Komentarze
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Co dalej z kulturą Rosji?
19 kwietnia 2025
13 sierpnia 2012
Jakie jest obecne znaczenie, a jaka będzie przyszłość klasy średniej? Czy czekają nas coraz większe nierówności społeczne i w konsekwencji koniec demokracji?
Oczekiwanie na pojawienie się klasy średniej było jednym z podstawowych toposów polskiej transformacji. Z jednej strony, jej nadejście miało być świadectwem powodzenia reform systemowych, z drugiej – wiązano z nią nadzieje na akumulację kapitału, a tym samym trwały, organiczny wzrost gospodarczy. Socjologowie robili badania i pisali książki o kondycji klasy średniej, politycy inwestowali w programy sprzyjające rozwojowi przedsiębiorczości, a media promowały wzory osobowe self made mana. W „Gazecie Wyborczej” publikowano przez dobry rok cykl prezentujący sylwetki odnoszących sukces przedsiębiorców – pikanterii dodaje to, że ukazał się tam między innymi biogram Andrzeja Bagsika.
Rzecz jednak w tym, jak wyobrażano sobie wówczas przedstawiciela klasy średniej. Już nawet pobieżna analiza pokazuje, że typowego reprezentanta owej wyczekiwanej z nadzieją klasy przedstawiano sobie (i publiczności) na wzór XIX-wieczny: jako sklepikarza, drobnego producenta, drobnego właściciela. Nie dostrzegano, że nowoczesna – czy nawet postnowoczesna – klasa średnia składa się w głównej mierze z pracowników najemnych, profesjonalistów wyższego szczebla, nowego typu przedsiębiorców, operujących raczej na rynku produkcji symboli niż przedmiotów. Stan trzeci, mieszczaństwo, odegrał swoją historyczną rolę, wprowadzając nowe zasady i wartości do mechanizmu społecznego zróżnicowania.
Dzisiaj posiadanie sklepiku czy małego zakładu produkującego lody nie jest drogą na społeczne szczyty, ale często stanowi alternatywę wobec bezrobocia. W dobie transnarodowych korporacji, które konsolidują produkcję i dystrybucję, trudno było małym przedsiębiorcom rozwijać karierę i przejść od pucybuta do milionera. Nie ulega jednak wątpliwości, że rzesze drobnych przedsiębiorców, szczególnie tych z kultowymi łóżkami polowymi, położyły podwaliny pod nasz sukces gospodarczy – choć niewielu zostało wybranych do zasilenia szeregów klasy wyższej.
Inną kwestią jest rozrost klasy profesjonalistów, która w Polsce niewątpliwie rozkwitła – nie mieliśmy wcześniej do czynienia z klasą znakomicie opłacanych menedżerów w nowych niszach rynkowych, jak bankowość i finanse czy marketing i dystrybucja. Najkrócej rzecz ujmując, wypatrywaliśmy klasy średniej nie tam, gdzie się ona kształtowała.
Nie dostrzegano też, że klasę średnią definiować należy nie w odniesieniu do zajęcia, ale w odniesieniu do roli, jaką odgrywa ona w strukturze społecznej. Mówiąc najogólniej, klasa średnia jest swoistym pośrednikiem między klasą wyższą a niższą, zarówno w tym sensie, że poprzez swoje aspiracje przenosi ona i uprzystępnia praktyki i wartości klasy wyższej, jak i w tym znaczeniu, że stanowi kanał dopływu (i odpływu) między skrajnymi segmentami struktury społecznej.
Norbert Elias w swoim fundamentalnym dziele o przemianach obyczajów w cywilizacji Zachodu stawia tezę, że motorem przemian w Europie Zachodniej, począwszy od XVI wieku, jest wyścig o dystynkcję społeczną między aspirującą klasą średnią a klasą wyższą. W tym samym czasie, jak głosi anegdota, Król Słońce, Ludwik XIV, miał zapytać swojego bankiera, dlaczego ma on tak mało dzieci. „Nie stać mnie na więcej” – odpowiedział podobno rozmówca. Istotnie, klasa średnia wiecznie zagrożona degradacją – spadkiem do klasy niższej – i jednocześnie dostrzegająca szansę awansu tradycyjnie dużo inwestowała w swoje dzieci (w ich wykształcenie, pozycję itp.), dlatego miała ich relatywnie mniej. Jak pokazują dane pieczołowicie zgromadzone przez demografów historycznych, klasa średnia stanowiła awangardę modernizacji zachowań reprodukcyjnych. Albo udawało się „przepchnąć dzieci wyżej”, ponosząc wysokie koszty kształcenia, podróży, wyposażenia, co wykluczało większą liczbę potomstwa, albo – jeśli miało się ich zbyt dużo, żeby zapewnić dobry start – ryzykowało się ich społeczny upadek, degradację do klas niższych. Jeśliby więc mierzyć obecność klasy średniej aspiracjami połączonymi z inwestycjami w dzieci, to w Polsce niewątpliwie jest ona bardzo dobrze reprezentowana.
Nie ma co jednak czekać na rozkwit klasy średniej. W krajach wysoko rozwiniętych, ale również w Polsce, obserwujemy dychotomizację struktury społecznej, wzrost dystansów i zróżnicowań dochodowych. Coraz mniej jest miejsca na transfer wartości i praktyk, na sferę pośredniczącą między elitami a masami. Nie należy też wiązać z klasą średnią nadziei, że stworzy nam ona w dzisiejszych warunkach nowy kapitalizm.
***
Odpowiedź na pytanie o znaczenie i przyszłość klasy średniej autorstwa Anny Gizy-Poleszczuk została opublikowana w najnowszym numerze Res Publiki Nowej „Kto jest w środku?” , wraz z odpowiedziami Francisa Fukuyamy, Edwina Bendyka i Marcina Króla.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.