbyt dobrze

24 czerwca 2016

Przez najbliższe dni, jeśli nie tygodnie, na pierwszych stronach i w prime time’ie poważni ludzie będą się spierać, czy zamachowiec z Orlando był zaszczutym gejem, islamskim fundamentalistą czy zaburzonym człowiekiem. Oczywiście, nie ma to najmniejszego znaczenia. Próby wejścia w umysł mordercy fascynują niezmiennie od początku świata i w najlepszym wypadku pozostają domniemaniem jego lub jej trudnego życia, przypadłości umysłowej bądź dominującej akurat ideologii. Ekstrapolacja na większość posiadaczy wybranej cechy, bo temu przecież służą podobne dyskusje, ma jeszcze mniej sensu. Mimo to raz za razem brniemy w tego rodzaju rozważania z ogromną ochotą.

Tekst pochodzi z najnowszego wydania dziennika „Polska”. Zobacz, co w nowym numerze.

polskatt06

Mówi się czasem, że dyskusje są dla publiczności, bo ich uczestnicy i tak nie zmieniają zdania. Pewnie sporo w tym racji, obawiam się jednak, że tym razem druga strona ekranu może się okazać równie zatwardziała. Nie ma chyba co liczyć na zmianę stanowiska zwolenników gejowsko-islamsko-szaleńczej przepychanki w kraju, w którym, jak pokazują sondaże TNS z października 2015 roku, wszystkie trzy opcje dla 40% widowni zlewają się w tego samego szatana, którego absolutnie nie chciałoby mieć za sąsiada. Co za różnica – homoś, ciapaty czy wariat – inny to wróg. Jak na zawołanie, tuż po tym jak wieść o Orlando obiegła świat, odezwały się nasze polskie demony, dokładnie w takt niepokojów wskazanych przez zeszłoroczne badania. Pierwsza reakcja Młodzieży Wszechpolskiej, która cytatem ze Starego Testamentu usprawiedliwiała mord na pięćdziesięciu winnych „obcowania cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą” (Kpł 20; 13), była obrzydliwa, lecz niespecjalnie zaskakująca. Frakcja Ruchu Kukiz’15 od dawna znana jest z faszyzowania i siania nienawiści wobec wszystkich grup mniejszościowych w Polsce. Współpracowała także z Obozem Narodowo Radykalnym (ONR), który nie bawi się nawet w pozory, i wprost odwołuje do symboliki i ideologii nazistowskiej. Płonne nadzieje na „ucywilizowanie” nacjonalistów przez wprowadzenie ich do parlamentu zostały tym sposobem, mam nadzieję, raz na zawsze rozwiane.

Znacznie bardziej przeraża gotowość zwykłych ludzi do sympatyzowania z podobnymi poglądami, pod własnym nazwiskiem i na forum publicznym. Momentalnie po ogłoszeniu terrorystycznego charakteru wydarzeń w Orlando Facebook zaroił się od triumfalnych wpisów, w których często w wulgarnym tonie fetowano sprawcę. „Robią za nas robote :DD” [pisownia oryginalna]; „No i k…a prawidłowo”, „Tego ścierwa nikomu rozsądnemu nie było i nie będzie żal”. Ich autorzy to nastolatki czy ojcowie i matki, którzy do swoich zdjęć profilowych pozują uśmiechnięci z ukochanymi dziećmi na kolanach. W ramach odpowiedzi prędko powstał blog, Słowo bywa trwałe jak wytatuowana swastyka, zbierający te i podobne komentarze wraz z nazwiskami i zdjęciami z serwisu społecznościowego.

Prostym wnioskiem, o który można by się w tym miejscu pokusić (poza oklepaną już banalnością zła) jest bliskość zagrożenia. Wcale nie musimy obawiać się importu potencjalnych terrorystów. Oni są tu z nami. Od marzeń do czynów, rzecz jasna, jeszcze kawał drogi, ale – słowami Iaina Banksa – w każdym społeczeństwie jest pod dostatkiem młodych mężczyzn, gotowych zabijać i umrzeć w obronie uprzedzeń swych przodków. Szczególnie, gdy czują się ze sobą zbyt dobrze i zbyt bezpiecznie wobec bezczynności postronnych. Ale to wniosek tyleż naturalny, co niezbyt pomocny.


O NATO, przemocy w demokracji oraz wodzie w mieście piszemy w najnowszych numerach Res Publiki Nowej, Visegrad Insight oraz Magazynie Miasta, które są już dostępne w naszej księgarni!

3-okladki-wiosna-2016

 


Zamachy w klubie gejowskim w Orlando (choć tragiczne) i polska reakcja na nie (chociaż przerażająca) same w sobie niewiele mogą nam powiedzieć o świecie i o nas samych. Dopiero w kontekście ostatnich przemian politycznych, nie tylko w naszym kraju, rzucają trochę światła na kondycję zachodnich społeczeństw i stojące przed nimi wyzwania. A dla współczesnego liberała czy demokraty morał z ostatnich dwunastu miesięcy jest w gruncie rzeczy dość prosty: nie zaszliśmy tak daleko, jak nam się wydaje.

Dziś, gdy zastanawiamy się, skąd płyną główne zagrożenia dla wolności, coraz częściej wskazujemy sferę gospodarczą. Wisi nad nami cień dyktatu globalnych korporacji, rządów agencji ratingowych, prywatnej produkcji pieniądza, czy wreszcie tradycyjnie narastających nierówności społecznych. Zbiorowa wyobraźnia Zachodu coraz bardziej ciąży ku cyberpunkowej dystopii. Zresztą nie bez przyczyny, jest się czego obawiać. Tyle, że nie są to nasze jedyne zmartwienia. Nie wyćwiczyliśmy się jeszcze wcale w znoszeniu okropieństw, przeciw którym wybuchła Rewolucja Francuska, a za nią podążył cały wiek XIX i XX. Zamartwiając się nadchodzącą korporokracją, zbyt mało uwagi przykładaliśmy do obalania wszechwładzy sekt i dyktatur. Skutkiem: Europa Środkowa w objęciach autorytaryzmu i zastępy – pewnie cudownych skądinąd – matek radujących się z masowego morderstwa niewinnych ludzi.

Tu i teraz, największymi zagrożeniami wolności wciąż pozostają puszczone samopas rząd i religia. Zupełnie jak w przeddzień zdobycia Bastylii.

Fot. Gay Village w londyńskim Soho | Wikimedia Commons

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.