Nowa opowieść o starej Europie

W dobie impasu polityki Unii Europejskiej potrzeba nowej narracji o roli Starego Kontynentu staje się paląca. Czy europejskie wartości całkiem się zdezaktualizowały?

30 lipca 2015

Europa potrzebuje nowej opowieści o sobie. Ale musi to być opowieść zarówno dla Europy, jak i dla świata. Przede wszystkim zaś – dla młodych Europejczyków. O czym była stara opowieść? W gruncie rzeczy o wychodzeniu z największej zapaści, czyli skutków II wojny światowej. Nie znaleźliśmy się w niej za przyczyną jakichś nieznanych sprawców. To sami Europejczycy wepchnęli swój kontynent w tę zapaść.

Ta opowieść była znaczona datami kolejnych zrywów przeciw pojałtańskiemu porządkowi na Wschodzie, postępami procesu integracji na Zachodzie, w końcu przełomem 1989 roku: powołaniem pierwszego niekomunistycznego rządu w Polsce, upadkiem muru berlińskiego, wojną w byłej Jugosławii i powolnym leczeniem ran po niej… Ta historia powoli dobiega końca. Obecny kryzys tylko opóźnia jej zakończenie, ale przecież go nie uniemożliwia. Każdy, kto uświadamia sobie bezmiar nieszczęścia, w który wtrąciły Europę (europejskie przecież!) totalitarne eksperymenty, życzy sobie, by stara opowieść została dopowiedziana jak najrychlej i żeby jej koniec był jak najszczęśliwszy.

A o czym ma być ta nowa opowieść? Zapewne o Europie bardziej obecnej w świecie, mniej zaprzątniętej samą sobą. Europejczycy muszą więc dobrze zdać sobie sprawę z tego, jak zmieniał się świat wtedy, gdy Europa liczyła się tylko ze sobą. Innymi słowy: jaki jest i jaki powinien być kontekst, w którym osadzi się nowa opowieść europejska.

Panorama Europy z satelity NASA
Panorama Europy z satelity NASA

O uznanie ubiegają się różne modele globalnego porządku. Pierwszy model jest jednobiegunowy – to wizja świata zdominowanego przez jedno supermocarstwo (USA) ewentualnie – to drugi model – Chiny. Trzeci model ukształtował się około 2000 roku. Niektóre elity rosyjskie opowiadały się za modelem dwubiegunowym: Europie i jej zachodnim emanacjom przeciwstawić chciały Eurazję (w istocie obecna Rosja poszerzona nieco na południu), skupiającą wokół siebie całą „pozaeuropejską ludzkość”, dążącą do ostatecznego odrzucenia dominacji cywilizacji europejskiej. Model czwarty jest wielobiegunowy. To jest taki porządek świata, w którym najważniejsze dla jego losów byłyby decyzje i poczynania kilku mocarstw. Piąty model został sformułowany przez meksykańskiego filozofa – Leopolda Zea. Uznał on początek II wojny światowej za akt abdykacji Europy, akt porzucenia roli centrum, względem którego orientowała się dotąd reszta świata. Wielki poeta meksykański Octavio Paz ujął to zwięźle: „todos nos hemos convertido en seres periféricos (…) porque no hay centro”.

Rola, która przypada Europie w wymienionych powyżej modelach, nie jest zbyt satysfakcjonująca. A skoro o rolach mowa, chyba najzwięźlej określa ich podział wypowiedź producenta Bollywoodu skierowana do francuskiego reżysera: „You are no more”. Nie ma porównania pomiędzy zasięgiem oddziaływania produkcji bollywoodzkich i wytworów europejskiej sztuki filmowej. Ta fraza – „You are no more” – to może pewne ekstremum, trzeba jednak przyznać, że wymieniane modele w najlepszym razie obsadzą Europę w roli peryferii o wprawdzie wciąż dość znacznym, ale malejącym już potencjale gospodarczym.

Wieści o śmierci Europy są jednak mocno przesadzone, a to z dwóch powodów. Pierwszy polega na tym, że najbliższy prawdy o świecie współczesnym nie jest żaden z powyżej wymienionych modeli, ale zupełnie inny. I tak się składa, że odzwierciedla go dobrze struktura wielu miast europejskich, regionów, krajów, wreszcie całej Europy.

Najwygodniej sięgnąć mi po przykład miasta, które znam najlepiej – Krakowa. Każdy, kto je odwiedzi, łatwo wskaże jego centrum: jest nim oczywiście Rynek. Po chwili namysłu dojdzie jednak do przekonania, że drugim ważnym centrum tego miasta są okolice Rynku i Placu Nowego na Kazimierzu. Duch mody wskazuje ostatnio jeszcze inną możliwość: centrum Krakowa leży na Podgórzu i w okolicach Rynku Podgórskiego. Sam mieszkam w pobliżu innego, mniejszego centrum – Rynku Kleparskiego, który był w średniowieczu ośrodkiem odrębnej Civitas Clepardia. Oczywiście do stawki wlicza się także Plac Centralny – główny ośrodek Nowej Huty. Słowem: Kraków ma strukturę policentryczną. Podobnie Wiedeń, Berlin, Praga, Paryż, Londyn i wiele innych miast oraz całych krain europejskich.

Jeśli uznać policentryczność za obowiązujący model świata, to dziedzictwo europejskie będzie się w nim mieścić szczególnie dobrze. Za przyjęciem tego modelu jako obowiązującego przemawia wiele m.in. to, że mnogość rzeczywistości wirtualnych, w których tak czy inaczej uczestniczymy i istniejemy, pozwala tę policentryczność świata jeszcze multiplikować i to w różnorodnych wielowymiarowych przestrzeniach. Ci, którzy źle znoszą nadmierne „naturalizowanie” spraw ludzkich, za ważną rację przemawiającą za tym właśnie modelem uznają i to, że „centrum” w wyższym stopniu sugeruje udział ludzkiego wysiłku tworzącego to centrum niż biegun, który z przyrodniczą koniecznością skupia działanie jakichś politycznych sił.

Diagnoza „You are no more” bądź relegowanie Europy na dalekie peryferia jest niezasadne jeszcze z jednego powodu: pomimo wszystkich bratobójczych konfliktów i przerażających eksperymentów w niedalekiej przeszłości Europa jest nadal depozytariuszem i kreatorem pozytywnych wartości ważnych dla całego świata.

Zwykle w podobnym kontekście pojawia się pokusa przypominania o korzeniach Europy. Jeśli jej nie ulegam, to tylko dlatego, że pamiętam przestrogę znakomitego humanisty krakowskiego, zmarłego niedawno Jacka Woźniakowskiego: korzenie często są splątane i wyrastają z gruntu, któremu lepiej zbyt dokładnie się nie przyglądać.

Spróbujmy raczej przyjrzeć się tym europejskim wartościom – tym naszym srebrom rodowym – których blask przyciąga wzrok innych. Chodzi o te wartości, które – nie spierajmy się o ich źródła i korzenie – w Europie zostały uchwycone i niejako wyartykułowane w sposób istotny dla ukształtowania obecnej postaci całego świata.

Racjonalność – a ściślej: podwójne założenie dotyczące możliwości poznawczych człowieka i istoty porządku przyrodniczej rzeczywistości. To dzięki temu założeniu Europa stała się miejscem rozwoju nauki i filozofii. Będąc depozytariuszem tej wartości, Europa jako bohaterka nowej opowieści powinna skupić możliwie wiele głównych naukowych centrów badawczych. Wyniki ich prac będą niezbędne dla rozwiązywania problemów, które już znamy, albo tych, które czają się tuż za rogiem.

Druga wartość, a raczej cały ich zestaw, ukształtował się wokół takich pojęć jak osoba i jej godność, godność przysługująca każdemu człowiekowi jako jednostce. Najpełniej ten zestaw wartości został wyartykułowany w deklaracjach praw człowieka przyjętych – notabene – zaraz po II wojnie światowej.

I trzecia wartość, której różne artykulacje pojawiły się przede wszystkim w Europie, ale przywoływane są także w kontekście debat globalnych – solidarność. Nie pora na to, by wyliczać jej różne definicje, które znajdujemy w rozważaniach filozofów tak skądinąd różnych jak Józef Tischner, Charles Taylor, John Rawls i Jürgen Habermas. Odnotujmy może tylko, że ten ostatni właśnie solidarność uczynił rdzeniem swego projektu reform, do których podjęcia wzywa członków Unii Europejskiej.

Sądzę, że te właśnie wartości: racjonalność, której paradygmatem są postulaty metodologii naukowej, godność człowieka wyrażona w uszczegółowieniu praw człowieka i solidarność powinny stać się osią nowej opowieści europejskiej, nowego sposobu bycia Europy w świecie.

Gdyby pod adresem tej propozycji pojawiła się obiekcja nadmiernego oderwania od przyziemnych realiów, odpowiedziałbym m.in. przywołaniem bardzo konkretnych danych:

  • Około 750 milionów ludzi jest stale zagrożonych głodem;
  • 40 procent żywności w krajach rozwiniętych ulega zniszczeniu – ląduje w pojemnikach na odpady;
  • 40 procent żywności w krajach rozwijających się ulega zniszczeniu z powodu niewydolności infrastruktury transportowej;
  • gdyby cała ludzkość chciała przyjąć zwyczaje żywieniowe Europejczyków i innych mieszkańców bogatej północy, wyczerpałyby się zasoby dobra najbardziej elementarnego – wody.

Sądzę, że te dane stanowią wyzwanie dla naszej wiedzy i racjonalności, dla naszego respektu dla godności człowieka i apel do naszego poczucia solidarności. Europa globalnej obecności między innymi temu wyzwaniu musi sprostać, na ten apel powinna odpowiedzieć.

Tekst pochodzi z numeru RPN (212). Zapraszamy do lektury najnowszego numeru o imperiach.

Fot. Hernan Pinera/Flickr/CC

 

Czesław  Porębski

filozof, prawnik, profesor nauk humanistycznych, wykładowca Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie. W latach 1999-2004 profesor Internationale Akademie fuer Philosophie w Liechtensteinie, od 2000 roku prorektor tej uczelni.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.