Dowodzik dla ofiar Holokaustu

Ten pomysł brzmi jak ze złego dowcipu. Jednak to, co w każdym innym kraju byłoby jedynie czarnym humorem, w Izraelu potrafi być oficjalną polityką Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, popartą autorytetem najwyższych władz państwowych. Na początku maja Izrael przedstawił projekt nowych dowodów osobistych, które mają upamiętniać ofiary Holokaustu. Każdy mieszkaniec Izraela, któryRead more

16 maja 2011

Ten pomysł brzmi jak ze złego dowcipu. Jednak to, co w każdym innym kraju byłoby jedynie czarnym humorem, w Izraelu potrafi być oficjalną polityką Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, popartą autorytetem najwyższych władz państwowych. Na początku maja Izrael przedstawił projekt nowych dowodów osobistych, które mają upamiętniać ofiary Holokaustu. Każdy mieszkaniec Izraela, który otrzyma nowy dowód, zobaczy na nim sześć gwiazd Dawida, przypominających o sześciu milionach ofiar nazistowskiego terroru. Do tego numery dowodów zaczynać się będą od liczby 6.000.000. Poza tym dowód ma wyglądać normalnie – z chipem zawierającym informacje biometrycznie i fotografią.

Nowy projekt dowodu nie budzi w Izraelu specjalnych kontrowersji. Izraelczycy zdają się być przyzwyczajeni do państwowych form upamiętniania ofiar Zagłady. Urzędnik izraelskiego MSW przedstawiający wzór dowodu stwierdził, że w ten sposób Izrael nadaje obywatelstwo wszystkim żydowskim ofiarom Zagłady: „Nie zapomnimy ich, oni są z nami teraz i w ten sposób na zawsze pozostaną”, przekonywał.

Psychologowie izraelscy od dawna mówią o mentalności oblężonej twierdzy, która naznacza myślenie Izraelczyków o historii i współczesności. W niedawnych badaniach prof. Yechiel Klar z Uniwersytetu w Tel Awiwie wykazał, że nawet krótkie, podprogowe ukazanie Izraelczykom symbolu związanego z Zagładą (np. swastyki) może wzbudzić u nich wzrost postaw antyarabskich i poparcie dla jastrzębiej polityki. Na nieświadomym poziomie wzbudzony zostaje podstawowy lęk przed kolejną Zagładą, co w efekcie skłania Izraelczyków do poparcia dla militarnych rozwiązań. Nieprzypadkowo zresztą traumatyzujące wizyty młodzieży izraelskiej w Polsce – w trakcie których odwiedzają oni dawne obozy zagłady i getta – poprzedzają okres służby wojskowej. Możemy się zatem spodziewać, że za każdym razem, gdy Izraelczyk sięgnie po swój nowy dowód osobisty, lęk po raz kolejny zostanie wzbudzony.

Psychologiczne następstwa lęku to jednak nie jedyny problem w tego rodzaju upamiętnianiu. Czy już samo przypisywanie numerów ofiarom Holokaustu nie budzi przerażających skojarzeń? Czy zamordowany w Auschwitz cadyk Jehuda Teitelbaum, przywódca chasydów z Satmaru po dziś dzień nieuznających świeckiego państwa Izrael, byłby zadowolony z otrzymania takiego dowodu? Czy znani nam choćby z nazw ulic żydowscy komuniści zabici przez hitlerowców w okupowanej Warszawie – Józef Lewartowski, Edward Fondamiński czy Hanka Sawicka – chcieliby zostać obywatelami dzisiejszego Izraela? Czy w końcu jakże liczni Żydzi będący polskimi, niemieckimi czy węgierskimi patriotami – niemieccy żołnierze I wojny światowej odznaczeni żelaznym krzyżem, polscy pisarze głęboko zakorzenieni w ojczyźnie-polszczyźnie, węgierscy intelektualiści – ustawiliby się w kolejce po izraelskie obywatelstwo, gdyby nie zostali zgładzeni przez nazistów? Nikt ich o to przecież nie zapyta. Ale urzędnicy izraelskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych rozstrzygają te dylematy z niebywałą łatwością – stosując dziś niestety te same kryteria etniczne, które przed laty wykluczyły Żydów z europejskich wspólnot narodowych.

Michał  Bilewicz

psycholog społeczny, kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Uniwersytecie Warszawskim.

Dajemy do myślenia

Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.