Aktualności
Darmowe
Polityka
RPN
Strona główna
Świat
Półprzewodniki i ananasy
1 kwietnia 2025
29 kwietnia 2010
„Na paryskim bruku” było mi źle – i nie będę tego ukrywać. Z daleka od Ojczyzny i w poczuciu oderwania od wspólnoty narodowej tragedię przeżywa się znacznie silniej, a choć skala oczywiście nieporównywalna, to tęsknoty dziewiętnastowiecznych emigrantów nagle stają się o wiele bardziej zrozumiałe. Każdy emigrant, nawet taki jednotygodniowy, łaknie wieści z Kraju. Do środy uniknięcie w nich „potępieńczych swarów”, przed którymi przestrzegał ks. Nast, nie nastręczało trudności. Później tragedię i żałobę narodową w pewien sposób wyidealizowałam – bo to, o czym dumałam na paryskim bruku, to Polska pozbawiona Tomasza Merty ze wspomnienia Marka Cichockiego i Prezydenta, który Ją naprawdę kochał. To kraj, w którym politycy wszystkich ugrupowań zgodnie pochylają się nad tragedią swojego narodu i duchowni różnych wyznań łączą we wspólnej modlitwie za Ojczyznę. To wreszcie państwo, nad którego formą trzeba się zastanawiać i zacząć działać dla jej poprawienia, a możliwość odcięcia się od pojawiających się sporów takiemu namysłowi, pozbawionemu negatywnych emocji, bardzo sprzyja.
W Paryżu nie byłam sama. Spotkałam tam przedstawicieli piętnastu państw Unii. O naszej narodowej tragedii wiedział każdy – przecież mówiły o tym serwisy informacyjne na całym świecie. Ale dopiero w poniedziałek przed południem zaczęli zadawać kluczowe w tym kontekście pytanie – nie jak doszło do tragedii, ale dlaczego polski Prezydent z Małżonką i ponad dziewięćdziesięcioosobową delegacją był w okolicy rosyjskiego Smoleńska. O Zbrodni Katyńskiej sprzed 70 lat wiedziała tylko koleżanka z Litwy, zresztą historyczka. Informacja była szokująca. Poniedziałkowe dzienniki podawały ją jako niemal równie przerażającą, co ta o katastrofie prezydenckiego samolotu. W którymś z polskich wspomnieniowych artykułów przeczytałam, że Prezydent Kaczyński zginął za pamięć o Katyniu, o tej nieludzkiej ziemi i zapomnianianych przez świat mogiłach. Z polskiej perspektywy może się to wydawać zdaniem przesadzonym, może nawet egzaltowanym. Na nieświadomym historii wiosny 1940 roku Zachodzie nabiera bolesnej prawdziwości. Oczywiście tylko na pewien czas, ale Katyń 1940 staje się tematem nośnym jak Smoleńsk 2010. Odpowiadanie na pojawiające się pytania nie jest łatwe, a płynąca z odpowiedzi wiedza dla Francuzów, Greków, Austriaków – szokująca. To, że Smoleńsk i Katyń ponownie, po 70 latach, stały się kresem drogi polskich elit, a nie tylko miejscem tragicznego i przypadkowego wypadku, powoduje powszechną konsternację. Okazuje się, że niestety by Katyń przebił się w zachodnioeuropejskiej świadomości, konieczny był nie upadek komunizmu, ale kolejna narodowa tragedia, ponownie na tej samej nieludzkiej ziemi.
…to tylko jedna głoska różnicy, w dodatku trudnej polskiej mowy. U zagranicznych znajomych może to budzić pewną dezorientację. Po kilku dniach zaczynają z niedowierzaniem dopytywać, czy w Polsce nadal trwa żałoba, zwłaszcza, że wydaje im się, że Prezydent nie był bardzo popularny. We francuskich gazetach czy telewizyjnych informacjach coraz rzadziej pojawiają się informacje z Polski, choć aż do piątku są obecne, acz już nie na pierwszych stronach. Francuzi, z którymi miałam kontakt, dziwią się, że po Tragedii nasz naród podchodzi tak bezkrytycznie do polityki Kaczyńskich. Litwini przejmują się raczej żenującymi w ich odczuciu sporami w łonie Seimasu nad pisownią nazwy wileńskiej ulicy Lecha Kaczyńskiego albo zastanawiają, dlaczego pochowanie go na Wawelu budzi takie kontrowersje. Część francuskich gazet, nie czekając na wyniki śledztwa, oddaje się spekulacjom na temat przyczyn wypadku lub ocenom jakości polskiego życia obywatelskiego. Inne zabierają się za ocenę rządów Prezydenta Kaczyńskiego, część – niejako przy okazji – poświęca krótkie artykuły Zbrodni Katyńskiej. Można się spotkać z wyrazami zdumienia z powodu szczerego żalu po katastrofie, można usłyszeć, że reakcja Polaków jest zupełnie niezrozumiała i że bardzo wiele dzieli nasz naród, skupiający się przede wszystkim na nabożeństwach i modlitwie za tragicznie zmarłych, od racjonalnego społeczeństwa francuskiego.
Z narodową tragedią chyba nadal mało kto się pogodził i do końca w nią uwierzył. Podczas kolejnych pogrzebów żegnamy ludzi nam bliskich, ważnych albo podziwianych, za kilka dni przyjdzie nam się zmierzyć z kolejnym wyzwaniem w postaci kampanii wyborczej. Wyzwaniem będą przygotowania do wyborów, wyzwaniem będzie „normalne” życie i praca w kraju, który w końcu się otrząśnie. Wyzwaniem będzie z pewnością odbudowanie tej części polityki międzynarodowej, którą prowadzili ci, których w tych dniach żegnamy. I wyzwaniem będzie, jakkolwiek niezręcznie by to nie brzmiało, wykorzystanie szansy, jaką tragedia narodowa dała polskiej polityce historycznej, dbałości o właściwy kształt polskiej pamięci na arenie międzynarodowej. Ten jeden raz wzrok światowej opinii publicznej jest skupiony nie tylko na bieżących problemach Polski (co samo w sobie nie zdarza się często), ale także, niemal w równym stopniu, na jej przeszłości. Paradoksalnie śmierć stała się szansą – na to, by nikt więcej nie pytał, co polski Prezydent i Premier robią wiosną na Smoleńszczyźnie, na to, by świat poznał prawdę skutecznie skrywaną przez 70 lat, na to wreszcie, by sprawa ostatecznego zakończenia śledztwa katyńskiego przestała być jedynie troską polskich polityków o konserwatywnych poglądach. I jeszcze, by zachodnia Europa z Francją na czele zrozumiały „polskie przewrażliwienie” na punkcie polityki wschodniej. By zrozumiały przyczyny kultytowanej pamięci historycznej, powody trudnych relacji z Moskwą, a także żywotnych interesów politycznych Rzeczpospolitej, przejawiających się we wspieraniu tych krajów, które dziś dbać muszą nie tylko o pamięć, ale także o podstawy własnej państwowości.
Analizy i publicystyka od ludzi dla ludzi. Wesprzyj niezależne polskie media.