Wszystkie dzieci Zofii Rydet

Za każdym razem, kiedy staję przed zdjęciami Rydet, czuję się winny. Za każdym razem wyobrażam sobie, że nie powinienem być tu, gdzie jestem, a już na pewno – patrzeć na to, na co patrzę. W Galerii Asymetria po raz pierwszy spojrzałem na dobrze znane fotografie innym, niewinniejszym okiem. Powód? Ogromne,Read more

11 maja 2011

Za każdym razem, kiedy staję przed zdjęciami Rydet, czuję się winny. Za każdym razem wyobrażam sobie, że nie powinienem być tu, gdzie jestem, a już na pewno – patrzeć na to, na co patrzę. W Galerii Asymetria po raz pierwszy spojrzałem na dobrze znane fotografie innym, niewinniejszym okiem. Powód? Ogromne, dominujące niewielki pokój zdjęcie Julii Staniszewskiej, która dzieci z cyklu Mały człowiek zestawiła z zainscenizowanym obrazkiem pary czekającej na wizytę w klinice leczenia bezpłodności.

Na lewej ścianie Asymetrii – dwie fotografie autorki Czasu przemijania i komentarz Stanisławskiej. Na pierwszej Rydet celuje we mnie aparatem; na drugiej wyciąga coś z maleńkiego pomieszczenia (magazynu? ciemni?). Wygląda tu na starą i trochę szaloną.

Na ścianie za mną zdjęcia dzieci – choć należałoby raczej powiedzieć: „dzieci”, i to takich jak z Bram raju. Przerażające wizerunki z Małego człowieka Zofii Rydet pokazują kilku- i kilkunastolatków w wersji nieprzesłodzonej, bez cenzury, ale i bez epatowania erotyzmem czy agresją. Ciasne, ciemne, mocno kontrastowane kadry, w których ledwo mieszczą się bohaterowie, sprawiają wrażenie brudnych. Z opowieści o Zapisie socjologicznym znamy zresztą technikę pracy, która dała takie rezultaty. Atak z zaskoczenia („– Dzień dobry panu, jak pięknie! Cała chatka drewniana. Ślicznie, zrobimy panu tu zdjęcie. – Ale ja wiem, czy ja się godzę na to? – Pan jest taki ładny, że pan musi się zgodzić[1]). Żadnych uśmiechów. Wzniosłość.

Wreszcie po prawej stronie – znów „dzieci” i fotografia, o której wspominałem na początku. Gdyby nie ona skrępowałaby mnie sieć przecinających się spojrzeń. Aranżacja Staniszewskiej pozwala jednak zracjonalizować niepokojące portrety, przełożyć je na inny, znacznie prostszy język: ach, więc chodzi o in vitro! O sztucznym zapłodnieniu mówi zdjęcie przerażonej cygańskiej dziewczynki czy chłopca bawiącego się na gruzowisku, w prowizorycznej piaskownicy z krawężników. Dzieci na wiecu i na stadionie. W łóżku. W kartonach. Nago.

To, co w fotografii Rydet było niedopowiedziane i wyciszone, u Staniszewskiej zmienia się w wulgarnie dosłowne, krzykliwe wprost wezwanie. Wezwanie warto dodać, choć niewiele to zmieni – wysmakowane formalnie. Pokój na Nowogrodzkiej znajduje swoje odbicie w aseptycznej poczekalni (i tu, i tu wiszą zdjęcia anonimowych dzieci, a granica między ścianą galerii a ścianą kliniki leczenia bezpłodności traci ostrość). Jedna z fotografii z cyklu Rydet, przedstawiająca naburmuszonego chłopca i niemowlę, trzymane na rękach przez dziewczynkę we wzorzystej sukience, powtarza się dwukrotnie. Ramy wszystkich wystawionych zdjęć są jednolite. Podobnie złożono obydwa albumy. Dzięki tym nieskomplikowanym zabiegom stylistycznym Oczekiwanie staje się lustrem, w którym Mały człowiek odbija się, powiela i rezonuje. Zwierciadlana gra wizerunków odsyła również do innych dzieł Rydet – Ślady i wspomniany już Zapis socjologiczny to konteksty najoczywistsze.

Tyle że – zżymam się w duchu – nie po to przyszedłem do Asymetrii. Małego człowieka nie ogląda się przecież ani dla estetycznych zachwytów, ani ideologicznych manifestów. Wielkim rozczarowaniem okazało się też, niestety, spotkanie poświęcone wystawie, zorganizowane w sześć dni po jej zamknięciu. Interpretacji cyklu usiłowano bronić, powołując się z jednej strony na autorytety (takie jak Jerzy Lewczyński, który zaakceptował pomysł Staniszewskiej), z drugiej — na poglądy Rydet, „zawsze ciekawej, co robią młodzi”, i wreszcie, z trzeciej — na pamięć o niej, która odżyła dzięki młodej fotografce (zupełnie jak gdyby bez niej wszyscy mieliby o Rydet natychmiast zapomnieć). Wypowiedzi autorki Oczekiwania, przypominające cytaty z katalogu, zamknęły się w jednej właściwie deklaracji: dzieci to temat-samograj, dlatego fotografowanie ich jest trudne, ale Zofia Rydet robiła to pięknie, bo – jak mówiła w filmie Różyckiego – zawsze je szczerą miłością kochała. Cóż, tym większa szkoda, że ich portrety przekuto w głos w sprawie. I to sprawie takiej, o którą autorka Zapisu socjologicznego – praktykująca katoliczka, wielokrotnie wypowiadająca się na temat swojej wiary2 – wcale by pewnie nie walczyła.

Nie odbieram jakiejkolwiek wartości wystawie w Asymetrii. Więcej nawet: uważam, że Oczekiwanie to dzieło naprawdę dobre – ale w swojej kategorii, a nie w zestawieniu z cyklem Rydet. Gra z konwencją fotografii humanistycznej czy podkreślenie dwuznacznego przekazu zdjęć z klinicznej poczekalni to pomysły, do których należy odnieść się z uznaniem. W ostateczności można też przymknąć oko na nieudane chyba odczytanie Staniszewskiej i docenić chociażby trafność doboru obrazów z ogromnego archiwum. Osobiście jednak – wziąwszy pod uwagę, że wystawa inauguruje projekt, którego twórcy stawiają sobie za cel wpisywanie historycznej fotografii, reinterpretowanej przez współczesnych artystów, w szerszy kontekst kulturowy – przyznam, że wolałem je przed reanimacją.

1Zob. np. A. Różycki, Nieskończoność dalekich dróg. Podpatrzona i podsłuchana Zofia Rydet A.D. 1989, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 1997, nr 3-4 (238-239), s. 185.

2Zob. np. tamże, s. 183-184.

Daniel  Brzeszcz

Absolwent filologii polskiej i kulturoznawstwa w ramach MISH na Uniwersytecie Warszawskim. Wielokrotny stypendysta MNiSW, miasta stołecznego Warszawy i miasta Poznania, laureat Diamentowego Grantu, wyróżniony w Konkursie na Najlepszego Studenta RP. Współautor siedmiu książek naukowych, publikował także w „Krytyce Politycznej”, „Małej Kulturze Współczesnej”, „uniGENDER” i „LiteRacjach”. Interesuje się literaturą półwiecza 1860—1910, teorią literatury, kulturą wizualną i Beyoncé. Pochodzi z Krakowa, mieszka w Warszawie. Tagi: 1990, TNGHT, daggering, Melro$e Place.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.